Recenzja wyd. DVD filmu

Cold Creek Manor (2003)
Mike Figgis
Dennis Quaid
Sharon Stone

Usypia przed telewizorem

Jak mawiał inż. Mamoń, najbardziej lubimy to, co już znamy. Z tego założenia wychodzili zapewne producenci po przeczytaniu scenariusza "Cold Creek Manor" i kierując go do produkcji. Dodatkowo
Jak mawiał inż. Mamoń, najbardziej lubimy to, co już znamy. Z tego założenia wychodzili zapewne producenci po przeczytaniu scenariusza "Cold Creek Manor" i kierując go do produkcji. Dodatkowo zaangażowano Sharon Stone i Dennisa Quaida, aby mieć pewność, że film na siebie zarobi. Na fotelu reżysera zasiadł Mike Figgis (twórca "Zostawić Las Vegas") i czekać, aż mamona zacznie wpadać do kieszeni. Jakość całego projektu była chyba najmniej ważna.

Copper (Quaid) i Leah (Stone) uciekają przed miejskim pędem na wieś. Znajdują piękną posiadłość za niewielkie pieniądze. Rzucają się w wir remontu. Szybko okazuje się, że wiejska posiadłość kryje swoją tajemnicę, a mieszkanie w wymarzonym domu przeradza się w koszmar.

Jak już wspominałem, scenariusz oryginalnością nie grzeszy. Kalka na kalce, schemat goni schemat. Każdy motyw był już w innym filmie i to przeważnie lepiej napisany. Jednak największe baty należą się reżyserowi. Figgis wykorzystał wszystkie tricki typowe dla thrillerów. Nie wysilił się w ogóle, jakby brakowało mu całkowicie pomysłu na film. Nie znajdziemy tutaj poważniejszych błędów warsztatowych, ale takiemu wyjadaczowi rzadko się one zdarzają. Nie udało mu się również poprowadzić aktorów. O ile Dennis Quaid nie męczy się, niemożna tego powiedzieć o Sharon Stone. Nie należy ona do wybitnych aktorek, ale jeśli reżyser "trzyma ja krótko", potrafi dobrze wypaść w filmie. Tego właśnie zabrakło tutaj. Widocznie gubi się w swojej roli, "popisując" się tylko trzema minami (strach, radość, znudzenie), męcząc siebie i widza, który ją ogląda. Ale trzeba przyznać, że nadal wygląda atrakcyjnie.

"Cold Creek Manor" to typowy produkcyjniak. Wszystko poniżej przeciętnej. W czasie seansu przypomniały mi się słowa piosenki Maryli Rodowicz: "Ale to już było…", ale niestety dalsza część piosenki już tutaj nie pasuje, bo od roku 2003 roku powstało wiele podobnych filmów. Ciężko znaleźć jakieś plusy w tym filmie. No może, bardzo dobre zdjęcia, typowe dla produkcji z Hollywood. Występuje tutaj dużo długich ujęć, pokazujących tajemniczość domu zamieszkanego przez bohaterów. Muzyka, która nie drażni, ale też nie wpada w ucho.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Mamy rodzinę. Mamy ich nowy dom w wiejskiej okolicy. Znajome, prawda? No tak. Było już wiele, wiele razy.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones