Recenzja filmu

Wykolejony (2005)
Mikael Håfström
Clive Owen
Jennifer Aniston

Uwikłany

Bracia Weinstein liczyli zapewne, że "Wykolejonego" uniosą znane nazwiska w obsadzie, ale również i w tym przypadku się przeliczyli. W filmie Hafstroma nie znajdziemy wybitnych kreacji, a
Mikael Håfström jest obecnie uznawany za jednego z najciekawszych szwedzkich reżyserów. Swoimi ostatnimi filmami, "Złem" oraz "Duchem topielca", udowodnił, że doskonale sprawdza się zarówno w dramatach, jak i adresowanych do szerokiej publiczności komercyjnych produkcjach. Nic więc dziwnego, że zainteresowało się nim Hollywood. W 2004 roku bracia Weinstein - ówcześni szefowie studia Miramax - zaproponowali mu ekranizację bestsellerowej powieści Jamesa Siegela "Wykolejony".
Wydawało się, że ten film musi być skazany na sukces. Scenariusz napisał Stuart Beattie, autor fabuły głośnego "Zakładnika". W rolach głównych wystąpili Clive Owen, piękna Jennifer Aniston oraz francuski gwiazdor Vincent Cassel, a za kamerą stanął twórca, którego wcześniejszy obraz otrzymał nominację do Oscara. Niestety, mimo zaangażowania znanych nazwisk "Wykolejony" okazał się filmem nieudanym, przewidywalnym, a momentami zwyczajnie nudnym. Charles Schine jest doświadczonym pracownikiem średniej wielkości firmy reklamowej. Dobrze zarabia, ma piękną żonę i wspaniałą córkę. Pewnego dnia spóźnia się na pociąg, którym zawsze jeździ do pracy. Nie wie jeszcze, że to banalne zdarzenie stanie się początkiem tragicznych wydarzeń, które zamieniają jego życie w koszmar. Fascynacja przypadkowo poznaną piękną kobietą okaże się początkiem niebezpiecznej rozgrywki, w której stawką będzie życie córki Charlesa. Powyższe streszczenie może wydać się Wam zapowiedzią prawdziwie intrygującego widowiska. Niech Was ono jednak nie zmyli. "Wykolejony" to bowiem jeden z tych filmów, o których znacznie lepiej się pisze, niż się je ogląda. Przede wszystkim perypetie Schine'a pozostawiają widza cudownie obojętnym. Pomijając już fakt, że kino zna mnóstwo podobnych historii z polskim "Długiem" na czele, fabuła "Wykolejonego" jest zwyczajnie nudnawa. Dopiero po dobrych kilkudziesięciu minutach projekcji główny bohater wpada w zastawioną na niego pułapkę, ale i wtedy akcja nie nabiera stosownego tempa. Być może dlatego, że rozwiązanie intrygi jest tak przewidywalne, że widz praktycznie od początku wie, jak zakończą się perypetie głównego bohatera i kto jest odpowiedzialny za jego kłopoty.
Bracia Weinstein liczyli zapewne, że "Wykolejonego" uniosą znane nazwiska w obsadzie, ale również i w tym przypadku się przeliczyli. W filmie Håfströma nie znajdziemy wybitnych kreacji, a jedynie poprawne. Z odtwórców głównych ról najlepiej radzi sobie Vincent Cassel, ale muszę przyznać, że oglądanie go po raz kolejny w roli bezwzględnego łajdaka zaczyna być nużące. Jedyny element "Wykolejonego", który wybija się ponad przeciętność, to muzyka. Przywodzące na myśl "K-Pax", choć znacznie dynamiczniejsze, elektroniczne kompozycje autorstwa Eda Shearmura są tak naprawdę jedynym atutem tego przydługiego, przewidywalnego i w sumie nieudanego filmu. Jeśli macie szczególną ochotę na obejrzenie duetu Owen-Aniston, poczekajcie do premiery DVD.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones