Recenzja filmu

Upiór w operze (2004)
Joel Schumacher
Gerard Butler
Emmy Rossum

Veto

Marcinie, Nie zgadzam się z Twoją recenzją filmu <a href="http://www.filmweb.pl/Joel,Schumacher,filmografia,Person,id=11177" class="n">Schumachera</a>. Czytając ją miałam wrażenie, że
Marcinie, Nie zgadzam się z Twoją recenzją filmu Schumachera. Czytając ją miałam wrażenie, że obejrzeliśmy dwa różne filmy. A tak przecież nie było. Nie ukrywam, że mi "Upiór.." bardzo się podobał. Między innymi ze względu na to, co krytykujesz i nazywasz kiczem - wysoce estetyczna forma filmu: kostiumy, wnętrza, uroda bohaterów, ich głosów oraz muzyka. Produkt Webbera i Schumachera kupiłam w całości. Piszesz we wstępie, że "Upiór w operze" to obok "Drakuli" Brama Stokera jedna z najchętniej ekranizowanych książek w historii kina". Stawiasz w ten sposób obok siebie opowieść o wampirze i o "oszpeconym geniuszu muzycznym". Niesłusznie. Bo "Upiór w operze" Schumachera nie jest bezpośrednio ekranizacją powieści Gastona Laroux, ale przeniesionym na duży ekran musicalem Andrew Lloyda Webbera. Mrocznych bohaterów łączy aktor Gerard Butler, który gra Upiora i wcielił się w postać "Drakuli 2000". Na tym kończą się analogie. Musical jest powieścią o miłości, nie o grozie, którą przynosi ze sobą noc. A taka tematyka pociąga za sobą różne inne elementy - łącznie z wszechobecnym kiczem. Nie wiem, dlaczego traktujesz "Upiora…" Schumachera jako nieudany film grozy. To przecież nie jest, ani nie miał być horror. Nie rozumiem, dlaczego piszesz o chęci "stworzenia unikalnego, mrocznego klimatu", która prowadzi do "śmieszności"? Dlaczego Schumacher miałby mieć taką chęć? Przecież robił musical/dramat/romans jak można przeczytać choćby w opisie filmu. Na poparcie swojej tezy dajesz przykład tylko jednej sceny z samozapalającymi się świecami, która faktycznie jest nieco absurdalna. Jeśli dobrze Cię rozumiem, to twierdzisz, że świece miały stworzyć ten "mroczny klimat", co się nie udaje, bo "historia nie jest ani przerażająca, ani tajemnicza". Może nie udało się dlatego, że świece tworzą klimat, ale romantyczny i zmysłowy? Na przykład przy kolacji. Mam wrażenie, że oczekiwałeś kolejnej opowieści z dreszczykiem, a tu trafił się kostiumowy romans. A przecież tak miało być - w tej wersji „"Upiora w operze" więcej jest opery niż upiora. Opowieść Schumachera odczytuję przede wszystkim jako symboliczną, archetypową wręcz, nie zaś z dreszczykiem. W życiu Młodej Dziewicy pojawia się mroczna siła (Upiór). W dzień swojego debiutu, który można interpretować jako swoisty rytuał przejścia, Christine przenika przez lustro i jest porwana przez Upiora do jego podziemnej jaskini. Żeby się do niej dostać, Upiór najpierw wsadza Christine, odzianą w strój co najmniej buduarowy, na białego konia, później do łódki, bo do jaskini można dostać się, jeśli przepłynie się przez podziemną rzekę/jezioro. Symbolika jest aż nadto oczywista i narzucająca się - lustro, podziemna jaskinia, woda, koń. Dalej Upiór prosi Christine, by porzuciła myśli o dawnym życiu, wsłuchała się w swoje najmroczniejsze pragnienia, bo tylko wtedy będzie mogła należeć do niego. Czyli proponuje jej dotarcie do ukrytych zakątków jej własnej duszy; odkrycie co w nich się kryje i być może zrobienie użytku z tej wiedzy. Tymczasem na drodze Upiorowi staje młody i niewinny Rycerz, który chce chronić Christine. Obiecuje, że odegna z jej życia noc i mrok. Interpretując to na poziomie symbolicznym - nie pozwoli jej na poznanie prawdziwych pragnień, uciszy inspirujący głos Anioła Muzyki. I tak się dzieje, co nie jest tajemnicą dla nikogo, kto czytał kiedyś bajki. Młoda Dziewica poślubi Rycerza, zapominając o tym, co jej w duszy grało. Więcej już nie zaśpiewa, stanie się żoną, matką, gospodynią. Czyżby dlatego "współczesność" w filmie jest biało-czarna? Bez kolorów, bez namiętności. Zupełnie nijaka? To właśnie jest jądro historii Webbera i Schumachera. Opowiadają, że życie bez namiętności i pasji, będzie długie i spokojne, ale nudne. A nie o potworach straszących za kulisami operowych występów. Posunę się nawet dalej, twierdząc, że twórcy (jak i pewnie żeńska część widowni) stoi po stronie Upiora, który jest przystojny, fascynujący, stanowi przeciwieństwo mdłego wicehrabiego De Chagny. Upiór symbolizuje to wszystko, co może uczynić życie pięknym i barwnym. Jest jeszcze jeden, również oczywisty poziom, na którym można interpretować opowieść o Upiorze. Małpa, którą bawi się Upiór, w średniowieczu symbolizowała szatana. Imię Christine oznacza "należąca do Chrystusa". Jeśli doda się do tego czarną pelerynę i białą suknię, elementy zazębiają się. Ścierają się dwie przeciwstawne siły, z czego złej nie trzeba wkładać w kostium przerażającego monstra. Bo to aż nazbyt oczywiste. A poza tym w dzisiejszym świecie zło jest właśnie piękne, kuszące, mesmeryczne. Więc tym bardziej nie było powodu do tworzenia wyraziście mrocznego klimatu. Oczywiście trudno w tej chwili określić, czy opisuję i chwalę musical Webbera czy film Schumachera. Na pewno jednak nie zgadzam się z tak miażdżącą krytyką filmu. Zdjęcia Johna Mathiesona tworzą klimat piękna i przepychu. Dla niektórych - kiczu. Wiadomo, kwestia gustu. Sądzę jednak, że efekt uzyskany na ekranie był jak najbardziej zamierzony. Niektóre kadry przywodzą na myśl XIX-wieczne malarstwo. Scena pojedynku musiała być dynamiczna i pokazana skrótowo. "Upiór…" nie jest przecież filmem z gatunku płaszcza i szpady, gdzie reżyser i operator smakują każde pchnięcie i unik. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego porównujesz Butlera do pierwszego, przerażającego Upiora - Lona Chaneya. Po pierwsze Butler nie gra przerażającego monstrum, ale - co sam piszesz - oszpeconego geniusza, któremu na dodatek pod koniec filmu zaczyna się współczuć. Po drugie metody aktorskie od lat 20. XX wieku zmieniły się. Butler gra bardzo współcześnie i, nie zapominajmy, w musicalu. Trudno porównywać go do aktora grającego w filmie niemym (!) przed 80 laty. To trochę tak, jakby postawić obok siebie artystów nie dość, że z różnych pokoleń, to jeszcze uprawiających różne rzemiosło. Uważam, że "Upiór w operze" to rzecz warta obejrzenia oraz posłuchania. Jedna z pierwszych scen, pokazywana też w zwiastunie, gdy stara opera odżywa, jest najlepszym wyjaśnieniem, uzasadnieniem dla powstaniu filmu. Kino to magia. W ciągu kilku sekund może zmienić i zaczarować cały świat. A właśnie po to, przynajmniej ja, chodzę na takie filmy jak "Upiór w Operze" - żeby poczuć magię kina. I poczułam.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Softly, deftly, music shall caress you Hear it, feel it, secretly posess you Open up your mind, Let... czytaj więcej
"Jak przygoda, to tylko w Warszawie", jak musical, to tylko Webbera. Sięgając po "Upiora w operze" z... czytaj więcej
Twórcy filmu, o których chcę powiedzieć, nie postarali się, nie trzymają godnie linii współczesnego,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones