Recenzja filmu

Władca much (1990)
Harry Hook
Balthazar Getty
Chris Furrh

W jądrze ciemności

"Każdy z nas ma dwa oblicza duszy: ciemną i jasną", pisał Joseph Conrad w jednym ze swych największych dzieł. Film Harry'ego Hooka odkrywa tę ciemną stronę duszy człowieka, pokazując, jak
"Każdy z nas ma dwa oblicza duszy: ciemną i jasną", pisał Joseph Conrad w jednym ze swych największych dzieł. Film Harry'ego Hooka odkrywa tę ciemną stronę duszy człowieka, pokazując, jak niewiele trzeba, by wyzbyć się granic. Szkoda tylko, że nie robi tego zbyt umiejętnie.

W wyniku katastrofy lotniczej grupa chłopców trafia na bezludną wyspę. Mają od kilku do kilkunastu lat. Są zupełnie sami. Początkowo radzą sobie całkiem nieźle. Współpracują ze sobą. Nie ma przywódcy, wszyscy są równi, każdy ma prawo głosu. Szybko jednak kończy się ta swoista utopia. Bohaterowie, w wyniku konfliktu, dzielą się na dwa obozy. Z jednej strony stanie Ralph (Balthazar Getty) - racjonalny, stonowany, jako jedyny do końca filmu zachowa w pełni swoje człowieczeństwo. Z drugiej - Jack (Chris Furrh) - despotyczny, łatwo zdobywający poklask, idealny przywódca totalitarny.

Nietrudno się domyślić, że to właśnie Jack zyska ostatecznie większą siłę i to u jego boku staną niemal wszyscy rozbitkowie. Demagogia (np. w postaci obietnicy obrony przed "potworem") wygra z racjonalnością. Totalitaryzm z demokracją. Silna ręka z równością. Przez następne minuty filmu obserwować będziemy przekraczanie kolejnych granic przez bohaterów. Brak cywilizacji, norm i kogoś kto mógłby wskazać co jest dobre, a co złe, sprawia, że odsłania się przed nami ciemna natura człowieka. Widzimy jak łatwo budzą się pierwotne instynkty. Obraz to tym straszniejszy, że oglądamy dzieci, a przecież kino przyzwyczaiło nas do dzieci jako symbolu czystości i niewinności . Tymczasem bohaterowie "Władcy Much" ze sceny na scenę stają się coraz bardziej pozbawieni człowieczeństwa. Robi się coraz ciemniej.

Obraz niestety nie robi takiego wrażenia, jak powinien. Reżyser nieco zmarnował potencjał - świetną książkę, jako podstawę scenariusza i spory budżet. Często bohaterom brak motywacji, wiele scen jest niezrozumiałych, tak jakby reżyser zakładał, że przed seansem widz pokusi się o lekturę pierwowzoru. Gra aktorska młodych bohaterów również budzi pewne zastrzeżenia, może poza postacią przesiąkniętego złem Jacka. Z pojedynku z książką  Williama Goldinga zwycięsko wychodzi Peter Brook, reżyser adaptacji z 1963 roku, która pomimo niskiego budżetu i technicznych niedociągnięć znacznie lepiej oddaje przekaz powieści.

"Władca Much" to jednak pod każdą postacią - książki, filmu z 1963 i 1990 roku - pozycja warta uwagi. Ukazuje, jak krucha jest nasza cywilizacja, jak niewiele trzeba, by upadła i jak łatwo możemy znaleźć się w "jądrze ciemności".
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Władca much" Williama Goldinga to jedna z najważniejszych książek dwudziestego wieku, a mimo to została... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones