Recenzja filmu

Rodzinka nie z tej Ziemi (2013)
Cal Brunker
Elżbieta Kopocińska
Rob Corddry
Brendan Fraser

W krainie pieniądza i zupy

Chociaż Brunker na pierwszym planie stawia najmłodszych widzów, nie zaniedbuje dorosłej publiki. Kiedy już wykonuje ukłony w jej kierunku, robi to w najlepszy z możliwych sposobów.  Próżno tu
Animacja Cala Brunkera wprawdzie nie wyznacza nowych standardów familijnej rozrywki, ale skrzętnie korzysta z jej dotychczasowych osiągnięć. "Rodzinka nie z tej Ziemi" jest opowiastką tyleż schematyczną, co rzetelną,  trochę śmieszną, a trochę pouczającą. 



Mięśniak Scorch i chuderlawy Gary są jak dwie strony tego samego medalu. Starszy Gary jest kontrolerem lotów o ponadprzeciętnej inteligencji, zaś Scorch – międzyplanetarnym gwiazdorem. Astronauta o wyrazistej szczęce, białych zębach i wielkich muskułach jest bohaterem planety Baab. Występuje w reklamach płatków śniadaniowych, grzeje się w świetle kamer i rozkochuje w sobie telewizyjną reporterkę. Staje się też idolem małego Kipa, syna Gary’ego. Zafascynowany dzielnym wujkiem, chłopak z politowaniem patrzy na swego ojca, widząc w nim jedynie bezbarwnego gryzipiórka. Do czasu, kiedy Gary ruszy na ratunek Scorchowi pojmanemu przez złych Ziemian.

Znacie? To posłuchajcie! – zdaje się mówić Brunker i zabiera nas na wycieczkę przez filmowe wesołe miasteczko. Opowiada o miłości, przygodzie, rodzinie i walce ze złem. Ani na chwilę nie wyściubia nosa poza sprawdzone fabularne schematy, ale kolejne części opowieści łączy ze swobodą sprawdzonego rzemieślnika. 



Mimo że na pierwszym planie stawia najmłodszych widzów, nie zaniedbuje dorosłej publiki. Kiedy już wykonuje ukłony w jej kierunku, robi to w najlepszy z możliwych sposobów.  Próżno tu szukać pikantnych dowcipów i dwuznaczności. Zamiast jowialnych żarcików dla dorosłych mamy uniwersalne dowcipy – czasem gorsze, a czasem lepsze. Tych drugich z pewnością nie brakuje. Scena, w której z instruktażowego filmu przeznaczonego dla kosmitów dowiadujemy się, że Ziemia jest miejscem agresywnych ludzi, kultu pieniądza i… umiłowania zup, pokazuje, że nie trzeba wcale mnożyć podtekstów, żeby rozbawić widzów z różnych pokoleń.

Podczas gdy hollywoodzkie animacje od kilku lat uderzają w ekologiczne tony, Brunker pokazuje oblicze mizantropa. W jego filmie ludzi jest niewielu, a ci, którzy pojawiają się na ekranie, nie wystawiają naszemu gatunkowi chlubnego świadectwa. Obok okrutnego generała, agresją odreagowującego osobiste traumy, w "Rodzince..." pojawia się tylko dwóch homo sapiens – para przygłupich kumpli z amerykańskiej prowincji. Żaden z nich nie przynosi chwały ludzkiemu gatunkowi, ale też Brunker nie rysuje Ziemianom filmowej laurki, tylko w pedagogiczno-komediowej tonacji mówi o potrzebie tolerancji, miłości i rodzinie, która  musi sobie pomagać.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czasami, kiedy brakuje pomysłów na dobry temat filmowy, sięga się po sprawdzone metody. I tak, co i róż... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones