Recenzja filmu

Tarapaty (2017)
Marta Karwowska
Hanna Hryniewicka
Jakub Janota-Bzowski

Wakacje z deprechami

Oto ironia filmu: tak zapamiętale odmalowuje on życiowego pecha Julki, że nawet kolejne wesołe perypetie nie są w stanie zatrzeć "złego" wrażenia. Opowieść dla dzieci powinna przede wszystkim
Przykłady "Stranger Things" i "Tego" dowiodły, że dużo można dziś ugrać, opowiadając historie dzieciaków, które snują się po jakichś tunelach. A Polacy nie są gorsi i swoje tunele mają. Tak jak serial Netfliksa i ekranizacja powieści Stephena Kinga zreanimowały na naszych oczach "E.T." czy "Goonies", tak w rodzimych "Tarapatach" odżywa duch powieści Niziurskiego i Bahdaja czy seriali typu "Dziewczyna i chłopak" albo filmów w rodzaju "Mów mi Rockefeller". "Stranger…" i "To" skierowane były jednak przede wszystkim do dorosłych trawionych nostalgią za popkulturą swojej młodości. "Tarapaty" tymczasem celują w widza, który nie tęskni za dzieciństwem – bo wciąż jest dzieckiem. Podejrzewam więc, że film prędzej spodoba się rodzicom, którzy podczas seansu przypomną sobie, jak czytali pod kołdrą "Wakacje z duchami" niż ich pociechom. 



Szkoda, bo jest w "Tarapatach" potencjał – tyle że niewykorzystany. Reżyserka i scenarzystka Marta Karwowska nie chce po prostu podczepiać się pod sentyment, nie równa też do najmniejszego wspólnego mianownika. Zamiast bezwstydnie zajmować dziecięcą uwagę kolorowymi błyskotkami, proponuje ubraną w przygodową formę opowieść o poważnych sprawach. "Tarapaty" łączą więc baśniowy punkt wyjścia – "porzucona" przez rodziców dziewczynka zamknięta w "zamczysku" pod opieką "złej ciotki" i wyruszająca na poszukiwanie zaginionego "skarbu" – z próbą tematycznego "dociążenia" fabuły. Obok zwyczajowej komedii pomyłek i dynamicznych pościgów mamy więc ciekawy pomysł na wykorzystanie warszawskich realiów czy miejskiej legendy o zaginionym rysunku Picassa, a także ukrytą pod komediową fasadą przypowieść o samotności.



Między tymi dwoma biegunami brak jednak równowagi. Choć plakat obiecuje kolory, dziarskie miny i sympatycznego psiaka, na ekranie króluje dość posępny nastrój. Film otwiera monolog głównej bohaterki, Julki (Hanna Hryniewicka), która wyznaje, że nie wierzy w przyjaźń, bo "zawsze ktoś wystawi cię do wiatru". Potem idzie z górki: Julka uczy się w traumatyzującej szkole z internatem, bo mieszkający w Kanadzie rodzice nie bardzo się nią interesują i ostatecznie w wyniku ich zaniedbania dziewczynka trafia pod opiekę niezbyt zadowolonej z tego faktu ciotki (Joanna Szczepkowska). Oczywiście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: Julka zaprzyjaźni się z rówieśnikiem Olkiem (Jakub Janota-Bzowski) i wspólnie wezmą udział w prawdziwej letniej przygodzie. Tyle że w obiektywie Karwowskiej ów "wakacyjny" element jakoś nie skompensuje nam ogólnej deprechy tytułowych "tarapatów". 

Oto ironia filmu: tak zapamiętale odmalowuje on życiowego pecha Julki, że nawet kolejne wesołe perypetie nie są w stanie zatrzeć "złego" wrażenia. Opowieść dla dzieci powinna przede wszystkim dawać młodym odbiorcom frajdę – twórcy "Tarapatów" poprzestają jednak na deklaracjach. Nie udaje im się tchnąć życia w gatunkowe schematy i w efekcie z filmu wieje nudą. Oraz lipą. W zestawieniu z domyślnie realistyczną warszawską scenerią ograne chwyty typu "straszna szkoła" czy "antypatyczna ciotka" wypadają bowiem fałszywie. Z kolei prowadząca nas za rączkę narracja z offu – zamiast stanowić integralną część opowieści – przypomina protezę dla kulawej fabułki. 



Sama intryga jest zresztą dość niewiarygodna i toczy się jakby poza naszym – i bohaterów – punktem widzenia. Julka i Olek kręcą się po lokalnych pustostanach, śledzą podejrzanego "Szefa" (Piotr Głowacki), wdają się w kolejne pyskówki i gonitwy z groteskowym duetem pań w średnim wieku ("Pulchna" Maria Maj i "Chuda" Jadwiga Jankowska-Cieślak). Ale trudno się tym wszystkim przejąć, bo fabularny ciąg przyczynowo-skutkowy pełen jest dziur, wszystko wydarza się "tak o". Kulminacją tego pochodu niesprawiedliwych zwrotów akcji i deus ex machina jest happy end, w którym życiowe problemy bohaterki znikają jak za dotknięciem magicznej różdżki. Życie i baśń spotykają się tu raz jeszcze, ale zamiast ulgi jest kolejny zgrzyt.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones