Recenzja filmu

Uśpieni (2014)
John Pogue
Jared Harris
Sam Claflin

Wakacje z duchami

Kiedy już opowieść zaczyna składać się w całość, wprowadza do niej nowe, zupełnie niepotrzebne wątki. Jedynym sposobem, w jaki próbuje przykuć uwagę widzów, są szybkie szwenki kamery,
Okultystyczny horror Johna Pogue'a częściej śmieszy, niż straszy, ale przede wszystkim nudzi. Od pierwszej do ostatniej minuty filmu doskonale wiemy, co się wydarzy i jak zostanie to pokazane. Bo Pogue opowiada historię znaną z setek innych horrorów i nawet nie próbuje tchnąć w nią życia. Koniec końców "Uśpieni" okazują się opowieścią pozbawioną rytmu i sensu, wtórną i do bólu przewidywalną.



Brian (Sam Claflin), Krissi (Erin Richards) i Harry (Rory Fleck-Byrne) wyglądają jak bohaterowie kreskówki o przygodach Scooby'ego Doo. Jest młodzian w granatowym golfie, seksowna blondynka świadoma własnej urody i kędzierzawy rudzielec o przyjaznym usposobieniu. Wkrótce ci dzielni młodzi ludzie będą musieli stawić czoło własnemu strachowi, duchom i innym siłom nadprzyrodzonym. Wszystko za sprawą eksperymentu, do którego zaprosi ich profesor Coupland (Jared Harris). Pod jego opieką studenci mają brać udział w leczeniu Jane (Olivia Cooke), młodej dziewczyny zdradzającej objawy opętania. Podczas gdy cały świat najchętniej odesłałby ją na egzorcyzmy, profesor Coupland sądzi, że nastolatka cierpi na zaburzenia psychiczne. Jest racjonalistą-dogmatykiem, który nie wierzy w zjawiska nadprzyrodzone nawet wtedy, gdy dzieją się tuż przed jego oczami. Jak to jednak bywa w okultystycznych horrorach, jego niewiara wkrótce zostanie wystawiona na krwawą próbę. Podobnie jak cierpliwość publiczności.

"Znacie? To posłuchajcie" – mówi reżyser "Uśpionych" i znów opowiada historię o duchach, sektach, okrutnych eksperymentach i miłości niemożliwej. Pogue bez wdzięku łączy ze sobą gatunkowe klisze. Jest tu historia niespełnionego uczucia młodego operatora do chorej dziewczyny, pretekstowo potraktowany wątek zdrady i mroczna anegdota z przeszłości profesora. Brakuje jedynie napięcia – bo Pogue ciągle zrywa narracyjną nić, którą sam snuje. Kiedy już jego opowieść zaczyna składać się w całość, wprowadza do niej nowe, zupełnie niepotrzebne wątki. Jedynym sposobem, w jaki próbuje przykuć uwagę widzów, są szybkie szwenki kamery, niepokojąca muzyka, głośne uderzenia i gasnące światła. Wszystko to sprawia, że "Uśpieni" okazują się lekcją wyrównawczą dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś o horrorze, ale przegapili ostatnich sto lat kina grozy.



I jeśli ktoś świetnie bawił się podczas realizacji filmu, to operator Mátyás Erdély. "Uśpieni" są pokazem jego warsztatowej biegłości. W półtoragodzinnym filmie węgierski operator łączy ze sobą różne faktury obrazu. Mamy więc zdjęcia klasyczne i materiały kręcone ręką bohatera, stare, czarno-białe nagrania z dawnego eksperymentu profesora Couplanda i fragmenty rejestrowane na taśmie 8 mm. Szkoda, że taką samą znajomością rzemiosła nie wykazał się reżyser filmu, być może wtedy "Uśpieni" nie byliby obrazem tak przerażająco nudnym.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W moim pojęciu filmowym, istnieją cztery gatunki horrorów: krwawe (siekanko-rąbanki, bazujące na strachu,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones