Recenzja filmu

Nieustraszeni pogromcy wampirów (1967)
Roman Polański
Jack MacGowran
Roman Polański

Wampirom też jest do śmiechu

Dla widzów "Nieustraszeni pogromcy wampirów" to wyśmienita parodia horroru, dla samego reżysera natomiast, to przede wszystkim okres życia o którym najchętniej by zapomniał. Po sporym sukcesie
Dla widzów "Nieustraszeni pogromcy wampirów" to wyśmienita parodia horroru, dla samego reżysera natomiast, to przede wszystkim okres życia o którym najchętniej by zapomniał. Po sporym sukcesie poprzedniego filmu Romana Polańskiego, "Matni", twórca miał już otwarte drzwi do splendoru Hollywood. Mógł w zasadzie wszystko, przynajmniej tak miał prawo sądzić. Popełnił jednak wielki błąd, przez który całą radość, jaką miał z realizacji swojej wersji opowieści o wampirach, stracił na rzecz nerwów, stresu i rozpaczy nad zniszczonym dziełem. Prawa do dystrybucji "Balu wampirów", bo taki był pierwotny tytuł obrazu, zakupił Martin Ransohoff, któremu polski reżyser niestety za bardzo zaufał. W kontrakcie zgodził się, by producent miał "ostatnie słowo" w kwestii wersji, która trafi na amerykański rynek. I tak, Ransohoff skrócił materiał o przeszło 10 minut, ingerował w muzykę Krzysztofa Komedy, ocenzurował scenę kąpieli Sharon Tate i zdubbingował oryginalne głosy, bo nie podobał mu się wschodnioeuropejski akcent. Zmienił nawet tytuł na "Nieustraszeni pogromcy wampirów, czyli przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi". Polański był tak wściekły, że chciał zakazać podpisywania filmu swoim nazwiskiem. Kontrakt jednak na to nie pozwolił. Na szczęście do Polski, jak i do całej Europy, trafił reżyserski oryginał. Zresztą, trudno się dziwić. W Ameryce film poniósł finansową klapę.

"Nieustraszeni..." od niemal samego początku nie ukrywają swojego prawdziwego oblicza. Co prawda otwierająca sekwencja, w której dwie zamarzające na siarczystym mrozie postaci mkną w saniach przez mrok głuchej nocy, od razu kojarzy się z horrorem z prawdziwego zdarzenia, ale już czołówka zdradza, że to jest tak naprawdę komedia, farsa na kino grozy z wampirami w roli głównej. Wycie wilków i księżyc prędko idą w zapomnienie, gdy na ekranie pojawia się ryczący lew znany wszystkim, którzy mieli okazję oglądać produkcje wytwórni MGM. Zmienia się on bowiem w... zielonego stworka, bynajmniej nie strasznego, lecz zabawnego. Dalej jest już tylko jeszcze bardziej komicznie. Zarówno za sprawą bohaterów, jak i historii. Tylko miejsce akcji, zdjęcia i muzyka nie odbiegają od standardów gatunku. Fabuła "Nieustraszonych pogromców wampirów" ma miejsce w mitycznej dla miłośników horroru krainie – Transylwanii w Rumunii. Spełnia ona wszystkie cechy znane z innych obrazów o krwiopijcach, tylko w sposób jeszcze bardziej (jak przystało na komedię) przejaskrawionych. Nie jest tylko trudno dostępna, ale wręcz niedostępna (w wolnym tłumaczeniu "Transylwania" oznacza "Krainę za lasem") - mroźna, zaśnieżona, bez utartych szlaków, nieprzyjazna. Także ludność zamieszkująca te tereny jest bardzo charakterystyczna: prymitywna, choć dobroduszna. Taki jest mniej więcej stereotyp niepoznanych Karpat dla człowieka z cywilizowanego Zachodu.

Historia nie jest skomplikowana, opiera się głównie na bogactwie postaci i poczuciu humoru scenarzysty. Wampirolog, profesor Abronsius (Jack MacGowran), oraz jego młody asystent, Alfred (Polański), w poszukiwaniu wampirów przybywają do jednej z karczm w Transylwanii należącej do żydowskiego gospodarza, Shagala (Alfie Bass), gdzie dzięki rozwieszonym wszędzie wiązkom czosnku dowiadują się o obecności w okolicy poszukiwanych "stworzeń". Alfredowi nie w głowie jednak badania naukowe, zamiast tego całą swoją uwagę poświęca córce karczmarza, Sarze (Sharon Tate) lubującej się w częstych kąpielach. Gdy więc dziewczyna zostaje porwana przez mieszkającego w pobliskim zamku hrabiego-wampira von Krolocka (Ferdy Mayne), bez wahania ruszają ich śladem. Dla profesora jest to świetna okazja do pełniejszego poznania wampirów, a dla jego asystenta, sposobność zaimponowania bohaterstwem Sarze, w której się zakochał.

Obecność wszystkich atrybutów wampirycznego kina, jak chociażby brak odbicia w lustrze nocnych stworzeń, czosnek, krucyfiksy i oczywiście naostrzone kołki, nie zabrakło też krypty z łóżkami-trumnami i charakterystycznego dla filmowych Draculi płaszcza z wysokim kołnierzem. Wszystko to nie ma jednak na celu straszyć (co najwyżej budować odpowiedni klimat tajemnicy), ale raczej rozśmieszyć. Wspomnianą broń na przykład, w liczbie całkiem sporej, profesor przechowuje w torbie lekarskiej. Komizmowi filmu Polańskiego sprzyja też sposób w jaki przedstawia on wampirów. Zaskakuje tym czego widz nie ma prawa się po "Nieustraszonych..." spodziewać. Ot, chociażby niezwykle ludzką charakterystyką nacji wampirów. Okazuje się, że nawet one mają podział klasowy. W jednej krypcie, gdzie sypia hrabia z synem Herbertem (Iain Quarrier), nie może spać przemieniony w wampira Żyd. Zabawny jest też rubieżny styl filmu, reżyser nie boi się pokazywać Sharon Tate w pełnej okazałości podczas kąpieli, ani sugerować, że Herbert ma skłonności homoseksualne. Nie był to na tamte czasy banał, skoro Ransohoff to wszystko ocenzurował.

Najwięcej jednak śmiechu wywołują Abronsius, Alfred i przewrotność zakończenia w kontekście tytułu "Nieustraszonych pogromców wampirów". Profesor z wiecznie czerwonym nosem sprawia wrażenie nierozgarniętego szaleńca, którego interesuje tylko postać wampira i nic poza tym. Ucieleśnia wszelkie cechy, jakie łączymy z inteligentem. Jego asystent jest za to cichym i nieśmiałym młodzikiem, który przez większość filmu boi się bardziej nawet niż porwana Sara. Nie mają w sobie nic z nieustraszenia. Co więcej, tak naprawdę są parą nieudaczników. Fajtłapami, którzy nie tylko nie doceniają swojego wroga, ale jeszcze popełniają irracjonalne błędy, jak chociażby utknięcie w oknie krypty czy nie uśmiercenie hrabiego przy wyśmienitej ku temu okazji. W zasadzie jedynym mankamentem jest Polański i jego Alfred, który miejscami niezwykle irytuje swoją manierycznością. Tylko jakie to ma znaczenie, gdy sam film jest przykładem doskonałego pastiszu i umiejętnej zabawy konwencją? Nawet najgorszą postać można wybaczyć.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Nieustraszeni pogromcy wampirów" wyznacza jeden z najważniejszych momentów przełomowych w karierze... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones