Recenzja filmu

Pokot (2017)
Agnieszka Holland
Kasia Adamik
Agnieszka Mandat
Wiktor Zborowski

Wariaci i myśliwi

"Pokot" działa najlepiej wtedy, gdy jest lynchowską groteską, celnie wydobywając z polskiej prowincji jej niesamowite, surrealistycznie absurdalne klimaty. Groteskę świetnie czują aktorzy, którzy
W "Pokocie" Agnieszka Holland sięga po gatunek. Ekranizacja powieści Olgi Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych" jest jednocześnie czarnym kryminałem, thrillerem, baśnią i satyrą społeczną – wszystko to przyprawione elementami niesamowitości i grozy. W swoich najlepszych momentach film kojarzy się z dziełami Davida Lyncha z początku lat 90. i tym, jak twórca "Miasteczka Twin Peaks" portretuje amerykańską prowincję.

Holland przygląda się polskiej. "Pokot" zabiera nas do małej miejscowości w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie ciągle jest problem z zasięgiem sieci telefonii komórkowej. Życie toczy się tam powoli, dość prosto i jednostajnie. Jest biednie i ciasno, przed młodymi nie widać szczególnie zachęcających perspektyw. Okolicą rządzi grupa wpływowych mężczyzn: Prezes, właściciel lisiej fermy, ksiądz, komendant policji. Wszystkich łączy wspólny rytuał polowania. Przez cały rok, zimą, latem, wiosną i jesienią, przeczesują otaczające Kotlinę lasy, przetrzebiając obficie zamieszkującą je zwierzynę.


Myśliwi we współczesnej Polsce (zwłaszcza tej liberalnej i lewicowej) nie mają ostatnio dobrej prasy. Ten film z pewnością jej nie poprawi. Myślistwo jest w "Pokocie" nie tylko krwawym i okrutnym sportem, ale także symbolem zepsucia lokalnej społeczności. Rytuał wspólnego zabijania zwierząt umacnia arbitralną, opartą na przemocy władzę grupy mężczyzn: nad naturą, słabszymi ekonomicznie, kobietami. Holland pokazuje obrazy umęczonej natury – położonych pokotem zwierząt, lisów umierających w ciasnych klatkach, saren w kłusowniczych wnykach – i pyta widzów: czy naprawdę jako ludzie mamy prawo zadawać takie cierpienie innym żyjącym istotom?

Na ekranie lokalnej społeczności Kotliny stawia główna bohaterka filmu, Janina Duszejko. To emerytowana inżynierka, nauczycielka angielskiego w lokalnej podstawówce, zapamiętała ekscentryczka, w oczach lokalnej społeczności wręcz wariatka. Kobieta gromadzi wokół siebie grupę osób podobnie nieprzystosowanych, ekscentrycznych, innych. Jest wśród nich młoda sprzedawczyni z second handu, walcząca o opiekę nad bratem; chory na epilepsję informatyk, pracujący na policji, który w wolnych chwilach usiłuje tłumaczyć na polski poezję Williama Blake’a; niemiecki entomolog, prowadzący w Polsce badania; sąsiad Duszejko, Matoga, mający za epizod nerwowe załamanie. Wszyscy kryją jakąś historię traumy, upadku, załamania, ale to z nimi – w przeciwieństwie do myśliwskiej elity – od początku sympatyzować mamy jako widzowie.


Duszejko prowadzi samotną krucjatę przeciw kłusownikom i myśliwym. Donosi na policję o wnykach, odstrzałach poza sezonem i innych bezprawnych działaniach polujących mężczyzn. Jest ignorowana do czasu, gdy myśliwi zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach. Na ile pełna pasji krucjata Duszejko jest w stanie przekonać także tych widzów, którzy nie podzielają jej – w Polsce marginalnej i ekscentrycznej – filozofii natury? 

Do pewnego stopnia faktycznie wygląda ona na ekranie przekonująco. "Pokot" działa najlepiej wtedy, gdy jest lynchowską groteską, celnie wydobywając z polskiej prowincji jej niesamowite, surrealistycznie absurdalne klimaty. Groteskę świetnie czują aktorzy, którzy w ogóle robią w "Pokocie" kawał dobrej roboty. Choć być może w roli lokalnego notabla można było obsadzić kogoś mniej opatrzonego w kreacjach tego typu niż Andrzej Grabowski, to Agnieszka Mandat jako Duszejko i Wiktor Zborowski jako Matoga to obsadowe strzały w dziesiątkę. Nie tylko tworzą znakomite kreacje, ale wnoszą także powiew świeżości – kino trochę o nich ostatnio zapomniało; nie opatrzyli się nam aż do zmęczenia, jak występujący na drugim planie Borys Szyc i Tomasz Kot.

 

Problemy zaczynają się jednak wtedy, gdy film zamiast stawiać pytania, ucieka w tony bez mała kaznodziejskie. Gdy zamiast prowokować, próbuje nawracać na swoją filozofię natury i etykę radykalnego braterstwa z przyrodą. W tych momentach traci swoją przewrotność i siłę przekonywania. Mnie osobiście nie przekonał też ostatni akt, a konkretnie rozegranie kluczowej dla filmu i powieści narracyjnej przewrotki. Nie uprzedzając o co chodzi, powiem tylko, że miałem wrażenie braku wyczucia konwencji, pójścia na skróty – nad wprowadzeniem kluczowego zwrotu akcji należało się więcej filmowo napracować. Przez to jak nieprzekonująco ta przewrotka została wprowadzona, trudno mi kupić cały ostatni akt, a także według mnie obniża ocenę filmu przynajmniej o jedną gwiazdkę.  
1 10
Moja ocena:
6
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones