Recenzja filmu

Kobieta na skraju dojrzałości (2011)
Jason Reitman
Charlize Theron
Patton Oswalt

Weltschmerz wieku średniego

Tandem Cody/Reitman po raz kolejny uderza w swe ulubione nuty, opowiadając historię o skomplikowanym dojrzewaniu. Tym trudniejszym i boleśniejszym, że doświadczanym tuż przed czterdziestką.
Tandem Cody/Reitman po raz kolejny uderza w swe ulubione nuty, opowiadając historię o skomplikowanym dojrzewaniu. Tym trudniejszym i boleśniejszym, że doświadczanym tuż przed czterdziestką.

Mavis Gary (fantastyczna Charlize Theron) to kobiecy przypadek popularnej w naszych czasach przypadłości zwanej powszechnie "syndromem Piotrusia Pana". Często dopada żyjących w wielkich aglomeracjach ludzi sukcesu, artystów-freelancerów i wielu żądnych przygód i poczucia wolności osobników, dla których pojęcie stabilizacji tożsame jest z wizją więziennego karceru, tudzież przywdzianiem habitu vel koloratki i wyrzeczeniem się wszystkiego, co w życiu przyjemne i godne uwagi. Cierpiący na "piorusiopanizm" przejawiają również tendencję do nadmiernego egotyzmu i łatwo popadają w rozmaite fiksacje na temat innych, lecz głównie siebie samych. Podobnie rzecz ma się z Mavis.

Przeżywa ona bowiem swoisty "weltschmerz" wieku średniego. Jest autorką poczytnej serii dla nastolatków (nomen-omen "young adultów" właśnie), jednak fejmu  z  tego jak na lekarstwo, pisze bowiem jako tzw. "autor-widmo" i jej nazwisko nie pojawia się na okładkach. Niby sukces, ale nie do końca. Od czasu rozwodu, dobrze się bawi z rozmaitymi panami. Nic na poważnie. Niby wesoło, ale jakoś tak gorzko. Jest piękna, ma nogi po sama szyję, bez trudu może wpędzać rówieśników w kompleksy. Niby same powody do zadowolenia, ale zegar tyka, czterdziestka na karku, a nawet pudrami najlepszych marek coraz trudniej zatuszować zmarszczki i opuchnięte po całonocnej balandze oczy. Takich "niby" skrywających głębsze problemy jest więcej. E-mail ze zdjęciem nowo narodzonej pociechy "highschool sweetheart" głównej bohaterki, Buddy’ego Slade’a  miesza jej w głowie niczym cios obuchem.

Mavis, już i tak mocno neurotyczna, zaczyna dręczyć się wspominaniem szkoły średniej, czyli swoich złotych czasów - wielkiej popularności i tryumfów. Jej idee fixe staje się "wyzwolenie" Buddy’ego  z oków zwyczajności i marazmu, w jakie, wedle jej rozumowania, zakuło go małżeństwo i dziecko. Pakuje zatem manatki i fantazjując na temat ukochanych lat 90. rusza do rodzinnego miasteczka ze swą zupełnie absurdalną misją, która, rzecz oczywista, musi zakończyć się kompletną katastrofą i sromotną porażką.

Mavis Gary trudno lubić. Jest skrajnie zadufaną w sobie, małostkową, narcystyczną "bitchy bitch", której zapewne nie chcielibyście mieć w gronie znajomych. A jednak, jeszcze trudniej w jakiś szczególny sposób się z nią pod pewnymi względami nie utożsamić i nie spojrzeć wyrozumialszym nieco okiem na wielką chryję, którą serwuje sobie i wszystkim wokół. Zwłaszcza, gdy , bądź co bądź, przynależy się niejako do freelancerskiego światka.

Historia opowiedziana w "Kobiecie na skraju dojrzałości" pozornie nie jest szczególnie oryginalna. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. A właściwie Diablo Cody. Charaktery wychodzące spod jej ręki są zawsze bardzo wyraźne, lecz nie jednoznaczne. Przy okazji potrafi zaserwować  widzowi potężną dawkę czarnego humoru i nie popadając w banał, pozostawić sporo przestrzeni na refleksję. W błyskotliwy sposób portretuje swą tragikomiczną bohaterkę, kumulując w niej wszystkie bolączki i rozterki pokolenia, którego sama czuję się częścią. Do spółki z Reitmanem pokazują bolesny upadek i rozpad osobowości żyjącej mrzonkami ex-królowej balu, którego finałem nie jest bynajmniej klasyczny happy end, jakiego można by oczekiwać po amerykańskim kinie tego gatunku. Mavis wcale nie pokornieje i nie kończy w sielskiej podmiejskiej scenerii, w domku z pobielonym płotem, gromadką pociech i przystojnym mężem u boku.

Bo mimo spektakularnej porażki na całej linii, mimo kompromitacji i obróconego wniwecz "amerykańskiego snu", Mavis nie kapituluje. Odjeżdża natomiast z wysoko podniesioną głową, psiakiem imieniem Dolce w torebce i koszulką Hello Kitty w walizce. Skręca autem w drogę oznaczoną jako "right lane"– takie puszczenie oka od reżysera na sam koniec.

Dorosłość w końcu nie jest dla każdego. Przynajmniej ta skrępowana ciasnym gorsetem społecznego konwenansu. Mamy zatem i szczęśliwe zakończenie. Tyle że w wersji dla niepokornych.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Większość z nas zna opowieść o Piotrusiu Panie i zagubionych chłopcach, którzy mieszkali sobie w pięknej... czytaj więcej
Trzydziestosiedmioletnia Mavis Gary jest rozwiedzioną autorką widmo powieści dla nastolatków (ang. "young... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones