Recenzja filmu

Les Misérables: Nędznicy (2012)
Tom Hooper
Hugh Jackman
Russell Crowe

Widowisko życia

Nigdy nie przepadałem za musicalami, jednak szumne zapowiedzi oraz doborowa obsada zaostrzyły mi apetyt na nową produkcję Toma Hoopera (twórcy nagrodzonego Oscarem "Jak zostać królem"). Przyznam
Nigdy nie przepadałem za musicalami, jednak szumne zapowiedzi oraz doborowa obsada zaostrzyły mi apetyt na nową produkcję Toma Hoopera (twórcy nagrodzonego Oscarem "Jak zostać królem"). Przyznam się również, że przenigdy nie miałem styczności z tematem "Nędzników". Nie czytałem powieści Victora Hugo ani nie widziałem musicalu Claude-Michela Schönberga, powstałego na kanwie wspomnianej powieści. Ergo, do dzieła Toma Hoopera podchodziłem bez żadnych wygórowanych wymagań. Liczyłem na przyzwoitą rozrywkę, a dostałem wspaniałe, ponaddwugodzinne widowisko, na którym na przemian śmiałem się i niemal płakałem.

"Les Miserables: Nędznicy" przedstawia wyśmienitą historię, ukazującą pełne bólu i cierpienia życie Jeana Valjeana. Opowieść została podzielona na kilka aktów, rozgrywających się we Francji, oddzielonych danym okresem czasu. Historia rozgrywa się na przestrzeni kilkunastu lat. W tym czasie obserwujemy na ekranie przeróżne wydarzenia. Przewija się tutaj mnogość wątków, chociaż dominującym jest odkupienie swoich win przez Jeana Valjeana. Na srebrnym ekranie obserwujemy nie tylko chęć nawrócenia się głównego bohatera, jego dążenia do uwolnienia się od przeszłości oraz rozpoczęcia nowego życia, lecz również dramat i upadek skrzywdzonej kobiety, rewolucję, walkę o wolność, kraj i honor, miłość idealną, jak również tę nieszczęśliwą... Naprawdę dużo tego. Wszystkie wątki przeplatają się wzajemnie, łączą w niepowtarzalną całość, dając piękną, wzruszającą historię, której próżno szukać w współczesnej kinematografii. Opowieść zapada w pamięć i trudno się na niej nudzić.

Nowa produkcja Toma Hoopera, to niezwykłe połączenie dramatu, komedii, a nawet kryminału. Mieszanie groteski z tragedią świetnie się tutaj sprawdza i doskonale oddaje przedstawioną rzeczywistość. Z jednej strony obserwujemy upadek kobiety, boleśnie dotkniętej przez los, zaś z drugiej karczmarza i jego żonę, radujących się i okradających wszystkich swoich gości. Od razu wspomnę, że produkcja potrafi wyciskać z oczu łzy. Przez cały seans byłem bardzo poruszony, a dzięki świetnej grze aktorów bez problemu mogłem wczuć się w tragedię bohaterów. Momentami czułem to, co oni. Podobnie sprawa wygląda od strony humoru. Trudno przy niektórych scenach nie parsknąć śmiechem.

Produkcja przedstawia historię budzącą skrajne emocje. Czasami jest nawet kontrowersja. Obserwujemy dylematy moralne protagonistów. Twórcy ukazują nam również zderzenie dwóch światów, biedoty oraz możności. Widzimy brutalną, pozbawioną złudzeń rzeczywistość, w której przyszło żyć bohaterom. Jednak nawet w takich okolicznościach, w takim świecie, jest miejsce na dobroć, wybaczenie, sny oraz marzenia. Nawet tutaj możemy zmienić swój los, wybrać ścieżkę, którą chcemy kroczyć i podążać, przez resztę życia.

W produkcji występuje dużo bohaterów. Większość z nich pojawia się tylko w danym akcie, po czym schodzi z planu, ustępując miejsca komuś innemu. Każda z tych postaci to zgoła odmienna osobowość, jedyna w swoim rodzaju. Wszystkie bez wyjątku, są ciekawie zarysowane przez scenarzystów oraz warte uwagi. Szybko się z nimi zżywałem i odczuwałem przygnębienia, przy ich śmierci. Warto dodać, że każdy z aktorów występujących w produkcji, ma swoje pięć minut na ekranie. Brak tutaj rywalizacji pomiędzy odtwórcami ról. Wszyscy grają z pasją i oddaniem, na miarę swoich możliwości, nie wchodząc innym w drogę.

Niewątpliwym plusem filmu są genialne piosenki. Tego aspektu bałem się najbardziej. Jednak wszyscy aktorzy wypadli zaskakująco dobrze. Moją szczególną uwagę zwrócił Russell Crowe oraz Hugh Jackman. Pierwszy z panów spisał się bardzo dobrze, a jego postać, rozdarty wewnętrznie Javert, to jedna z ciekawszych postaci filmu. Drugi z kolei zachwycił mnie niecodziennymi zdolnościami wokalnymi. Hugh ma niewątpliwy talent. Tych panów naprawdę dobrze ogląda i słucha. Szczególnie warto zwrócić uwagę na ich pojedynek w szpitalu. Jednakże najbardziej emocjonalne oraz chwytające za serce utwory zaśpiewała Anne Hathaway. Również  Eddie Redmayne i Amanda Seyfried wypadli ponadprzeciętnie. Nigdy bym nie sądził, że Amanda posiada takie zdolności. Wracając jednak do samych piosenek - utwory są piękne, wzruszające, pełne emocji oraz uczuć. Szybko wpadają w ucho, zdarzało mi się nawet samemu nucić podczas seansu, dopiero co zasłyszane nuty. Muzyka odpowiedzialna jest za stopniowanie napięcia oraz buduje fantastyczną atmosferę i nastrój. O scenografii bądź kostiumach powiem tylko tyle, że nie można się było niczego przyczepić.

"Les Miserables: Nędznicy" to dla mnie genialne, niepowtarzalne widowisko, które na długo zapadnie mi w pamięć. Rzadko wybieram się na film dwa razy do kina, lecz ta produkcja to ten rodzaj obrazu, na który warto poświęcić czas i pieniądze, by ponownie zobaczyć go na dużym ekranie. Polecam!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rok 2012 obfitował w wiele absolutnie niezapomnianych wydarzeń filmowych. Swoje długo wyczekiwane... czytaj więcej
Początkowo musical był prostym spektaklem, pochodzącym z przeobrażenia komedii muzycznej, pełnym tańca i... czytaj więcej
Tom Hooper nie lubi spoczywać na laurach. Zdobywca Oscara za film "Jak zostać królem" podjął się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones