Recenzja filmu

Tytus Andronikus (1999)
Julie Taymor
Anthony Hopkins
Jessica Lange

Witaj Rzymie zwycięski, w swej płaczący żałobie

Cechą charakterystyczną dzieł, które wyszły spod pióra Szekspira, jest brak ich przynależności do grupy klasycznych utworów, które się "trąca kijem i patrzy, czy już nie zdechły". Ich
Cechą charakterystyczną dzieł, które wyszły spod pióra Szekspira, jest brak ich przynależności do grupy klasycznych utworów, które się "trąca kijem i patrzy, czy już nie zdechły". Ich aktualność jest niezmienna – od czasów starożytnych do nowożytnych. Potwierdzeniem tej sytuacji jest kolejna ekranizacja jednej z pozycji literackich w dorobku pisarza, pozwalająca dostrzec analogię między zdarzeniami z czasów rzymskich nadwornych intryg a przepychankami prowadzonymi na forach politycznych i korporacyjnych. Materiał filmowy zrealizowany na podstawach szekspirowskiej klasyki to zawsze mieszanka wybuchowa. Nie inaczej jest w przypadku "Tytusa Andronikusa". Jest więc tu gniew, rozpacz, miłość, żądza zemsty i pasja.

Forma, w której reżyserka i scenarzystka Julie Taymor przekazuje widzom treść sztuki na temat tragicznego życia jednego z wodzów italijskich wojsk – Tytusa Andronikusa (sir Anthony Hopkins), to forma kontrowersyjna i intrygująca zarazem. Jest ona połączeniem starożytnej scenerii, okraszonej aspektami i atrybutami czasów nowożytnych. Są więc i zbroje, i gra w bilard. Widz zapyta: cóż w tym niezwykłego? Czy nie jest to profanacja wybitnego dzieła? Dla znawców klasyki literatury angielskiej oraz amatorów krwistych dramatów ta pozycja filmowa może nie być do zaakceptowania. Przyznajmy jednak – większość ludzkiej populacji nie jest w stanie właściwie odebrać określonego dzieła wybitnego Anglika bez wcześniejszego przygotowania merytorycznego lub uzyskania właściwej wykładni tematu (stąd obowiązkowe omawianie określonych lektur z tego kanonu w czasach szkolnych). Z pomocą przybywa kreatywność twórców, w tym filmowych. Obraz nowożytnych rozwiązań, przedmiotów czy strojów pomaga naprowadzić widza na właściwy trop interpretacyjny – to, czego nie wychwyci z gąszczu dialogów, pełnych ekspresji i epitetów, odnotuje wzrokiem. Dzięki takiemu zabiegowi twórczość szekspirowska staje się "dostępna" dla zwykłego śmiertelnika, a widowisko filmowe bardziej zrozumiałe i przyjemne w kontakcie. Podobnego zabiegu dokonał między innymi Baz Luhrmann w  filmie "Romeo i Julia" (1996) oraz Geoffrey Wright w "Macbeth" (2006). Nomen omen, są to kolejne ekranizacje dzieł Szekspira.

Bieg wydarzeń w filmie określa kolejność poszczególnych aktów w sztuce. "Tytus Andronikus" to wierna ekranizacja utworu o tym samym tytule. Mimo, iż jest to jedno z mniej znanych (i najkrótszych) dzieł Szekspira, warto zapoznać się z tą pozycją. Książkowych "ignorantów" namawiam do sięgnięcia po wersję filmową, a kinowych wyjadaczy do skonfrontowania wizji reżyserki z własnymi odczuciami i interpretacją zamieszczonej w sztuce odwiecznej walki dobra za złem. Sam film, mimo iż nieco się dłuży, może okazać się jednym z lepszych umieszczonych na taśmie wydań dzieł Anglika.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ekranizacja szekspirowskiego dramatu - <a class="text" href="fbinfo.xml?aa=1422"><b>"Tytus... czytaj więcej
Marta Olszewska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones