Recenzja filmu

Nieme kino (1976)
Mel Brooks
Mel Brooks
Marty Feldman

Woda w ustach Hollywood

Gdy wydawało się, że slapstickowe gagi w stylu Charliego Chaplina, Harolda Lloyda czy Stana Laurela i Olivera Hardy'ego (powszechnie znanych jako Flip i Flap) zostały już zapomniane; blisko pół
Gdy wydawało się, że slapstickowe gagi w stylu Charliego Chaplina, Harolda Lloyda czy Stana Laurela i Olivera Hardy'ego (powszechnie znanych jako Flip i Flap) zostały już zapomniane; blisko pół wieku po tym, jak zaprezentowano pierwszy film dźwiękowy "Śpiewak jazzbandu" braci Warnerów, Mel Brooks powraca do kina niemego, tworząc karykaturę Hollywoodu. Mel Ubaw (Mel Brooks), Marty Jajcarz (Marty Feldman) i Dom Dzwoneczek (Dom DeLuise) mają pomysł na nowy, niemy film. Jest on szansą dla Mela do powrotu na szczyt hollywoodzkich reżyserów. Szef studia Wytwórnia Wielki Film jest w tarapatach finansowych. Zgadza się na produkcję filmu pod warunkiem zaangażowania największych gwiazd. Trójka bohaterów wyrusza na poszukiwania prestiżowej obsady. W realizacji pomysłu próbuje przeszkodzić im konglomerat finansowy "Pochłaniacz i Pożeracz", który zamierza przejąć bankrutującą wytwórnię. Sukces niemego filmu jest dla studia ostatnią deską ratunku. Mel Brooks jak zwykle jest przewrotny i parodystyczny. Wyśmiewa stolicę światowego kina, Hollywood, nie oszczędzają przy tym nikogo. Logo wytwórni "Big Picture Studios" brzmi "Ars Est Pecunia" (Sztuka dla pieniędzy) i jest parafrazą motta studia Metro-Goldwyn-Mayer, "Ars Gratia Artis" (Sztuka dla sztuki). Do niemego filmu zwerbowane mają być gwiazdy kina i w epizodycznych rolach pojawiają się Burt Reynolds, James Caan, Liza Minnelli, Anne Bancroft i Paul Newman, którzy drwią ze swojego wizerunku. Mel Brooks nie przepuszcza także sobie, grając postać reżysera powracającego do zawodu po odwyku alkoholowym, oraz swoim filmowym wspólnikom. Dom DeLuise jest niepohamowanym łakomczuchem, a Marty Feldman łagodnym w obejściu zboczeńcem. Kulminacją wygłupów jest występ najwybitniejszego mima na świecie, Marcela Marceau, który jako jedyny ma kwestię mówioną. "Nieme kino" zawiera wszystko, czym charakteryzowały się nieme obrazy z początku XX wieku. Fabuła filmu jest banalna. Pojawia się wątek miłosny, zakończony happy endem. Postacie są przerysowane i uczestniczą w groteskowych przygodach. Dobro triumfuje nad złem. Początkowo film miał nie zawierać ścieżki dźwiękowej, jednak pomysł ten nie spodobał się producentom 20th Century Fox i w rezultacie dodano muzykę Johna Morrisa. Warto tutaj wspomnieć o żarcie muzycznym. W pewnym momencie akcja filmu przenosi się do Nowego Jorku, pojawia się plansza miasta i słyszymy utwór... "San Francisco". Po chwili orkiestra orientuje się w swojej gafie i zaczyna grać "I'll Take Manhattan". Widzów, którzy z sentymentem wspominają erę kina niemego i chcą ponownie poczuć atmosferę spontanicznej komedii slapstickowej, serdecznie zapraszam na seans z "Niemym kinem".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdzie się podziały tamte gagi, chciałoby się rzec, oglądając jedno z najlepszych dokonań w karierze Mela... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones