Recenzja filmu

Ósma strona (2011)
David Hare
Bill Nighy
Rachel Weisz

Wojna zakulisowa

Wszystko dzieje się tu typową angielską flegmą. A jednak intryga jest gęsta, podjazdowa wojna –  prowadzona w sposób bezwzględny i brutalny, a i ofiar jest całkiem sporo.
Powiew świeżości w kinie szpiegowskim. Gatunek zdominowany ostatnimi laty przez wysportowanych, pełnych energii, w miarę młodych mężczyzn desperacko domagał się odmiany. "Ósma strona" jest na to doskonałą odpowiedzią.

Na próżno szukać w filmie podnoszących poziom adrenaliny pościgów. Nie znajdziemy tu akrobatycznych popisów, niesamowitych gadżetów, a jedyna śmierć, której jesteśmy świadkiem, nastąpiła z przyczyn naturalnych. Wszystko dzieje się tu typową angielską flegmą. A jednak intryga jest gęsta, podjazdowa wojna –  prowadzona w sposób bezwzględny i brutalny, a i ofiar jest całkiem sporo.

Przewodnikiem po świecie szpiegów i zakulisowych bitew jest podstarzały analityk MI5, w którego wciela się Bill Nighy. Kiedy jego przyjaciel, szef MI5, wpada na trop afery, w którą zaplątany jest sam premier, to właśnie na jego barkach spocznie odpowiedzialność za wygranie wojny. A stawką jest nie tylko szpiegowski honor, ale wręcz dalsze trwanie tajnych służb.

David Hare zazwyczaj lepiej czuje się w roli scenarzysty. Tym razem jednak został reżyserem i pokazał, czym jest stara szkoła opowiadania filmowych historii. Młodym twórcom i widzom zapatrzonym w epileptyczny montaż i siłowe rozwiązania pokazuje, że są inne sposoby budowania napięcia. "Ósma strona" jest całkowicie podporządkowana bohaterom. To właśnie oni tworzą coraz bardziej skomplikowaną sieć rozrastających się powiązań, historii, zobowiązań zawodowych bądź uczuciowych. Aby przetrwać, muszą nauczyć się ostrożnego poruszania. Szpiegostwo jest tu niczym partia szachów albo go. Dla stojących z boku może to być frustrujące, ale dla uczestników nie ma nic bardziej ekscytującego.

Sam film to w dużej mierze popis jednego aktora. Nighy z wdziękiem lawiruje pomiędzy pułapkami zastawianymi przez wrogów i kobietami, od których roi się jego życiu. W przyjętej konwencji jako mistrz zakulisowych rozgrywek sprawdza się idealnie. Z łatwością można sobie wyobrazić, że w młodości był równie szalony i odważny co większość popkulturowych wzorców szpiega. Dziś jego podstawowym atutem jest doświadczenie, więcej warte niż najnowocześniejszy gadżet.

To, co w filmie odnosi się do porównania starej i nowej szkoły szpiegowskiej, równie dobrze można wykorzystać jako komentarz współczesnego kina. Hare, który sam ma przecież już ponad 60 lat, znakomicie pokazuje, że w filmie przede wszystkim liczy się człowiek, zarówno bohater, jak i aktor, a dopiero w dalszej kolejności –  technologia. Wielu współczesnym reżyserom, zwłaszcza tym pracującym w Hollywoodzie, przydałoby się wziąć sobie tę lekcję do serca.
      
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jestem fanem Jamesa Bonda i filmów szpiegowskich. Lubię patrzeć, jak świetnie wyszkolony agent biega,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones