Recenzja filmu

Zabić Bono (2011)
Nick Hamm
Ben Barnes
Robert Sheehan

Wokół mitów o U2

"Killing Bono" opowiada na pierwszy rzut oka dość banalną historyjkę dwóch braci starających się zrobić karierę jako rockowy zespół i wyjść z cienia swych szkolnych kolegów, stających się właśnie
"Killing Bono" opowiada na pierwszy rzut oka dość banalną historyjkę dwóch braci starających się zrobić karierę jako rockowy zespół i wyjść z cienia swych szkolnych kolegów, stających się właśnie najpopularniejszym zespołem Irlandii. Film przekonuje świeżym i zabawnym podejściem. Właściwie to nie McCormickowie, ale właśnie pech towarzyszący nieodmiennie braciom w ich drodze na szczyt jest w tym filmie głównym bohaterem.

Ben Barnes bardzo naturalnie wcielił się w rolę Neila McCormicka, który na zasadzie cichej konkurencji z wybijającym się zespołem kolegów z szkolnej ławki, usiłuje dojść do sukcesu, pociągając za sobą młodszego brata. Zupełnie nieświadomego, że gdyby nie decyzje podjęte za jego plecami, zostałby jednym z członków U2. Pragnienie Neila, by odnieśli sukces, swój własny, nie zawdzięczany niczyjej pomocy, obraca się przeciwko szansom osiągnięcia go przez jego brata. Nie mógł przewidzieć, że jego kolega Paul Hewson, który postanowił przybrać pseudonim Bono, będzie kiedyś wielką gwiazdą, a jego zespół Hyde po zmianie nazwy na U2 stanie się nie tylko bardzo popularną grupą, ale również irlandzkim skarbem narodowym. Jednocześnie obserwujemy, jak wiele, będąca źródłem zazdrości, ale i zachwytu ze strony Neila, muzyka U2 znaczy w jego życiu. Wielkie ambicje McCormicka natrafiają nieustannie na niepowodzenia, jak chociażby to, że termin pierwszego występu założonego przez braci zespołu zbiegł się z datą przyjazdu papieża. Gdy podczas niezbyt fortunnej, ale własnej trasy koncertowej zespół Shook Up, rozpoczynający karierę od grania w garażach czy klubach ze striptizem, powoli zdobywa uwagę fanów, Bono nagle zjawia się z propozycją wspólnego występu, którą Neil ponownie bez konsultacji z bratem odrzuca. Źle pojęta duma i nie ukierunkowana determinacja powiększa wciąż przepaść pomiędzy nimi a wymarzoną karierą. Ostatecznie zespół odnosi odrobinę sukcesu, ale zawsze jest to sukces przyćmiony przez popularność U2. Na skutek własnych błędów Neil zostaje porzucony przez zespół, który bez niego skądinąd traci swój styl i dąży do rozpadu. Próbuje odzyskać dla nich szansę na występ życia. Wydaje się już za późno i bohater w pijackim amoku za wszystkie swoje niepowodzenia zaczyna obwiniać Bono, którego postać nakreślono zresztą niezwykle sympatycznie, jako chłopaka z sąsiedztwa, nie zapominającego o starych przyjaźniach mimo odniesionego sukcesu. Głównemu bohaterowi wszystko wydaje się stracone. W głowie rodzi mu się zamieszczona w tytule myśl, zabić Bono. I wówczas jego młodszy brat, zagrany z charyzmą przez Roberta Sheehana zdaje się ratować sytuację. Nie tylko powstrzymuje Neila, ale też załatwia im występ u boku U2. "Killing Bono" byłby jedynie kolejną historią nastolatków marzących o karierze rockowej, gdyby w tym właśnie momencie, gdy na pozór wszystko zaczyna się bohaterom układać do głosu nie doszedł pech.

Film nakręcono w konwencji lekkiej komedii z dużą dawką ironii i dystansu do rzeczywistości. Oparty na faktach, pozbawiony jest nadmiernego dramatyzmu. Można powiedzieć, że film jest zbyt zabawny na dramat, ale też zbyt dramatyczny na komedię. Dobre kreacje aktorskie budzą sympatię i pozwalają z empatią odnosić się do losów postaci. Mamy tu okazję zobaczyć między innymi doskonałego Pete Postlethwaite w jego ostatniej roli. Nie jest to może film bardzo ambitny, ani doskonały w swym wykonaniu, ale jest wart obejrzenia, a dla fanów U2 lub glamrockowej muzyki jest pozycją nie do przegapienia. I jedni i drudzy znajdą w nim coś dla siebie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones