Recenzja filmu

Wrzeszczący faceci (2003)
Mika Ronkainen
Heikki Määttänen
Jaani Föhr

Wrzeszczący faceci

Finlandia to kraj paradoksów: zima ciągnie się tu nieprzerwanie od listopada do maja, podczas gdy latem w Laponii słońce świeci przez całą dobę. Nic więc dziwnego, że Finowie słyną nie tylko z
Finlandia to kraj paradoksów: zima ciągnie się tu nieprzerwanie od listopada do maja, podczas gdy latem w Laponii słońce świeci przez całą dobę. Nic więc dziwnego, że Finowie słyną nie tylko z hartu ciała, ale i ducha, dysponując przy tym specyficznym poczuciem humoru. Tak jak bohaterowie fińsko-duńskiego dokumentu "Wrzeszczący faceci", pokazanego już w Polsce wiosną w ramach Warsaw Doc Review. Oulu, przeszło 100-tysięczne miasto w zachodniej Finlandii, jest przemysłową i kulturalną stolicą regionu. W jednym z tutejszych barów przeszło 15 lat temu narodził się pomysł założenia męskiego chóru. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że trzydziestu młodych mężczyzn nie tyle śpiewa, co wykrzykuje. Repertuar mają zresztą dosyć specyficzny: od hymnów państwowych i patriotycznych marszy po cytaty z ustaw i dziecięce piosenki. W czarnych garniturach i gumowych krawatach wrzeszczący chór pod wodzą charyzmatycznego dyrygenta Petriego Sirviö prezentuje swój zadziwiający "performance" zdumionej publiczności Japonii, Francji i Islandii, zawsze w ojczystych językach widzów. Chociaż np. wykonanie "Marsylianki" w mniej tradycyjny sposób może być uznane za profanację. Skąd pomysł na tak niecodzienne hobby? "Nie mieliśmy nic lepszego do roboty" - odpowiada jeden z chórzystów dziennikarzowi. "Wrzeszczący faceci" to czwarty film w dorobku fińskiego dokumentalisty Mikiego Ronkainena. I najbardziej uhonorowany. Był w oficjalnej selekcji MFF Sundance '04, a wśród licznych nagród są m.in. Grand Prix na FF w Tromsö '04, Dyplom na MFF Krótkometrażowych w Tampere '03, Specjalne wyróżnienie na FF Dokumentalnych w Marsylii '03 i nagroda za Najlepszy Skandynawski Dokument 2003 roku. W ekipie realizatorów warto odnotować nazwisko Larsa von Triera, który był jednym z koproducentów filmu. Ronkainen podążał za swoimi bohaterami przez pięć lat do różnych stron świata rejestrując ich występy. Swoistym refrenem tego filmowego koncertu są przeplatające narrację sceny z "castingu", podczas którego ochotnicy muszą się wykazać odpowiednią pojemnością płuc i siłą głosu. Reżyser nie ogranicza się jednak do obserwacji w stylu "reality tv", choć wykorzystuje jego elementy: bliskie plany, rejestrację zdarzeń na gorąco bez inscenizacji czy z góry zakładanej tezy. Zabiegi formalne ograniczone są niemal do minimum: czasem ekran jest dzielony na pół, a w formie ironicznego komentarza do wypowiedzi bohaterów pojawiają się czarno-białe archiwalne zdjęcia z zawodów sportowych sprzed pół wieku. Pewnie można było bardziej rozwinąć ten wątek: kim są bohaterowie filmu? Jak wygląda ich życie codzienne? Od czego uciekają w ten zwariowany świat? I - w końcu - jakim kosztem? W jednej ze scen dyrygent mówi o zmęczeniu i zbyt rzadkim kontakcie z rodziną, która pojawia się pod koniec filmu w kilku kadrach. Klamrą całości są sekwencje nakręcone na zamarzającej Zatoce Botnickiej, gdzie na początku filmu chór wykonuje jeden ze swoich utworów, a na koniec ciągnie wielotonowy lodołamacz rozbijający krę. Gigantyczny wysiłek wkładany w obie czynności i kontrast między surowym krajobrazem a komiczną w tym kontekście elegancją mężczyzn są najlepszym komentarzem do dzieła Ronkainena. W pamięci pozostaje jeszcze ogromny ładunek pozytywnej energii, jaką czerpią ze swojej pasji główni bohaterowie. I jaką wynosimy po kinowej projekcji my - widzowie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones