Recenzja filmu

T2: Trainspotting (2017)
Danny Boyle
Ewan McGregor
Ewen Bremner

Wsiąść do pociągu tego samego

"T2" ogląda się trochę jak reunion dinozaurów, wspominkową trasę starych punkowców, którym życie dało w kość, więc chwytają się na powrót starej brzytwy, w nadziei, że nie zdążyła się w
"To nostalgia, jesteś turystą we własnej młodości", mówi do Rentona (Ewan McGregor) któryś z jego kumpli w jednej ze scen "T2: Trainspotting". Razem z nim mówią do nas scenarzysta John Hodge i reżyser Danny Boyle, obaj odpowiedzialni za kultowy oryginał sprzed 21 lat, obaj świadomi, że próbują na powrót wejść do tej samej rzeki. Słowa Spuda mają swój doraźny sens, ale stanowią zarazem metakomentarz; podsumowują niewygodną pozycję, z jakiej startuje film. Z plakatów oryginału krzyczały wykrzywione twarze piątki bohaterów: niepokornych, zbuntowanych i "cool" niczym gwiazdy rocka. Analogicznie, "T2" ogląda się trochę jak reunion dinozaurów, wspominkową trasę starych punkowców, którym życie dało w kość, więc chwytają się na powrót starej brzytwy, w nadziei, że nie zdążyła się w międzyczasie stępić. Boyle częściowo unika zastawionej na siebie samego pułapki, bo bierze problem na klatę i opowiada właśnie o tym, że ciąg zmniejszających się powrotów to nieuchronna kolej rzeczy. Grzechy nostalgii mają jednak długie cienie.


Cienie to zresztą jeden z wizualnych leitmotiwów filmu, który wciąż a to odtwarza dla nas pamiętne sceny z oryginału, a to proponuje ich lustrzane odbicia. Pierwsze ujęcie? Oczywiście: biegnący McGregor. Tyle że w dawnych czasach Mark Renton uciekał przed policją, recytując z offu pamiętny monolog o "wybieraniu życia". Teraz truchta zaś w wygodnych butach po elektrycznej bieżni w drogiej amsterdamskiej siłowni, uosabiając wybór "dobrego zdrowia, niskiego cholesterolu i ubezpieczenia dentystycznego", z którego tak drwił 21 lat temu. Renton nie jest już tym samym trupiobladym heroinistą w rurkach; stał się – o zgrozo! – zwyczajny. Życiowy zakręt zmusza go jednak, by wrócił na stare śmiecie, do Edynburga, gdzie zostawił – i wykiwał – starych znajomych. "T2: Trainspotting" – jak było do przewidzenia – opowiada więc o serii spotkań po latach.
 
Oto kolejny poziom "meta": gwiazdor McGregor konfrontuje się tu z dawnymi kolegami z obsady, którym nie powiodło się na aktorskich salonach tak dobrze jak jemu. Grani przez nich bohaterowie również przędą raczej cienko. Spud (Ewen Bremner) wciąż zmaga się z nałogiem, Sick Boy (Jonny Lee Miller) żyje z drobnych przekrętów, a Begbie (Robert Carlyle) siedzi w więzieniu. McGregor wygląda przy nich jak, nie przymierzając, hollywoodzki gwiazdor – choć też nieco wymięty. Jego Renton jest masywniejszy, przygaszony, brakuje mu dawnego zawadiackiego uroku. Już nie wygłasza buńczucznych antysystemowych tyrad, a kiedy porywa się na kolejną przemowę a la "wybierz życie", wychodzi mu zaledwie banalna krytyka mediów społecznościowych. Boyle sygnalizuje ową zmianę, odbierając Markowi status narratora. Pojawia się jednak możliwość przekazania pałeczki: Spud odkrywa bowiem terapeutyczną moc pióra i zabiera się do spisywania doświadczeń. Jeśli w pierwszym filmie impulsem do opowiedzenia o sobie była gówniarska buta, tutaj potrzeba narracji płynie z dojrzałego przewartościowania priorytetów.

Nie myślcie jednak, że po rave'owym czadzie części pierwszej "T2" to potańcówka panów w średnim wieku. Reżyserską metodą Danny’ego Boyle’a wciąż jest ADHD. Twórca swoim zwyczajem kombinuje, ile wlezie, mieszając formy podawcze, wywijając kamerą i szatkując ujęcia niczym radziecki montażysta. W najlepszych wypadkach wychodzi mu slapstickowy teledysk, który uwodzi kinetyczną energią i rozśmiesza kolejnymi gagami. Nie ma tu co prawda równie ikonicznych scen, jak te z nurkowaniem w sedesie czy upiornym bobasem z heroinowego koszmaru, ale jest podobna werwa. A gdy film zwalnia nieco tempa, brak energii nadrabia w emocjach. Sercem "T2" jest rozkwitająca na nowo przyjaźń między Rentonem a Sick Boyem, materiał do wdzięcznego aktorskiego pojedynku McGregora i Millera. Krótszą słomkę wyciąga natomiast Carlyle. Jego Begbie sprowadzony jest tu do psychopatycznego antagonisty, na konfrontację z którym czekamy cały film. Owo finałowe starcie przypomina zresztą B-klasową horrorową sztampę z obowiązkowym wymachiwaniem nożem, gonitwą po domu i ucieczką na wyższe piętro. Szkoda. 


Najbardziej dziwi jednak odklejenie filmu od rzeczywistości. Przecież "Trainspotting" znakomicie chwytał ducha czasów, niósł trafny portret Szkocji połowy lat 90. i puentował wszystko ironicznie optymistycznym spojrzeniem w przyszłość. W "T2" tymczasem niby mówi się o Twitterze, Facebooku i Snapchacie, o gentryfikacji, wykorzystywaniu funduszy z Unii Europejskiej i napływie imigrantów z Europy Wschodniej, ale nie czuć, by Boyle i spółka wciąż trzymali rękę na pulsie współczesności. Świeżą krew ma wnosić do filmu postać Veroniki (Anjela Nedyalkova). Krucha imigrantka z Bułgarii budzi opiekuńcze instynkty i rozkochuje w sobie bohaterów, ale za ładną buzią i obcym akcentem skrywa twardą determinację. Trudno jednak powiedzieć, czy to wyraz prebrexitowego (film powstał jeszcze przed referendum) strachu przed napływową ludnością, czy może raczej ślad postkolonialnego wyrzutu sumienia i chęci zadośćuczynienia pokrzywdzonym? Jak wiadomo, Szkocja sama jest raczej ofiarą angielskich imperialnych zapędów, a jej mieszkańcy głosowali za pozostaniem w Unii, więc coś tu nie gra. 

A może chodzi o bardziej błahą sprawę: nieuchronnie starzejący się bohaterowie zwyczajnie tracą kontakt z zeitgeistem – a w ślad za nimi sam film? Kiedy Renton wysiada z samolotu i dziwi się, że w Szkocji serdecznie witają go rodowite… Słowenki, pokazuje po prostu, że przyleciał do nas nie z Amsterdamu, ale z przeszłości. Dlatego jeśli jest jakiś palący problem z "T2: Trainspotting", to tylko ten, którego wszyscy się spodziewaliśmy: sequel przypomina The Prodigy grających "Lust For Life". Niby fajnie, ale zawsze wrócimy do Iggy'ego Popa.  
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pamiętam jak wczoraj jakie wrażenie wywarł na widzach skromniutki film "Trainspotting" podczas swojej... czytaj więcej
Wybierz życie. Bądź uzależniony. Wybierz fikcję. Wybierz filmy. Wybierz nostalgię. Wybierz trzymanie się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones