Recenzja filmu

Potop (1974)
Jerzy Hoffman
Daniel Olbrychski
Małgorzata Braunek

Wstyd oszczędzony

Skróty dokonane przez Hoffmana i montażystę Marcina "Kota" Bastkowskiego mają charakter zaledwie kosmetyczny: wycięli oni parę dłużyzn, okroili kilka mniej istotnych wątków. Co prawda ślady
"Hańba, świętokradztwo, Targowica!", zakrzyknęli zapewne najwierniejsi wyznawcy "Potopu" na wieść o tym, że Jerzy Hoffman postanowił przygotować skróconą wersję filmu. Faktycznie, na pierwszy rzut oka wydaje się, że to absurdalny pomysł. Wiadomo: czasy się zmieniły, język kina wraz z nimi – ale czy znaczy to, że każdy klasyk trzeba teraz przykrawać zgodnie z ich duchem? Przyspieszać tempo, dubbingować, barwić taśmę, obcinać dłużyzny? W przypadku "Potopu" jednak – o dziwo – podobne samookaleczenie wcale nie boli. To dowód zarówno mocy oryginału, jak i rzetelności pracy wykonanej przy remontażu. Ale również efekt uboczny tego, że jesteśmy przyzwyczajeni do fragmentarycznego obcowania z trylogią Sienkiewicza.


 
Pokawałkowanie jest bowiem obecne już w krwiobiegu książkowego pierwowzoru. Powieść była przecież początkowo publikowana w prasie, w odcinkach – zbiorcze wydanie przyszło później. A ów sążnisty tom (albo kilka, zależy od edycji) swoimi gabarytami prowokuje rozmaite praktyki odbiorcze. Słyszałem o technice czytania "od sceny pojedynku do sceny pojedynku", z pominięciem wszelkich opisów. To zresztą bez wątpienia tylko jeden z alternatywnych sposobów zapoznawania się z dziełem Sienkiewicza. Sama obecność książki na liście lektur szkolnych generuje w końcu odbiorczą – hmm – inwencję; bryki, streszczenia, opracowania są nieuniknione. Dla niektórych to zapewne jedyny sposób obcowania z "Potopem". Do tego dochodzi pomnikowość utworu, fakt, że od dawna funkcjonuje on już w oderwaniu od ciężkiego, papierowego wydania – jako fundament narodowej tożsamości. Nie trzeba wyprawy do biblioteki czy do kina, by znać zwroty o kończeniu i wstydu oszczędzaniu czy byciu niegodnym ran całowania. Wyboiste filmowe losy "Trylogii" tylko komplikują sprawę. Hoffman podjął się ekranizacji w odwrotnej kolejności, pełnometrażowemu "Panu Wołodyjowskiemu" wtórowały serialowe "Przygody Pana Michała", aktorzy (Daniel Olbrychski, Krzysztof Kowalewski) powracali w kolejnych filmach w innych rolach, a całe pokolenia znają "Potop" tylko z podzielonej na części wersji telewizyjnej. Skrócenie go o półtorej godziny wydaje się w świetle tego całego ambarasu błahostką.

No właśnie, czy w ogóle trzeba zatem – czy wypada? – streszczać fabułę filmu? Warto raczej zwrócić uwagę na to, że pod pewnymi względami "Potop" wcale nie odstaje od obecnego krajobrazu kinowego. Największe box-office'owe triumfy święcą dziś wszak blockbustery opowiadające o grupach superbohaterów. A film Hoffmana to przecież rasowa (nomen omen) superprodukcja, wysokiej klasy kino gatunkowe – choć wydane przez kinematografię kojarzącą się raczej z kinem autorskim, rozliczeniowym czy moralnie zaniepokojonym. Co więcej, Hoffman również opowiada o herosach. Proza Sienkiewicza jest przecież swojego rodzaju komiksem, gdzie większe niż życie postacie łączą się wbrew dzielącym je przeciwnościom i stawiają czoło wspólnemu wrogowi. Czy Andrzej Kmicic, raz za razem ocierający się o śmierć, wychodzący cało z najgorszych tarapatów, stawiający czoła nadludzkim dylematom, kochający na zabój i ocierający się o Wielką Historię, nie jest rodzimym wariantem superbohatera? Podobnie Wołodyjowski, podobnie Zagłoba; tym bardziej że powracają oni jeszcze w rozmaitych – tak trzeba je bowiem nazwać – sequelach, prequelach i spin-offach.



Wszystko to było już zresztą obecne w wersji pierwotnej. Skróty dokonane przez Hoffmana i montażystę Marcina "Kota" Bastkowskiego mają zresztą charakter zaledwie kosmetyczny: wycięli oni parę dłużyzn, okroili kilka mniej istotnych wątków. Co prawda ślady tych ingerencji widać momentami w niespodziewanych przeskokach czasowych, elipsach, nagłych cięciach. Ale "Redivivus" nie jest wulgarnym remiksem czy skrojonym pod zblazowanego gimnazjalistę z ADHD streszczeniem. To delikatnie odchudzony "Potop" z cyfrowo przypudrowanym noskiem – tak, by zdjęcia Jerzego Wójcika robiły wreszcie wrażenie, jakie omijało całe pokolenia poznające film w ramach zwyczajowej powtórki telewizyjnej w okresie świątecznym. Fakt, niektóre rozwiązania narracyjne czy techniczne z lat 70. zdążyły się już kilkakrotnie zestarzeć. Dla przykładu: logistyka i rozmach scen bitewnych ustępują współczesnym standardom. Dzisiejszym widzom może przeszkadzać też – zachowany mimo cięć – klasyczny "oddech", z jakim snuta jest ta opowieść. Z drugiej strony obecnie na porządku dziennym jest oglądanie (za jednym posiedzeniem!) wielogodzinnych sezonów seriali czy długaśnych reżyserskich wersji takiego "Władcy Pierścieni". Nie będzie więc bolało – wręcz przeciwnie.

Tym bardziej że spora część mającego już czterdziechę na karku filmu pozostaje cudownie niepodatna na upływ czasu. Tak jest chociażby ze słynną sceną pojedynku Kmicica z Wołodyjowskim. Wrażenie robi już sama inscenizacja: dramatyczne strugi deszczu oraz fakt, że Daniel Olbrychski i Tadeusz Łomnicki faktycznie krzyżują szabelki, bez taryfy ulgowej "dynamicznego montażu". To również brawurowy pojedynek aktorski: powściągliwy Łomnicki stawia tu czoła rozgorączkowanemu Olbrychskiemu – stara szkoła mierzy się z nową "metodą", zmiana pokoleniowa w polskim kinie dokonuje się na naszych oczach. I to jest chyba największy atut "Potopu": pełnokrwiste postacie bezbłędnie zagrane przez pierwszorzędnych aktorów – oczywiście z Olbrychskim na czele. Jako Kmicic krzesze on bowiem z ekranu prawdziwe iskry, równie obficie, co 40 lat temu. Cały "Potop Redivivus" jest w istocie jak jego bohater: pocięty w kolejnym – tym razem montażowym – boju, ale wciąż silny, prący przed siebie, jak gdyby nigdy nic. Podobno odrestaurowana kopia filmu wytrzyma kolejne 300-350 lat. Wystarczy.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones