Recenzja filmu

Wojna polsko-ruska (2009)
Xawery Żuławski
Borys Szyc

Wszyscy jesteśmy dresiarzami

Myślę, że Wojna polsko-ruskato jeden z ciekawszych polskich filmów jakie pojawiły się na ekranach kin w ostatnich latach. To zasługa reżysera, aktorów (nie wszystkich rzecz jasna), ale w
Myślę, że Wojna polsko-ruskato jeden z ciekawszych polskich filmów jakie pojawiły się na ekranach kin w ostatnich latach. To zasługa reżysera, aktorów (nie wszystkich rzecz jasna), ale w największym stopniu - książki, która stała się kanwą scenariusza. Wiele można Dorocie Masłowskiejzarzucić, ale na pewno nie to, że napisała nudną książkę. Dialogi mogą wydawać się bełkotem lub mętnym ględzeniem komuś, kto przyszedł do kina, aby wysłuchać filozoficznych wywodów, subtelnych aluzji czy wysublimowanych i wymoszczonych patyną erudycji odpowiedzi na ważne pytania. Ja wolałbym, aby sztuka pełniła rolę sokratejskiej dokuczliwej pszczoły, a nie mentora z kaznodziejskim zacięciem. Film jest groteską, wykrzywiającą rzeczywistość po to, by zmusić do refleksji i wrażliwy odbiorca z pewnością to zauważy. Pod warunkiem, że nie jest dewotem, rozdzierającym szaty i gorszącym się z powodu zła i zepsucia, którego jest świadkiem. Owszem, w wywiadachMasłowska sobie nie radzi, jako aktorka również (co było do przewidzenia, zwłaszcza dla tych, którzy widzieli jej męki piekielne u Najsztuba iŻakowskiego). Zdaje sobie chyba sprawę ze swoich kompleksów, z tego, że w bezpośrednim obyciu może wydawać się nieciekawa, czasem infantylna czy nawet niezbyt rozgarnięta. Potrafiła jednak wykreować świat alternatywny. Ciekawy, intrygujący, przerażający, smutny, śmieszny. Na pewno nie nijaki. Notabene autorka publicznie przyznała, że źle znosi rozgłos i nakierowane na nią flesze, a jedyne chwile szczęścia to te, w których poświęca się pisaniu. Podobny "problem", przy zachowaniu wszelkich proporcji, ma jednak nasza noblistka Wisława Szymborska, co przecież nie umniejsza jej wielkości. W pierwszej kolejności łyżka dziegciu, bo film posiada widoczne na pierwszy rzut oka mankamenty. Największy z nich to chyba właśnie Dorota Masłowska jako Masłoska, która jest wyraźnie skrępowana w obecności Borysa Szyca. I ma problemy z dykcją, o czym wiadomo nie od dziś. Tym trudniej zrozumieć decyzję reżysera o powierzeniu jej może niezbyt dużej, ale istotnej roli. Powiedziałbym więcej, wątek Masłoskiej, który jest w książce obecny, wydał mi się całkowicie zbędny, a nawet szkodliwy, spłaszcza bowiem wymowę filmu. Sytuacja Silnego jest dramatyczna. Miota się targany buzującymi w nim emocjami, traci poczucie rzeczywistości i własnej tożsamości. W jego umyśle wszystko się miesza - telewizyjna sieczka i narkotykowe rojenia z tym, co się dzieje naprawdę. Trudno rozróżnić, czy uczucie do Magdy to miłość, urażona męska duma, czy może po trochu jedno i drugie. Jeżeli jednak zdamy sobie sprawę, iż jego zagubienie, mentalne i emocjonalne męczarnie, sprzysiężenie przeciwko niemu wszystkich sił tego świata, to sprawka Masłoskiej, która się bawi, kreuje fikcyjne byty i pociąga za sznurki kukiełkowych postaci, wszystkie dramaty nagle przestają być istotne i transcendentne. Rozumiem, że chodziło o konwencję komiksu, ba, można przyrównywać kondycję świata Masłoskiej, do antycznego poligonu Homera, w którym losy ludzi były elementem rozgrywek olimpijskich bogów, ich humorów i kaprysów. Silny byłby zatem odniesieniem do Odysa czy Achillesa, których bohaterstwo lub słabość były wypadkową sprzyjających im sił Zeusa, Hery, Ateny i Posejdona. A Masłoska - "Megaboginią" skupiającą w drobnej dziewczęcej dłoni wszystkie olimpijskie atrybuty. Dostrzeganie takich dalekich asocjacji jest jedynie umysłową gimnastyką i nie wiąże się z przesłaniem filmu czy wystudiowaną konstrukcją fabuły. Wartościową koncepcją mogłoby być ukazanie dramatu Silnego na tle dramatu samej Masłoskiej, która czując się nic nie znaczącą drobiną w pozbawionym sensu świecie, próbuje odbudować zaufanie do swojej podmiotowości, tworząc całkowicie podporządkowany sobie wymiar, w którym sama decyduje, co za chwilę się wydarzy. Człowiek traci pewność siebie porównując się z większymi, mądrzejszymi, odważniejszymi ludźmi. Aby nie stracić tej pewności do końca musi poszukać odniesienia do kogoś, nad kim góruje pod jakimś względem. A już iście diabelską satysfakcję daje władza nad kimś, kto uosabia prymitywną, pierwotną siłę, wzbudzającą w nas strach. W filmie Kingsajzświat ludzi, do którego uciekły krasnoludki, okazuje się na końcu zabawką olbrzymów, większych jeszcze i mocniejszych. Raj jest zawsze ułudą, do której się tęskni, ale która nie jest tym, czym się wydaje. Sny o potędze absolutnej, dającej poczucie niczym nieskrępowanej wolności, nigdy się nie spełnią. Istnieją jednak areny, na których czujemy się zwycięskimi gladiatorami. Dla kogoś taką areną będzie scena polityczna, na której można wykazać się umiejętnością manipulacji, dla kogoś innego - jego warsztat pracy lub rodzina. Niektórzy na salonach czują się jak ryba w wodzie, a dla tych, którzy nie potrafią się odnaleźć w żadnej sferze - pozostaje świat wymyślony, wirtualny. Nawet przebłysk świadomości, że nad czymś jednak panujemy, przy całym naszym uwikłaniu, ograniczeniu i zapętleniu, daje nadzieję na wykucie w twardej materii zdeterminowanego świata jakiejś niszy, małego kosmosu, w którym czujemy się wolni i spełnieni. Takie koncepcje jednak film Żuławskiegopomija. Wymagałyby rozwinięcia treści zawartych w książce, która owszem jest świadectwem literackiego talentu nastolatki i niesamowitej wprost umiejętności absorpcji otaczającego świata. Stukanie na maszynie jest jednak dla Masłoskiej jedynie odskocznią od codzienności, zabiciem nudy, krotochwilą, bez kontekstu i bez głębszego psychologicznego uzasadnienia. W moim przekonaniu to wada, niewykorzystana szansa na bardziejuniwersalneujęcieproblemu. Motyw autora jako wszechwładnego demiurga jest w kinematografii dość oklepany i raczej płytki, odczuwam zatem pewien niedosyt. Myślę, że Masłowskanie obnażyła się do końca i nie ujawniła swych motywacji. Nie musi objaśniać, że wszystko wymyśliła - to wiemy. Interesujące, przynajmniej dla mnie, jest to, dlaczego to zrobiła. Można teżbyło przedstawić scenęprzesłuchania Silnegojako element narkotykowych wizji, jeszcze jeden znak zapytania w głowie zagubionego człowieka, podkopujący wiarę w to, że fundamenty rzeczywistości są zdrowe, adana przyczyna zawsze pociąga za sobą taki sam skutek. Otaczający świat staje się surrealistyczny, a Masłoska to materializacja korozji wiary Silnego w swoją wewnętrznąsiłę.Będąc o wiele od niego potężniejsza kpi sobie z jego przezwiska,jedynego miana, które miało jakieś realne znaczenie (w przeciwieństwie do tego w dowodzie, które stanowi jedynie zbiórliter bez treści, kompletnie nieistotny).Ksywa jestbowiem pochodną charakterystycznej cechy Silnego, elementem jego tożsamości. Kompleks Lewego, zepchnięty na samo dno podświadomości, zalęgły w najczarniejszych zakamarkach duszy, wychodzi na wierzch po tym, jakArleta przekazuje Silnemu straszną wiadomość, mimochodem,niczym zwykłego "newsa".A więcMagda go rzuciła. Nie miała odwagi nawet spojrzeć mu w oczy.Jedynym wytłumaczeniem, jakie się nasuwa jest takie, żezdradziła go z Lewym, który "zawsze wszystko musiał mieć najlepsze, same najlepsze rzeczy". Życie zaczyna wydawać się podłe, jedynie Masłoska może być wytłumaczeniem wszystkich klęsk, które spotykają Silnego. Złośliwym gnomem, w starciu z którym jego siła na nic się nie przyda, wredną Superpolicjantką, wtrącającą ciągle swoje trzy grosze i mającą stanowczo za dużo do powiedzenia. Żuławski umieścił jednak postać Masłoskiej w centrum, wplatając sceny z jej życia międzywątki dotyczące Silnego. Mamy zatem Masłoskiej zabawę w Boga bez osadzenia we wiarygodnymkontekście (zarysowanafragmentarycznie i zdawkowo proza małomiasteczkowego życia to banalne iniepełne wyjaśnienie). Zamiast dramatu człowieka dławiącego w sobie ból i kipiącego wściekłością, znajdującego się na skraju wytrzymałości, otrzymujemy pocieszające zapewnienie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, nie ma Silnego, nie ma jego gęstego jak smoła uczucia do Magdy.Jak w ckliwej kołysance: "I żeby Ci nie było żal dziecino ma kochana - zcukru był król, z piernika paź, królewna z marcepana." Obszerne rozważania dotyczące przyczyn dyskomfortu, jaki odczuwałem podczas oglądania Wojny polsko-ruskiejnie powinny przesłonić jednak niewątpliwych zalet filmu. Język Masłowskiej, wiernie przetransponowany na język filmowy,jest specyficzny i niepowtarzalny, ale genialnie oddaje dresiarską mentalność i "obrzędowość". Nie jest naśladowaniem dilerskiego slangu, tylko jego przedrzeźnianiem, z uwypukleniem charakterystycznych cech składających się na obyczajowość dilerskiej subkultury. Ja w każdym razie tą konwencję "kupuję". Przede wszystkim podkreśla kult siły (świetnie to widać, gdy Silny wypowiada się na tematy, które wyraźnie mu "nie leżą", jak na przykład poezja; milczenie czy wycofanie byłoby oznaką słabości, na którą nie można sobie pozwolić, musi więc maskować zakłopotanie). Należy myśleć schematami, liczy się szybkość mówienia, dosadność argumentacji, nie ma czasu na dogłębną, spokojną refleksję, musisz myśleć i mówić szybciej niż twój współrozmówca, zaskoczyć go, obezwładnić zanim zdąży przygotować się do obrony, wyprowadzić z równowagi, żeby to twoje zostało na wierzchu (jak np. w świetnej scenie zabawy krótkofalówkami w okolicach "Polskiego Burgera"). Jeżeli nie wystarczy argumentów werbalnych, musisz być gotowy, aby za pomocą pięści i butów udowodnić swoje racje.Masłowska potrafi parodiować nie tylko język dresiarzy, również ułożonych i naiwnych panienek (Ala - świetna rola Anny Prus). Dlatego świat Masłowskiej jest barwny, ciekawy i żywy. Dzięki temu możemy w nim się zanurzyć i ulec złudzeniu, że jest prawdziwy, być może nawet bardziej niż rzeczywistość. Nie zgadzam się z powtarzającymi się opiniami, jakoby brak związków przyczynowo-skutkowych w postępowaniu bohaterów utrudniał odbiór filmu. W moim przekonaniu fabuła jest czytelna i w sposób oczywisty wydarzenia wiążą się za sobą. Sceny odrealnione mają znaczenie symboliczne, a nie czysto abstrakcyjne (jak np. scena, w której Andżela rzyga kamieniami). Nie wydają się sztuczne w sytuacji, gdy bohaterowie filmu wciągają "ściechę" za "ściechą". Masłowska i Xawery Żuławski kreślą obraz rzeczywistości bardzo ułomnej, zagubionej w morzu chłamu i sztuczności, zamieszkałej przez głupie, płaskie kobiety oraz brutalnych, egoistycznych mężczyzn, nie rozumiejących kobiecych lęków i mających gdzieś ich potrzeby. Jest to portret świata podszytego gorzką ironią, groteskowego ale też niegroźnego zarazem. Inaczej podany byłby bowiem niestrawny. W zalewie nonsensu trzeba wskazać bowiem jakieś światło, nawet jeśli ma ono psychodeliczne barwy. Dopóki potrafimy się śmiać, rzeczywistość nie jest w stanie do końca nas przestraszyć. Najważniejszą modyfikacją w porównaniu z fabułą książki (jeśli dobrze pamiętam lekturę sprzed 6 lat) jest przerzucenie wątku wycieczki na plażę na koniec filmu. I słusznie, jest to bowiem najważniejszy epizod, świetnie zagrany (znakomita rola Romy Gąsiorowskiej) i przynoszący kulminację w postaci łez Silnego w ostatniej scenie filmu (o brawurowej grze Szyca nie będę się rozpisywał, poprzestanę na refleksji, iż nie widzę wśród polskich aktorów kogoś, kto mógłby zagrać równie przekonująco). Silny to współczesny Rhett Butler, dumny i zawadiacki, nie pozbawiony pewnego łotrowskiego wdzięku, zdolny do czułości (może dość pokrętnie definiowanej), kochający swoją polską Scarlett O'Hara toksyczną, egoistyczną miłością i jednocześnie jej nienawidzący. W momencie śmierci chciałby jednak, żeby to ona się nad nim pochyliła. Wtedy nie będą ważne te wszystkie raniące słowa, które zostały wypowiedziane, bluzgi, cały żal i gorycz. Widzimy więc, że podobne emocje są właściwe wszystkim ludziom, bez względu na to, czy noszą dres czyelegancki surdut. Przy wszystkich różnicach jesteśmy przedstawicielami jednego gatunku i nie powinniśmy patrzeć jedni na drugich z poczuciem wyższości. Czy ktoś spojrzał w ten sposób na dresiarzy we współczesnej kulturze polskiej? Łatwiej wyobrazić ich sobie przecież jako bezmózgich mięśniaków niezdolnych do jakichkolwiek uczuć. Owszem są być może inni, może ułomni, ale czy mamy prawo czuć się od nich lepsi? Czy przyjmując stereotyp tak bardzo różnimy się od dresiarzy? Tak samo jak oni poprzestajemy na schemacie. Po co się wysilać, łatwiej zaszufladkować. Czy więc nie jest to po trochu film o nas samych?
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Maksymalnie zaskoczył mniefakt, iż ten genialny, psychodeliczny, chory, komiksowy, ohydny,... czytaj więcej
Najpierw to miałem w ręku książkę, nie wiem, dawno to było dosyć, bo chyba z 5 lat temu. I dobra i zła... czytaj więcej
Książka Doroty Masłowskiej "Wojna polsko – ruska pod flagą biało – czerwoną" była najbardziej nudną i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones