Recenzja filmu

Dawca pamięci (2014)
Phillip Noyce
Jeff Bridges
Meryl Streep

Wydrążony świat

Najwięcej dają tu się z siebie gwiazdy starej daty. Bridges z łatwością wskakuje w buty w mentora, przydając swojej postaci ironii i wewnętrznego ciepła. Jeszcze lepiej wypada Streep w pierwszej
Jeff Bridges czuł pismo nosem, gdy jeszcze w latach 90. zabiegał o sfilmowanie książki Lois Lowry. Bohater "Dawcy pamięci" to przecież duchowy brat idolek współczesnej młodej-dorosłej publiczności – Katniss Everdeen oraz Triss Prior. Tak jak one wrażliwiec Jonas ma naście lat, rzadki talent i lwie serce, które każe mu rzucić wyzwanie opresyjnemu światu przyszłości. Być może gdyby ekranizacja "Dawcy" doszła do skutku wcześniej, obraz miałby szansę stać się hitem na miarę "Niezgodnej". Dziś trąci naftaliną – dwie dekady, które upłynęły między wydaniem literackiego oryginału a premierą filmu, to w popkulturze lata świetlne.



Stawiając nowy wspaniały świat, Lowry oraz reżyser Phillip Noyce zaciągnęli dług u Raya Bradbury'ego, Aldousa Huxleya i George'a Orwella. Ekranowa antyutopia to ugrzeczniona wersja ponurych wizji jutra zapisanych na kartach dzieł gigantów SF. Akcja filmu rozgrywa się w odizolowanej od świata społeczności. Pozornie stanowi ona spełniony sen Tomasza Morusa – pozbawiona przemocy, niesprawiedliwości i podziałów daje swoim obywatelom obietnicę wygodnego, bezpiecznego życia. Święty spokój zyskuje się tu jednak kosztem emocjonalnego bezwładu, permanentnej inwigilacji, a wreszcie daltonizmu. Historia nabiera rumieńców (i kolorów!), gdy na scenę wkracza tytułowy Dawca (Bridges) – jedyny mieszkaniec osady, który nie podlega jej restrykcyjnemu regulaminowi. Zadaniem mężczyzny jest przechowywanie wspomnień o minionych czasach i dawnych ludziach. Szkoląc swojego następcę (przystojny, ale mało charyzmatyczny Thwaites), sędziwy mędrzec podkłada bombę pod fundamenty wspólnoty.

Eksplozja okazuje się, niestety, licha – bez napięcia, tempa i wyrazistej kulminacji, jakby podczas drukowania scenariusza skończył się papier. Dziwi to tym bardziej, że Noyce słynął do tej pory z pewnej ręki jako autor kina sensacyjnego ("Czas patriotów", "Salt", "Spokojny Amerykanin"). W "Dawcy" paradoksalnie bardziej interesująco wychodzą mu sceny, w których Jonas  uczy się uczuć, poznając blaski i cienie człowieczeństwa. Zaskakująco przyzwoicie wypada również rozkwitający na uboczu wątek romantyczny między bohaterem a jego najlepszą przyjaciółką (Odeya Rush). Generalnie filmowi brakuje, niestety, charakteru. Elizjum-panoptykon jest słabo scharakteryzowane i za mało przerażające, abyśmy z całych sił trzymali kciuki za jego upadek. Z  kolei w warstwie wizualnej twórcy ograniczają się do powielania rozwiązań wypatrzonych w lepszych tytułach na podobny temat, jak chociażby "THX 1138" i "Ucieczce Logana".



Najwięcej dają tu się z siebie gwiazdy starej daty. Bridges z łatwością wskakuje w buty w mentora, przydając swojej postaci ironii i wewnętrznego ciepła. Jeszcze lepiej wypada Streep w pierwszej od dawna nieprzeszarżowanej roli. Jej przewodnicząca starszyzny to niejednoznaczny czarny charakter – zimna pragmatyczka skrywająca słabości pod urzędniczym pancerzem. To paradoks, a zarazem pozytywne zaskoczenie, że przesłanie filmu skierowanego do nastoletniej publiczności wybrzmiewa najmocniej w momentach, gdy kamera skierowana jest na dojrzałych bohaterów.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones