Recenzja filmu

Pan życia i śmierci (2005)
Andrew Niccol
Nicolas Cage
Bridget Moynahan

Zło zawsze triumfuje

Niektóre filmy o poważnej tematyce robi się w bardzo oficjalny i dystyngowany sposób, że oglądając je, od razu wiemy, co jest bezwzględnie dobre, a co złe. Są także filmy, które mimo poważnej
Niektóre filmy o poważnej tematyce robi się w bardzo oficjalny i dystyngowany sposób, że oglądając je, od razu wiemy, co jest bezwzględnie dobre, a co złe. Są także filmy, które mimo poważnej tematyki podchodzą do tego w mniej moralizatorki sposób i pozwalają toczyć się akcji bez niepotrzebnego wtrącania się w odbiór filmu. Do tej drugiej kategorii należy właśnie film "Pan życia i śmierci" z Nicolasem Cage'em. Historia opowiada o życiu Juriego Orlova, który zajmuje się międzynarodowym handlem bronią i jest piekielnie dobry w tym, co robi.

Andrew Niccola reżyserując ten film stworzył według mnie coś wyjątkowego. Główna postać Yuriego Orlova (Nicolas Cage) to jak już wspomniałem handlarzy bronią jednak jego historie poznajemy od samego początku zanim jeszcze stał się akwizytorem śmierci. Historia zaczyna się w tzw. Małej Odessie, dzielnicy New Jersey nazywanej tak, dlatego, że przypominała emigrantom z Ukrainy, Morze Czarne. Jednak życie tutaj nie odpowiada Yuriemu i chce się on jak najszybciej stąd wyrwać. Przez zdarzenie, którego jest świadkiem w hotelu Palace postanawia spróbować swoich sił, jako handlarz bronią. Jak się okazuje, jest bardzo dobry w tym i nieźle zarabiając na omijaniu embargo do junt wojskowych i watażków ma całym świecie, szybko spełnia się jego własny amerykański sen. Ma mnóstwo pieniędzy, piękna żonę i małego synka, wydaje się więc, że osiągnął wszystko, co mógł chcieć. Jednak jak się okazuje, wszystkoto było okupione olbrzymią ceną, którą musiał ponieść główny bohater. Czego by nie mówić o postaci zagranej przez Nicolasa Cage, trzeba przyznać, że był w swojej pracy profesjonalistą. Jak sam tłumaczył, nie robi nic złego, ponieważ towar sprzedawców samochodów i producentów papierosów zabija znacznie więcej ludzi niż jego broń, a jego pistolety mają przynajmniej bezpiecznik. Nie tylko jednak praca przysparzał mu dużo zmartwień, jego żona Ava zaczyna coś podejrzewać, że nie jest on zwyczajnym biznesmenem a jego brat Vitaly (Jared Leto) ćpając na potęgę nie potrafi odnaleźć swojego miejsca i staje się rodzinną czarną owcą. Jak by tego było mało, niewyobrażalnie stresująca praca Yuriego sprowadza na jego głowę nieugiętego agenta Interpolu, Jacka Valentine.

Wiele osób zarzuca Nicolasowi Cage'owi, że jego gra aktorska jest bardzo sztywna i drewniana, jednak to, co zaprezentował sobą w tym filmie to naprawdę kawał niezłej roboty. Jako człowiek całkowicie wyprany z moralności oraz w pewnym sensie z człowieczeństwa spisał się znakomicie. Cyniczne uwagi oraz ironiczne podejście do wielu spraw związanych z handlem śmiercionośnym uzbrojeniem w jego wykonaniu wygląda po prostu mistrzowsko. Oglądając tę postać oraz słuchając, co mówi, nie darzymy go negatywnymi uczuciami, rozumiemy, że jest postacią idealnie pasującą do naszych czasów, gdy zysk i pieniądz są często ważniejsze od czegokolwiek innego. Jest postacią fascynującą, a Cage pokazał, że mimo tego, czym się zajmuje, może być także dziwnie fascynujący. Yuri ma także brata, Vitalego, zagranego przez Jareda Leto, który, jak już pisałem, wcześniej za bardzo nie wie, co począć z własnym życiem. Jared zagrał tę postać genialnie i szczerze mówiąc chyba nawet przewyższył pod tym względem samego Nicolasa Cage, dlatego szkoda że możemy go oglądać tylko przez kilka momentów. Na wyróżnienie zasługują także jeszcze jedna osoba, Ethan Hawke za role agenta Interpolu Jacka Valentinea. Wcielając się w nieugiętego stróża prawa, który za swój życiowy cel obrał sobie zamknięcie Yuriego, wypadł bardzo dobrze. Mam jednak małe zastrzeżenie do samej postaci, bo w pewny w momentach wydaje się zachowywać jak pies, który biega i szczeka, ale nie potrafi ugryźć. Należy jeszcze wspomnieć o Eamonnie Walkerze, który jako Andre Babtist Sr., przywódca junty wojskowej, wypadł wprost zabójczo dobrze i oddał mrożące krew w żyłach postępowanie wielu przywódców wojskowych w krajach afrykańskich.

W filmie tym porażają piękne i zarazem bardzo przejmujące zdjęcia wykonane przez Amira Mokri, który dzięki różnym ujęciom stworzył obraz bardzo interesujący i straszny. Początkowa scena pokazująca drogę pocisku karabinowego na długo zapada w pamięć i zmusza do pewnych refleksji. Nie pamiętam żadnego filmu, w którym intro oddawałoby tak dobrze samą istotę filmu. Pokazanie, że w człowieku cały czas żywe są pierwotne instynkty, a dzięki zdobyczom nowoczesnej technologii możemy zabijać się jeszcze skuteczniej niż kiedykolwiek wcześniej. W dziele Andrew Niccoli wiele jest scen, które zapadają na długo w pamięci, wystarczy wspomnieć akcję ze zmianą nazwy statku albo scena, w której mieszkańcy Sierra Leone podczas nocy rozkładają wielki samolot Antonov na czynniki pierwsze. Film jest wielowymiarowy, pokazuje nam hipokryzję naszych czasów, niemal groteskowy los ludzi mieszkających w biednych krajach ogarniętych wojnami i krwawymi rządami. Równocześnie widzimy, jak główny bohater, a także wiele jemu podobnych, doskonale zarabia na tym wszystkim, a sektor zbrojeniowy doskonale prosperuje. Z przejmującym obrazem idealnie komponuje się muzyka napisana przez Antonio Pinto, a główny motyw zapada w pamięć na długo. Klimatem blisko jest jej do muzyki z "Ojca Chrzestnego" jednak ta tutaj jest zdecydowanie bardziej poważna i nastrojowa. Podkreśla to, co dzieje się na ekranie i tworzy razem z obrazem piękną, harmonijną całość.

To, co najbardziej podoba mi się w tym filmie to, to że Andrew Niccola całkowicie ominął jakieś moralizatorskie przesłanki i pozostawił nam, widzom ostateczną decyzję o ocenę moralną postaci. Yuri, mimo iż jest handlarzem bronią przez swoją brutalną szczerość, jest postacią wyzwalającą pozytywne emocje. Film pokazuje, w jakich brutalnych czasach żyjemy i pokazuje także naszą bezsilność wobec przemocy w krajach afrykańskich i innych autorytarnych reżimach. Szczerze polecam ten film, bo mało jest obrazów o tej tematyce, a na pewno jeszcze mniej pokazujących świat z tak brutalnie szczerej strony. "Pan życia i śmierci" jest filmem, który pomoże nam zrozumieć, dlaczego tak trudno o pokój na świecie, a pacyfistyczne hasła to tylko i wyłącznie mrzonki.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pochodzący z Nowej Zelandii Andrew Niccol powoli wyrasta na charyzmatycznego twórcę w bezwzględny sposób... czytaj więcej
Do broni chłopcy, do broni! Niebezpieczny, egoistyczny i niezwykle przebiegły ukraiński emigrant stawia... czytaj więcej
Wyobraź sobie, że jesteś handlarzem. Sprzedawcą. Na wielką skalę.Idzie ci świetnie, masz wielu klientów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones