Recenzja filmu

Kupiliśmy zoo (2011)
Cameron Crowe
Matt Damon
Scarlett Johansson

Z kamerą wśród zwierząt

To jeden z tych filmów, po których obejrzeniu na serduszku robi się cieplej, a życie wydaje się mniejszą szarówą niż zazwyczaj.
Złoci chłopcy Hollywoodu dorośli. Ich myśli nie zaprzątają już dziewczyny i ratowanie świata, lecz rodzina oraz wartości moralne. Brad Pitt pod "Drzewem życia" uczy synów, jak pięściami i podniesionym głosem wywalczyć sobie świetlaną przyszłość. Leo DiCaprio włamuje się do cudzego snu, byle tylko zyskać prawo do zobaczenia się ze swymi dziećmi.  Matt Damon nie mógł być gorszy i kupił pociechom zoo.

Jest to inwestycja mało jak na Hollywood efektowna, ale opłacalna. Prócz spokoju ducha i stada strusi grany przez aktora owdowiały dziennikarz znajduje w nowym miejscu zamieszkania zaradną i pracowitą seksbombę o aparycji Scarlett Johansson. Bohater przywraca do użytku dom mniejszych braci, a przy okazji odbudowuje własne życie: naprawia relację z synem, wydostaje się z klatki żałoby po ukochanej żonie, a wreszcie zdobywa się na odważne decyzje, których wcześniej nigdy by nie podjął. A gdy dopada go zwątpienie, pomocy szuka w mądrych oczach tygrysa. Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie...

Koniec żartów. Nowe dzieło Camerona Crowe'a szybko znajdzie u nas rzeszę oddanych fanów. To jeden z tych filmów, po których obejrzeniu na serduszku robi się cieplej, a życie wydaje się mniejszą szarówą niż zazwyczaj. Reżyser korzysta ze sprawdzonego fabularnego patentu na  poczciwych mieszczuchów, którzy z dala od metropolii nabierają krzepy i oleju w głowach. Adaptacja w nowym środowisku przebiega bez większych problemów. Miejscowi, zamiast ostrzyć widły i zapalać pochodnie, proponują piwko, a zwierzaki (z drobnymi wyjątkami) są grzeczne. Nawet niesympatyczny na pierwszy rzut oka kontroler ogrodów zoologicznych okazuje się w końcu równym gościem. Jakby ktoś jeszcze nie zorientował się, że ogląda bajkę, powinien wsłuchać się w dźwięki soundtracku Jónsiego z Sigur Ros i napawać się urodą zdjęć Rodriga Prieto.

Damon dobrze czuje się w nowym emploi. Gdy ucieka przed wkurzonym jeżozwierzem, trudno rozpoznać w nim superkillera Jasona Bourne'a. Ot, normalny, fajny facet, którego można spotkać w spożywczaku za rogiem. Idealnie nadaje się na bohatera epoki kryzysu. Zobaczcie tylko, jak powtarza potomstwu, że "wszystko jedno" to najbardziej leniwy zwrot XX wieku. Publiczność nie potrzebuje chwilowo herosów. Woli za to oglądać, jak przeciętniacy, którzy zebrali od losu cięgi, odnajdują w sobie siłę do rozpoczęcia wszystkiego na nowo. Damon jest naszym człowiekiem w Hollywood.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Podobno najlepsze decyzje podejmujemy nie zagłębiając się zbytnio w przemyślenia. Gdy nie kalkulujemy,... czytaj więcej
Wystarczyło mi przeczytanie opisu filmu "Kupiliśmy Zoo", by stwierdzić, że ten film widziałem już wiele... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones