Recenzja filmu

Gang Wiewióra 2 (2017)
Cal Brunker
Artur Kaczmarski
Will Arnett
Katherine Heigl

Za garść orzechów

Trochę wyeksploatowana, lecz w gruncie rzeczy niegłupia opowiastka o pospolitym ruszeniu w obronie przyrody traci na wadze błyskawicznie, wraz z pierwszym żartem nawiązującym do "dobrej zmiany" i
Chociaż amerykański plakat nawiązuje w "przezabawny" sposób do "Monty Pythona i Świętego Graala", to niestety film Cala Brunkera ma więcej wspólnego z poprzednim "Gangiem Wiewióra" niż z klasyką komedii absurdu. Świętym Graalem dla producentów pozostaje kasa, więc i sequel sprawia wrażenie, jakby na linii produkcyjnej składały go bezduszne androidy. I nie chodzi mi o takie, które w pewnym momencie zyskują świadomość i przejmują kontrolę nad światem. 



Po spektakularnym triumfie i zabezpieczeniu sporego składziku żywności rezolutny Wiewiór – wybaczcie, to pierwszy i ostatni tego typu żart – znów ma twardy orzech do zgryzienia. W wyniku eksplozji spiżarni wszelkie pyszności przepadają na wieki, na domiar złego chciwy burmistrz  wymarzył sobie park rozrywki w samym środku zalesionego królestwa. Tym razem Wiewiór staje nie tylko na czele społeczności wściekłych gryzoni, zostaje również rzecznikiem wszystkich ekologów oraz kimś, komu naprawdę chcemy kibicować. Stawka jest wysoka, buldożery grzeją silniki, wiewiórki ostrzą pazurki. No i fajnie. 

Ok, żartowałem, nie jest fajnie. Trochę wyeksploatowana, lecz w gruncie rzeczy niegłupia opowiastka o pospolitym ruszeniu w obronie przyrody traci na wadze błyskawicznie, wraz z pierwszym żartem nawiązującym do "dobrej zmiany" i wycinki lasów. Trend w polskich tłumaczeniach, który nakazywał puszczać zalotnie oczko do starszego widza, skończył się nie bez powodu razem z serią "Shreków" i nie widzę żadnego powodu, dla którego miałby wracać – może poza desperacką próbą utrzymania przed ekranem Kowalskiego, który pójdzie za swoim dzieckiem w najmroczniejszą głuszę. Co jest o tyle zaskakujące, że pomimo całej swojej nijakości – a może właśnie dzięki niej – "Gang Wiewióra 2" nie wyrządza dorosłym szkód, których nie wynagrodziłaby uśmiechnięta buzia dziecka. 

   

Animacja wydaje się odrobinę ładniejsza, akcja pędzi nieco szybciej, czerstwych żartów jest więcej, a trawa nie może być już zieleńsza. Tyle że wciąż nie widzę żadnego powodu, dla którego ktoś postawił dwójkę przy tytule. Nie będę bawił się w teoretyka i historyka kina, zwłaszcza że mówimy o filmie dla dzieciaków, ale byłoby nieźle, gdyby sequel mówił coś nowego o bohaterach, stawiał ich przed trudniejszymi wyzwaniami, wykorzystywał zalety i przywary w innych sytuacjach. Film Brunkera jest tymczasem dzieckiem intelektualnego lenistwa oraz realizacyjnej rutyny. Sami twórcy zażartowaliby pewnie, że urodziło się tylko po to, by – wink, wink – odebrać finansowy bonus. 
1 10
Moja ocena:
4
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones