Recenzja filmu

Harold i Kumar: Spalone święta (2011)
Todd Strauss-Schulson
John Cho
Kal Penn

Zielone święta

Zatrważająco dużo w dzisiejszej (pop)kulturze filmów, do których napisanie recenzji jest rzeczą nieco bezcelową i odrobinę niepotrzebną. Schodzące seryjnie niczym z taśmy produkcyjnej filmowe
Zatrważająco dużo w dzisiejszej (pop)kulturze filmów, do których napisanie recenzji jest rzeczą nieco bezcelową i odrobinę niepotrzebną. Schodzące seryjnie niczym z taśmy produkcyjnej filmowe twory nieprzedstawiające większej wartości artystycznej, ale kuszące zgubną lekkością i odwołujące się do tych mniej ambitnych warstw naszej filmowej wrażliwości. Znajdziemy wśród nich wyczekiwane przez masy blockbustery, wypchane po brzegi największymi sławami czerwonych dywanów ("Niezniszczalni"), przeboje oblepione plakietką "must see", gwarantujące udział w uczcie nie tyle artystycznej, co przełomowej ("Avatar"), lub też kolejne części naszych ulubionych kinowych tasiemców, niosące ze sobą odgrzewany sentyment do starych bohaterów i historii.

"Very Harold & Kumar 3D Christmas, A" jest reprezentantem grupy ostatniej, artystycznie niezbyt chwalebnej, acz niemal każdemu kinomanowi bliskiej. Dwójka uroczych bohaterów, z którymi przydarzyło nam się już zapalić trawkę z prezydentem USA, uciec z tajnej bazy wojskowej na Kubie (o takich błahostkach jak wizyta w Amsterdamie czy znajomość z hollywoodzką gwiazdą nie wspominając) wraca z nowymi przygodami. Wraca, w technologii 3D, wszak w XXI wieku, inaczej nie wypada. W końcu nic nie zaciemnia lepiej niedostatków scenariusza i twórczej indolencji (a może lenistwa) reżysera.

Ale tylko największy złośliwiec może czepiać się takich fanaberii jak braki artystyczne w komedii. Tym bardziej jeśli chodzi o komedię tak "zakręconą i zwariowaną" (wybaczcie te komunały, musiałem właściwe epitety zaczerpnąć od speców z sekcji reklamy i promocji). Przecież w filmie jest po raz kolejny wszystko to, za co polubiliśmy poważnego Harolda i lekkomyślnego Kumara. Konflikt z rosyjska mafią? Proszę bardzo. Postrzelenie Świętego Mikołaja? Czemu nie. Neil Patrick Harris? W najwyższej formie. Wszystko o tym samym, kuszącym smaku absurdu, groteski i niewybrednego humoru, który znamy  z części poprzednich. Słowem- kontynuacja idealna. Tym, którym się podobało, spodoba się znowu. Ci, których poprzednie razy obrzydzały, niech lepiej szybko opróżnią pudło popcornu, bo puste jeszcze im się w czasie seansu przyda.

Jedyne, co może oddanych fanów nieco zrazić, to fakt, że tak naprawdę pod zmianami fabularnymi kryje się ta sama historia. Ot, taka przywara starych znajomych, że nawet ulubione postaci już nam powszednieją i ciężko nas zaskoczyć. Trzecia część już nie jest tak "świeża" i to, co parę lat temu było obrazoburcze i kontrowersyjne, dziś już nie wywołuje silniejszych emocji. I niestety coraz częściej rozwiązaniem serwowanym przez twórców jest przesuwanie strzałeczki w stronę napisu "hardcore".  Rozrywka przede wszystkim.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones