Recenzja filmu

Green Lantern (2011)
Martin Campbell
Ryan Reynolds
Blake Lively

Zielone coś

Fani Zielonej Latarni długo czekali na ekranizację swojego ulubionego komiksu. Jednak przykład "Green Lantern" pokazuje, że nie wszystko powinno być przeniesione na duży ekran. Fabuła jest
Fani Zielonej Latarni długo czekali na ekranizację swojego ulubionego komiksu. Jednak przykład "Green Lantern" pokazuje, że nie wszystko powinno być przeniesione na duży ekran.

Fabuła jest powszechnie znana. Po śmierci kosmity Abina Sura (Temuera Morrison), który był wojownikiem strzegącym międzygalaktycznego porządku, jego pierścień obdarzony nadzwyczajnymi mocami wybiera jako następcę Hala Jordana (Ryan Reynolds). Od tej pory pilot amerykańskich sił powietrznych uczy się panować nad otrzymaną mocą, by wkrótce pokonać Parallaxa i w ten sposób uratować Ziemię.

To, co w komiksie (lub bajce) było chwytliwym pomysłem, nie do końca sprawdza się w filmie, zwłaszcza że twórcy nie mieli najlepszego konceptu. Moc Zielonej Latarni jest równa mocy jego woli. Mając taką siłę do dyspozycji, filmowy Hal Jordan (Ryan Reynolds) wybiera do walki najbardziej ludzkie bronie. Twórcy przynajmniej nie wmawiali nam, że po założeniu maski bohater będzie nierozpoznany - to rozwiązanie wyszło im na plus.

Ryan Reynolds rolą Hala Jordana niestety utwierdzi osoby nieznających jego poważniejszych ról, że jedynie gra wyglądem. Na ekranie prezentuje się bardzo dobrze, a jego ciało zostało doskonale i ze szczegółami wyeksponowane (zwłaszcza w 3D). Kostium opinający się na jego mięśniach błyszczy i świeci się dodatkowo przyciągając uwagę. W ujęciach niereprezentujących tylko jego wdzięków Reynolds wyglądał jakby się po prostu bawił z nieustannie przyklejona miną ucieszonego gimnazjalisty. Zaskoczeniem dla mnie była Blake Lively, która prezentowała się naprawdę dobrze i poważniej niż w swoich poprzednich rolach. Wiele do grania nie miała, ale jest obecność była miła dla oka. Natomiast Peter Sarsgaard kolejny raz prezentuje swoje zupełnie inne oblicze, wcielając się w Hectora Hammonda, czyli czarny charakter. Jego postać jest niestety dosyć żenująca i choć Sarsgaard poradził sobie całkiem nieźle, wolę go jednak w dramatach.

O ile przeniesienie Zielonej Latarni na ekran współczesnych czasów najlepszym posunięciem nie było, to jednak ta mało skomplikowana rozrywka jest całkiem przyjemna i gdy podchodzi się do niej z przymrużeniem oka, wychodzi się z kina usatysfakcjonowanym. Nie jestem w stanie komukolwiek polecić "Green Lantern", każdy zobaczy to na własne ryzyko. Ostrzegam tylko przed fanami komiksu, którzy po seansie mogą "ciskać piorunami".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Green Lantern" to jedna ze sztandarowych serii komiksowych wydawnictwa DC Comics. Jej prapoczątki... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones