Recenzja filmu

Boyhood (2014)
Richard Linklater
Ellar Coltrane
Patricia Arquette

Zwykłe niezwykłe dzieciństwo

"Boyhood" Richarda Linklatera to fenomen. Początkowo pozostający gdzieś w cieniu hollywoodzkich wysokobudżetowych obrazów skromny dramat, nie dość, że okazał się jednym z najlepszych i
"Boyhood" Richarda Linklatera to fenomen. Początkowo pozostający gdzieś w cieniu hollywoodzkich wysokobudżetowych obrazów skromny dramat, nie dość, że okazał się jednym z najlepszych i najdojrzalszych filmów 2014 roku (nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale), to również zaskoczył tym, w jaki sposób powstawał: 39 dni zdjęciowych przez ponad dekadę – to robi wrażenie!

Do polskich kin trafił pod koniec wakacji, dokładnie 29 sierpnia (przemilczę problem małej liczby kopii i miast, w których go wyświetlano). Dla chcącego jednak nic trudnego i każdy, kto z dziełem Linklatera się nie zapoznał, ten może to nadrobić: odszukać w repertuarze najbliższego kina studyjnego, ewentualnie klubu filmowego; poczekać, aż będzie w telewizji.

Amerykanin, twórca miłosnej, inteligentnej trylogii: "Przed wschodem słońca", "Przed zachodem słońca" i "Przed północą" dawno temu zaplanował i napisał scenariusz do "Boyhood". Realizowany między 2002 a 2013 rokiem dramat już po pierwszych pokazach stał się "pupilkiem" wszystkich krytyków i większości widzów, dla których kino to sztuka, prawda i magia w jednym. 

Bo taka jest właśnie ta produkcja. Reżyser opiera się na subtelnościach i dzięki nim wygrywa. A przecież łatwo, opowiadając przez 2,5 godziny o dojrzewaniu młodego chłopaka, popaść w banały. Urodzony w 1960 roku Richard Linklater, podobnie jak Tarantino samouk, który przeistoczył się w zawodowca, na szczęście potrafi prowadzić i profesjonalnych aktorów, i także tych małoletnich, niedoświadczonych oraz co najważniejsze – zaangażować widza. Nawet jeśli malkontenci z grymaśną miną skomentują, że otrzymali film nudny i będą się upierać, że więcej dramatycznych scen znajdą w polsatowskich "Trudnych sprawach", to nie powiedzą o nim: nieoryginalny. 

Rzeczywiście, nie ma tu wielu mocnych fabularnych twistów, a pewne smaczki, plus transformacje kulturowe i polityczne zawarte w tle bliższe są obywatelom amerykańskim. Ale uniwersalizm dorastania, a co za tym idzie buntu młodzieńczego jest rozumiany wszędzie, także daleko poza stanem Teksas. Poznajemy kilkuletniego Masona (wiarygodny Ellar Coltrane), który wraz z nieco starszą siostrą Samanthą (Lorelei Linklater – prywatnie córka reżysera) wychowywany jest przez samotną matkę-rozwódkę (emocjonalna, znana m.in. z "Ucieczki z Rangunu" Patricia Arquette). Wkrótce dowiaduje się o przeprowadzce do innego miasteczka. Traci przyjaciela, ale zyskuje częstsze spotkania z biologicznym ojcem (luzacki Ethan Hawke – etatowy aktor Linklatera). 



Szkoła i dom, kłótnie z siostrą, matczyna troska i miłość, kumpelskie relacje z tatą, brak nawiązania więzi z nowym ojczymem (zapisujący się w pamięci Marco Perella), przemiana w mężczyznę i wreszcie pierwszy pocałunek, zapalony joint, wsiąknięcie w styl Emo – ot typowe, niby zwykłe, a jednak  niezwykłe losy chłopca wchodzącego w dorosłość. Kwestia dyskusyjna, czy wspomniany joint i malowanie oczu oraz paznokci dotyczy wszystkich nastolatków, mimo to Mason jest postacią, z którą mogą się utożsamiać. 

Linklater jest konsekwentny w kształtowaniu opowieści. Unika filmowych trików, retrospekcji itp. Kroczy kameralną ścieżką, śledzi poczynania Masona i jego najbliższych, umiejętnie montując kadry. Nie poucza, nie grozi palcem. Pokazuje życie takim, jakie ono jest. Momentami skomplikowane, innym razem radosne. "Boyhood" to potok słów, rozmów, które kształtują osobowość. Jest tu taka mistrzowsko rozegrana scena, w której matka (wznosząca się na wyżyny Patricia Arquette) wewnętrznie i zewnętrznie przeżywa wyfrunięcie syna z domowego gniazdka. Wtedy film wprowadza w dziwny nastrój – lekko niepokojący, ale i refleksyjny jednocześnie. I rozumiemy, kto tu jest głównym bohaterem (antybohaterem?). To upływający czas. Gdyby go zatrzymać, aby przedłużyć dzieciństwo, sentencja, że "może nie ma na świecie elfów, ale magia istnieje" – nabrałaby jeszcze więcej jaskrawych kolorów. "Boyhood" jako oscarowy faworyt? Czytając recenzje i opinie, jest to co najmniej prawdopodobne.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Richard Linklater udowodnił już w swojej wyjątkowej trylogii ("Przed wschodem słońca"; "Przed zachodem... czytaj więcej
Wspomnienia z młodych lat kojarzą się zwykle z chwilami przepełnionymi emocjonalnymi uniesieniami lub... czytaj więcej
"Boyhood" to filmowy projekt, który zachwyca prostotą i banalnością, ukazując codzienne, przyziemne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones