Recenzja filmu

Poranek kojota (2001)
Olaf Lubaszenko
Maciej Stuhr
Karolina Rosińska

"Żeby w kraju bezprawia nie można było znaleźć jednego gangstera..."

Przemknęła mi ostatnio przez myśl pewna smutna refleksja. Polacy nie potrafią robić komedii. Patrząc na ciągły wysyp głupawych romansideł czy filmów o humorze okołorozporkowym, można się załamać.
Przemknęła mi ostatnio przez myśl pewna smutna refleksja. Polacy nie potrafią robić komedii. Patrząc na ciągły wysyp głupawych romansideł czy filmów o humorze okołorozporkowym, można się załamać. Całe szczęście są stare, dobre filmy, które pozwalają zachować szacunek do kina rodzimego. I dlatego zamiast pójść na kolejną bezsensowną komedię we wciąż tej samej obsadzie i o tym  samym scenariuszu, lepiej po raz kolejny obejrzeć nieśmiertelny "Poranek kojota".

Zaczyna się z wysokiego C. Mariano Italiano (Dariusz Kordek) nabruździł Prezesowi Stefanowi (Tadeusz Huk), więc musi zginąć. Po nakarmieniu nim lwów prezes zakręcił się obok wdowy po Włochu i przygarnął ją pod swoje skrzydła wraz z jej dwiema córkami, piękną piosenkarką Noemi (Karolina Rosińska) i jej totalnym przeciwieństwem, nieśmiałą i całkowicie roztrzepaną Dominiką (Magdalena Kumorek, teraz znana już głównie z roli w tasiemcu "Samo życie"). Brylant (Michał Milowicz), narzeczony Noemi, winny jest lokalnemu mafijnemu bossowi Dzikiemu (Janusz Józefowicz) dużą sumkę i jedyną nadzieję na jej szybkie zdobycie widzi w szybkim ożenku. W końcu Noemi jest bardzo posażna. Twórca komiksów Kuba (Maciej Stuhr) po roku całkowitego wyłączenia z życia społecznego nie ma pojęcia, co się na świecie dzieje. Zastępując kumpla Witka (Andrzej Nejman), kelnera, na bankiecie u Prezesa, zakochuje się w Noemi z wzajemnością, choć nie wie, kim ona tak naprawdę jest. I wszystkie te zdarzenia, nakładając się na siebie, doprowadzają do dużego zamieszania...

I co takiego jest w "Poranku kojota", że nie da się go obejrzeć bez radosnego banana na twarzy? Nie można tego sprowadzić do jednego czynnika, cały film trzyma bardzo dobry poziom, rzadko spotykany wśród polskich komedii. I tak...

Po pierwsze, scenariusz. Nie jest to nadzwyczaj oryginalny skrypt, powstało już naprawdę sporo komedii opartych na pomyśle porachunków pomiędzy gangsterami, poczynając od Kina przez wielkie "K" Tarantino czy Ritchie'ego, a kończąc na czymś pochodzącym z naszego własnego podwórka, "Kilerze" Juliusza Machulskiego. Bardzo dobrze, że Lubaszenko nie eksperymentuje i nie szuka na siłę czegoś nowego i innowacyjnego. Czasami lepiej na bazie czegoś powszechnie znanego i utartego stworzyć coś naprawdę dobrego. I mimo że historia miłości dwóch pokrewnych dusz z zupełnie innych światów jest bardzo naiwna i wykorzystywana po raz setny, nie wpływa na niekorzyść filmu.

Po drugie, dialogi. Których spora garść weszła na stałe do języka potocznego. Do tego stopnia, że wielu ludzi używających tych powiedzonek nie wie, skąd się wzięły. "- Nie zrobi pan tego. - To się, k*rwa, zdziwisz" to nic innego jak dialog Brylanta i Prezesa. Wyrażenie "Pan ładny się zepsuł" też wzięło się z "Poranka kojota". Wymiana zdań Brylanta i Małego (Tomasz Dedek): "- W czym mogę pomóc, chłopaki? -W spuszczeniu sobie wpi*rdolu" też brzmi znajomo, nieprawdaż? Korzyński z Lubaszenką na spółkę postanowili dodać również kilka zdań do przemyśleń. Może nie za pierwszym razem, gdy się je usłyszy, ale za drugim czy trzecim mogą dać widzowi chwilę zastanowienia, jak na przykład komentarz do życia nowych i jednocześnie zarozumiałych i snobistycznych bogaczy: "Nowobogaci... U nich wszystko musi być największe - dom, limuzyna, nawet świnia na ruszcie". Dialogi w tym filmie mają tę niesamowitą magię, która sprawia, że chce się do nich wracać i się śmiać, nawet jeśli zna się już je na pamięć.

Po trzecie, aktorzy. Nie jest to plejada gwiazd pierwszoplanowych, jak we wspomnianym "Kilerze", jednak nazwiska cały czas są znane: młodszy Stuhr, Rosińska, Milowicz czy Huk. Dwójka głównych bohaterów, Noemi i Kuba, wypada nieco drętwo, ich gra przypomina nieco zabawę pacynkami, ale to nie oni są najważniejsi. Prawdziwą siłą filmu, jego największą zaletą, oprócz dialogów, jest niezwykle bogata plejada przeróżnych postaci drugoplanowych, genialnie zagranych. Nie ma słabego ogniwa, co wydawałoby się niemożliwe przy ogólnej miernocie i beztalenciu większości polskich "gwiazd". W "Poranku kojota" nawet ci, którzy później nie pokazali ani na wielkim, ani na mniejszym ekranie nic, czym warto byłoby się zainteresować, dają z siebie wszystko i wynoszą film na wyżyny.

I po czwarte - oprawa audiowizualna. Nie warto się nad tym szczególnie rozwodzić. Nie jest to film genialny pod tym względem, jakkolwiek nie przeszkadza to w jego przyjemnym oglądaniu. W końcu to nie to liczy się w "Poranku kojota" najbardziej. Najważniejsza jest dobra zabawa i gromki śmiech.

Tego w filmie Lubaszenki nie brakuje. Niektórym może nie przypaść do gustu niemal bez przerwy wylatujące z głośników "mięso" czy też czasami bardzo ryzykowny poziom humoru. Nie zmienia to faktu, że "Poranek kojota" to po prostu dobry film jest. Po tym filmie dobre polskie komedie można już spokojnie policzyć na palcach jednej ręki. I zamiast oglądać kolejne nędzne "Ciacho" czy inną komedię romantyczną, lepiej po raz kolejny obejrzeć "Poranek kojota". I po raz kolejny śmiać się i śmiać, i śmiać...
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Emisja telewizyjna filmu "Poranek kojota" skłoniła mnie do zastanowienia się nad fenomenem prostackich,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones