Recenzja filmu

Gwiezdne wojny: Wojny klonów (2008)
Miriam Aleksandrowicz
Dave Filoni
Matt Lanter
Ashley Eckstein

"Gwiezdne wojny" znowu w kinie

"Gwiezdne wojny: Wojny klonów" to pilot serialu o tym samym tytule. Kiedy tylko dowiedziałam się, że znowu zobaczę "Gwiezdne wojny" na dużym ekranie, ogarnęła mnie radość. Niestety im więcej
"Gwiezdne wojny: Wojny klonów" to pilot serialu o tym samym tytule. Kiedy tylko dowiedziałam się, że znowu zobaczę "Gwiezdne wojny" na dużym ekranie, ogarnęła mnie radość. Niestety im więcej otrzymywałam informacji na ten temat, tym radość powoli gasła. "I have a bad feeling about this", cisnęło się na usta. Pierwsza informacja, jaka ścięła mnie z nóg: John Williams nie napisze muzyki do filmu. To było coś strasznego. Jak to, "Gwiezdne wojny" bez Williamsa? Potem było już tylko gorzej. Nie potrafiłam sobie wyobrazić "Gwiezdnych wojen" bez pełzających, żółtych napisów. Scena w kosmosie nie rozpocznie filmu, Frank Oz nie użyczy głosu Yodzie, nie padnie tak charakterystyczne zdanie, jakim jest "I have a bad feeling about this" (czyli: "Mam co do tego złe przeczucia"), a do tego wszystkiego nie zasiądę przed dużym ekranem w maju. Jedyne, co nie pozwoliło mi stracić nadziei, to poznanie nowych przygód. Postanowiłam nie nastawiać się negatywnie. W końcu otrzymam kolejną produkcję Lucasa i to w kinie, a do tego wszystkiego znowu będę mogła "wskoczyć" w tajemniczy świat Jedi i Sithów. Rewelacji nie było, ale i katastrofy też. Okazało się, że ze wszystkich moich obaw sprawdziła się jedna: muzyka. Reszta poszła w niepamięć. Nie było pełzających napisów, ale za to był narrator, który wyśmienicie wprowadził mnie w historię, nie było "I have a bad feeling about this", za to kilka innych powiedzonek, które wywołały uśmiech na mojej twarzy. Brak kosmosu na samym początku… Nawet nie zwróciłam na to uwagi, a wszystko dzięki napisowi: "A long time ago in a galaxy far, far away...". Cudowne kolory, "kreska", która nie pasowała do wszystkich postaci, kilka wstawek dla najmłodszych (droidy) mnie nie zabiła. Za to otrzymałam coś dużo cenniejszego. Nową postać: Ahsokę Tano. Ahsoka Tano, padawanka Anakina Skywalkera, dzielna, sympatyczna, odważna i jakże czarująca. Jest to postać, która nie została przyjęta z otwartymi ramionami przez fanów. Ludzie jeszcze nie wiedzieli, jaką będzie osobą, ale wiedzieli, że jest to postać zbędna, przerysowana i przede wszystkim (i chyba dla tych widzów rzecz najważniejsza) nie było jej w Star Warsowskich książkach i komiksach. Więc rodziło się pytanie wśród większości fanów: jak George Lucas śmiał wstawić nieupierzonego i rozwydrzonego małolata? Czy miał do tego prawo? Oczywiście, że tak! Rada Jedi zauważyła, że Anakin Skywalker nie potrafi pogodzić się z utratą czegoś, co jest częścią jego życia. Postanowili więc ratować jednego z najlepszych uczniów przed zboczeniem na ciemną stronę Mocy. Więc stanęła przed nami postać rasy tortugańskiej z wielkimi oczami, rozbrajającym uśmiechem i całą masą szczwanych planów. Ahsoka to typowa nastolatka, która uważa, że jest niezwyciężona, najmądrzejsza, która nigdy się nie poddaje, a do tego wszystkiego autorzy dorzucili nam wrażliwość i ciekawość świata. Tano szybko się uczy, nie boi się zadawać pytań, jest pełna optymizmu, a co najważniejsze, mimo tych wszystkich wad i zalet, nie jest postacią przerysowaną i nadętą. Jednym słowem do starej ekipy dołączył ktoś nowy, ktoś, kto wprowadził powiew świeżości. Dlaczego Lucas wybrał akurat taką postać? Na to jest zapewne wiele odpowiedzi: miał taką ochotę, nie chciał z butami wchodzić w świat książek i komiksów, których nie jest twórcą (tak, jak tego nie robią autorzy książek i komiksów; nie sądzę, żeby ukazała się pozycja, gdzie została zmieniona fabuła poznana w filmie), ludzie polubili Shaak Ti, więc postanowił dać widzom jej młodszą wersję... Jest naprawdę dużo odpowiedzi na to pytanie. Pozostaje opisać tę starą ekipę. Czy twórcy podołali wyzwaniu, jakim jest chociażby Obi-Wan Kenobi, którego świetnie zagrał Guinness, a później McGregor? Czy dzięki temu, że film jest animowany, zdołają wprowadzić w Anakina (którego zagrał Hayden Christensen) i Padmé (Natalie Portman) trochę więcej życia? Na tej płaszczyźnie zostałam powalona na łopatki. To był kompletny nokaut! Anakin Skywalker w tej animowanej produkcji jest taki wspaniały! Potrafi szczerze się uśmiechnąć, potrafi zrobić groźną minę, której nie charakteryzuje patrzenie "spod byka", widać, że jest to osoba z krwi i kości, którą szargają emocje. Powoli zauważamy, jak Skywalker zaczyna uważać na to, co robi. Jak stara się na swój sposób nawiązać kontakt ze swoją uczennicą. Czyżby w końcu zaczął dorastać? Anakin Skywalker w wersji animowanej bije na głowę tego z wersji fabularnej. Padmé jest postacią, którą widzimy przez chwilę. Ma trochę za duże umiejętności w walce, jak na mimozowatą byłą królową i bez wyrazu panią senator, ale w końcu Leia musiała po kimś odziedziczyć chęć walki o wolność oraz tę zadziorność. Kenobi, postać niesamowita, jak więc wyglądała w wersji animowanej? Cudownie! Cudownie pod względem charakteru i zachowania, gorzej z wyglądem. Typowy Anglik, Anglik pełną gębą, tzn. stereotyp. Dżentelmen, powściągliwy, uprzejmy, szarmancki, ze słabością do herbaty. Do tego dochodzą cechy najlepszego Jedi: świetnie walczy, Moc w nim jest silna, jest mądry i przewidujący. Pozostaje opisać postać, w której się zakochałam, oglądając "Wojny klonów" Tartakovsky'ego. Asajj Ventress, tajemnicza postać, która jest przesiąknięta złem aż do szpiku kości. Postać może nie tak nowa jak Ahsoka Tano, ale dla osób, które nie oglądały wyżej wymienionego serialu, jest to nowy "zły charakter". Nie do końca podobał mi się jej wygląd. W końcu nie można mieć wszystkiego. Historia nie zwala z nóg, momentami może zdenerwować infantylnością (porwanie syna Jabby), ale ogólnie nie jest źle. Wartka akcja, dużo walki na lądzie i w kosmosie. Nowe przygody przypadły mi do gustu. Tak jak w Starej i Nowej Trylogii są niedociągnięcia. Także nie ma co płakać, tylko trzeba przymknąć oczy na wspinaczkę górską oraz inne defekty, które naprawdę nie są tragiczne, i cieszyć się nowymi przygodami. Odkrywać "Gwiezdne wojny" na nowo i zastanowić się, czy Stara Trylogia jest faktycznie tak idealna, jak nam się wydaje i czy klimat jest wszystkim lub rzeczą najważniejszą w filmie. Każdy dostał coś dla siebie w tym filmie: najmłodsi, młodzież, osoby, które widziały "Nową nadzieję" w kinie oraz ci, którzy zaczęli przygodę od "Wojen klonów".
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…" – tymi słowami rozpoczął się film, który w 1977 roku podbił... czytaj więcej
"Gwiezdne wojny", wspaniała baśń o konflikcie Jasnej i Ciemnej Strony Mocy, wymyślona przez George'a... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones