Recenzja filmu

Dżej Dżej (2014)
Maciej Pisarek
Borys Szyc
Justyna Sieniawska

"Ona", na jaką nas stać

Twórcy polskich komedii udowadniają nam raz za razem, że nie ma takiego dna, w które nie dałoby się zapukać od spodu. Tym razem puka Maciej Pisarek. Jego "Dżej Dżej" fastrygowany jest na kino
Twórcy polskich komedii udowadniają nam raz za razem, że nie ma takiego dna, w które nie dałoby się zapukać od spodu. Tym razem puka Maciej Pisarek. Jego "Dżej Dżej" fastrygowany jest na kino rozrywkowe z ambicjami, ale sprawdza się wyłącznie jako zapis artystycznego upadku Borysa Szyca. Ten świetny aktor dał się przez ostatnie parę lat zetrzeć na taką drobnicę, że już go prawie nie widać.



Szyc wciela się w postać Jerzego Jureckiego – introwertycznego, zanurzonego w cyfrowym świecie szaraka, który w pracy podnosi i opuszcza śluzę na bydgoskiej Brdzie, a czas wolny spędza na masturbacji przy internetowym porno. Jego miłość do zdobyczy techniki zyskuje szybko symboliczną reprezentację w postaci obdarzonej kobiecą świadomością nawigacji samochodowej o imieniu Carmen (głos Justyny Sieniawskiej). Od słowa do słowa, bohaterowie wchodzą w relację, która zaczyna się jak miłość od pierwszego wejrzenia, a kończy jak małżeństwo z trzydziestoletnim stażem: najpierw są czułe słówka i taniec godowy, potem nierealne żądania i katalog niespełnionych marzeń, w końcu zaś wszystkie prośby zmieniają się w nakazy. Jak żyć?



Pomysł na erotyczny związek człowieka z maszyną, z którego pączkuje rebelia wobec społecznych norm, nie jest nowy. W kinie udaje się często, ostatnio choćby "Niej" Spike'a Jonze'a. Porównania z rzeczonym filmem na pewno twórców nie bolą, chociaż powinny: u Jonze'a mogliśmy podejrzeć - parafrazując Lema - zarówno świetlisty awers, jak i mroczny rewers życia w stechnicyzowanym społeczeństwie. Ambicje Pisarka kończą się jednak na samym pomyśle. Reszta to przeterminowane dowcipasy, tekst, od którego więdną uszy, oraz próby satyrycznego wglądu w tzw. absurdy codzienności.

Filmowy dialog dotyczy najczęściej sfery seksualnej, ale napisany jest tak, że chce się po seansie wejść na ambonę. Sieniawska uwodzi z wdziękiem pracownicy sekstelefonu, zaś koronnym komplementem Dżeja Dżeja jest "dobra dupa". Pisarek szydzi ze swojego bohatera, nie potrafi dostrzec w jego romantyzmie żadnej szlachetności, nie czuć w filmie ani krzty empatii, tylko bezlitosną i mało finezyjną ironię. Obrazu nędzy i rozpaczy - poza seksistowskim konceptem, na mocy którego Carmen pełni głównie rolę stymulanta - dopełniają rasistowskie dowcipy, mające na celu, jak mniemam, złamać tabu mówienia o niepoprawnych politycznie fantazjach erotycznych. Sorry, ale nawet bohaterowie pornosów, którzy mają owo tabu w głębokim poważaniu, są rzadkimi gośćmi na plantacjach bawełny.



Gdyby chociaż reżyser zamknął Dżej Dżeja w ciasnej przestrzeni samochodu i puścił go w jakąś dłuższą trasę niż Toruń-Bydgoszcz, byłoby tajniej, zborniej, a z magmy dialogów może udałoby się wyłowić jakąś perełkę. Może. Gdyby. Stara śpiewka.
1 10
Moja ocena:
2
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones