Recenzja filmu

The Host: Potwór (2006)
Joon-ho Bong
Kang-ho Song
Hee-Bong Byun

Śmiechozilla atakuje!

"Gwoemul" (Potwór) lub "The Host" (Gospodarz) jest trzecim filmem na koncie Joon-ho Bonga, twórcy "Zagadki zbrodni" oraz "Szczekające psy nie gryzą". Opowiada on historię porwanej przez
"Gwoemul" (Potwór) lub "The Host" (Gospodarz) jest trzecim filmem na koncie Joon-ho Bonga, twórcy "Zagadki zbrodni" oraz "Szczekające psy nie gryzą". Opowiada on historię porwanej przez płazo-rybopodobnego potwora dziewczynki oraz próbującej uratować ją rodziny. Z pozoru brzmi to na tandetne filmidło klasy B z lateksowym monstrum terroryzującym ciche miasteczko. Ale wiadomo przecież, jak to jest z pozorami... Produkcja Joon-ho Bonga zaskakuje przede wszystkim sposobem rozwoju akcji, który jest zgoła odmienny od tego, jaki zwykły nam serwować filmy tego typu oferowane przez Hollywood. Oto jak by zrealizowali "The Host" Amerykanie: W rzece grasuje wielki potwór powstały w wyniku tajnych badań genetycznych, które wymknęły się spod kontroli, więc rząd nakazał uciszyć sprawę, aby nic nie dostało się do opinii publicznej (jak już ma powstać potwór, to przecież musi się narodzić z pompą i robić wrażenie - w końcu po to producenci wykładają kupę siana na efekty specjalne). Po paru latach życia w ukryciu monstrum daje znać o sobie i atakuje małe, spokojne i najlepiej odcięte od większej cywilizacji miasteczko. Porywa niewinną dziewczynkę i zabiera ją do swojej kryjówki. Wojsko poinformowane o zajściu wysyła dzielnych żołnierzy aż rwących się do walki (poradzili sobie z Godzillą, którą z Japonii sprowadził do Stanów Roland Emmerich i King Kongiem - trzykrotnie!, to i teraz im się uda). Zrozpaczona rodzina nie mogąc liczyć na pomoc wojska postanawia na własną rękę odszukać dziewczynkę. Aby pokazać, że amerykanie potrafią jednoczyć się w ciężkich chwilach do poszukiwań dołączają się sąsiedzi. Biedna dziewczynka na skraju wyczerpania zostaje w końcu ocalona, a potwór (po wcześniejszym zdemolowaniu połowy miasta, w czym pomogli mu oczywiście nie-aż-tak-zawodowi żołnierze) ginie. Szczęście powraca, film kończy się relacją ze zdarzenia w ogólnokrajowej telewizji, gdzieś w tle powiewa flaga USA i cięcie. Napisy końcowe. A w sumie jeszcze nie - trzeba dodać jakąś scenę, gdzie pokazane jest, że potwór (lub jakaś jego część, jajo albo coś) jednak przeżył, żeby widzowie czuli dreszczyk strachu wychodząc z kina, a przy okazji byłoby zabezpieczenie na wypadek, gdyby film znalazł się we wspaniałej 1/3 filmów, które przyniosły zyski i można by było myśleć o sequelu. Oto, jak zrealizowali film Azjaci: W rzece grasuje potwór (nie aż tak wielki, ale całkiem duży) powstały poprzez wylanie do kanalizacji dużej ilości formaldehydu z kostnicy. Po paru latach potwór daje o sobie znać atakując zaciekawioną niecodziennym widokiem "egzotycznego" zwierzęcia grupę ludzi. Monstrum porywa niewinną dziewczynkę i chowa ją do swojej nory. Teren ataku oraz wszyscy ludzie, którzy wzięli udział w zajściu zostają poddani kwarantannie. Nikt nie interesuje się zbytnio potworem, bardziej boją się choroby, którą może przynieść ze sobą (SARS każdy przecież pamięta). Rodzina postanawia uratować dziewczynkę. Ale żeby to zrobić, najpierw muszą uciec ze szpitala, gdzie przebywają razem z innymi osobami poddanymi kwarantannie. Łatwo nie jest, najważniejsze jest w końcu dobro publiczne, a nie jakaś tam porwana dziewczynka. Na znajomych nie ma co liczyć, dla nich ważniejsza jest nagroda za wydanie uciekinierów (oczywiście nie może podlegać opodatkowaniu!). A że sami "ratownicy" nie są zbytnio uzdolnieni, to akcja nie przebiega bynajmniej jakoś z brawurą. A co dzieje się w końcu z porwaną i potworem... o tym sami się przekonacie. Jak widać, akcja filmu nie przebiega w typowy sposób dla tego gatunku. To, co powinno wyglądać poważnie, dramatycznie i wciskać w fotel przy oglądaniu wywołuje często śmiech. I to nie dlatego, że jest to przedstawione w nader patetycznie - po prostu tak miało być w zamierzeniu twórców, śmiesznie. Szczególnie zabawnie ukazana została grupa wysłana do robienia badań na ludziach, którzy mieli jakikolwiek kontakt z potworem - teoria wirusa przenoszonego przez monstrum była wyssana z palca i miała służyć tylko i wyłącznie rozrywce przy robieniu różnorakich badań na zupełnie zdrowych "pacjentach" (w przerwie połączonej z piknikiem z grillem). Nacisk na elementy humorystyczne dodał produkcji lekkości, przez co film oglądało się bardzo przyjemnie. "The Host" jest odskocznią od King Kongów, Godzilli, Anakond i innych potworów Made (lub prawie made) in US i A. Samo monstrum zostało wymyślone bardzo interesująco, trochę w stylu potworów znanym osobom grającym w "Silent Hill" - Gwoemul ogólnym zarysem ciała przypomina szczura, kończyny, ogon i skórę ma zapożyczone od płazów, otwór gębowy trochę jak u Obcego Jamess Camerona, a jego bieg jest podobny do psiego. Nie ma odbytu, niestrawione resztki zwraca tą samą drogą, którą połykał ofiarę (sic!). Co tu dużo pisać - "The Host" jest perełką kina przygodowego, horroru czy sci-fi, opowiedzianą w sposób niebanalny i niezwykle zabawny.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Biorąc przykład z recenzowanego filmu, również zmienię konwencję, tyle że pisania recenzji. Otóż zacznę... czytaj więcej
Bong Joon-ho już raz powalił mnie na kolana, gdy kilka miesięcy temu obejrzałem jego 'Memories of... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones