Recenzja filmu

Matrix Reaktywacja (2003)
Lilly Wachowski
Lana Wachowski
Keanu Reeves
Carrie-Anne Moss

Śmierć "Cybernetycznego boga"

Nieraz w historii kina było już tak, że film oddawany do sal kinowych był dokładnym przeciwieństwem tego, co obiecywali w przedbiegach twórcy. Często zapewniali, że dostaniemy obraz przełomowy,
Nieraz w historii kina było już tak, że film oddawany do sal kinowych był dokładnym przeciwieństwem tego, co obiecywali w przedbiegach twórcy. Często zapewniali, że dostaniemy obraz przełomowy, wkraczający w nową erę kinematografii, łączący w sobie dynamiczną akcję, efekty specjalne, jakich świat nie widział, a do tego okraszony niebanalną fabułą i mistrzowskim aktorstwem. Choć wydawało się to niemożliwe, pierwszy "Matrix" rzeczywiście dał nam to wszystko i jeszcze więcej - nowe spojrzenie na świat. Nic więc dziwnego, że idąc do kina na drugą cześć trylogii, obdarzoną podtytułem "Reaktywacja", wszyscy liczyli na jeszcze jeden krok naprzód - lub przynajmniej na utrzymanie poziomu. Niestety, choć raz muszę się zgodzić z krytykami - ten cel był z założenia niemożliwy do wykonania i... rzeczywiście nie został osiągnięty. Pierwsze pytanie, jakie sobie postawiłem, to: jak Wachowscy pociągną dalej historię wybrańca? "Matrix" kończył się w momencie, który nie potrzebował już kontynuacji. Widz zostawał sam na sam z pytaniami, które rodziły się w jego głowie po obejrzeniu filmu i mógł się z nimi zmagać we własnym zakresie. Mógł rozważać wszelkie znaki i nawiązania umieszczone przez twórców w scenariuszu. To była moc "Matrixa" - przypuszczenia! Sam czytałem niejedną pracę na temat znaczenia wszystkich imion, liczb i scen, które zafrapowały oglądających. Powstanie drugiej (i trzeciej) części oznaczało, że teraz twórcy pokażą, czym są rzeczywiście wszystkie "symbole" i nie będzie już zagadki. Tym samym dalsze dyskusje fanów przestały mieć większe znaczenie, gdyż... "prawda absolutna" będzie już niedługo objawiona. Jak się okazało - nie zadowoliła ona niemalże nikogo. W porównaniu z pierwowzorem, fabuła "Reaktywacji" wydaje się bardzo mało skomplikowana. Wszystko skupia się wokół planowanego przez maszyny ataku na Zion. Rebelianci stają przed dylematem, czy mają uwierzyć w przepowiednię Wyroczni, która twierdzi, że jedynym ratunkiem jest Wybraniec, czy też postawić na siłę bojową swoich oddziałów. Wbrew moim oczekiwaniom, okazało się, że większość ludzi to sceptycy, którzy uważają, że Neo jest wart tyle, co karabin, który będzie w stanie utrzymać podczas starcia z wrogiem. Niemniej jednak załoga Nabuchodonozora udała się na kolejne spotkanie ze swoją patronką, która ponownie dała im nadzieję i pierwszy, konkretny, plan działania. Otóż najlepszym sposobem na wygraną jest dostanie się do rdzenia Matrixa i... wysadzenie go w powietrze! W tym celu muszą odnaleźć klucznika, który jako jedyny może im otworzyć drogę. Przeraża mnie fakt, iż powyższy akapit to... wszystko, co można napisać o akcji drugiej macierzy! Tak naprawdę fabuła jest w tym filmie traktowana jako dobry powód do wszystkich efektownych pościgów i walk. Przyznam szczerze - robią one niesamowite wrażenie i to nawet dziś, po dwóch latach, które minęły od premiery. Efekty specjalne przebiły wszystko, co dotąd widziałem i mam wrażenie, że w tej dziedzinie nie można już wiele zrobić. "Reaktywacja" jest matką najlepszych grupowych scen walk wschodu, jakie widziałem w swojej krótkiej karierze maniaka filmowego! Jednak... nie tego oczekiwałem. Miałem wielką nadzieję na kolejną dozę cybernetycznej filozofii. Myślałem, że po wyjściu z kina będę miał się nad czym zastanawiać w drodze do domu. A tu Wachowscy zrobili mi taką niespodziankę! Zrównali z ziemią wszystkie dotychczasowe teorie spiskowe fanów, pokazując nam, że w rzeczywistości nie ma w ich filmach nic głębokiego. Okazało się, że nasze interpretacje nie są warte złamanego grosza... Może to jednak nasza wina? Może źle zrobiliśmy, podchodząc do pierwszej części tak emocjonalnie? Zamiast szukać drugiego dna, trzeba było przyjąć "Matrixa" takim, jakim jest - przegadanym filmem akcji. Wychodzi na to, że powinniśmy się cieszyć, iż twórcy zrezygnowali wreszcie z nudnych dialogów na rzecz prawdziwej, nieskalanej niczym akcji. Czy jednak ktoś jest tym zachwycony? Możliwe, że cieszą się aktorzy, którzy zainkasowali okrągłe sumy za swoje "kreacje". Narzekałem już trochę na aktorstwo przy okazji poprzednika. Teraz mam jeszcze więcej uwag. Neo bardzo stracił na wiarygodności - z zagubionego chłopca zmienił się w super bohatera, którego mina jest zawsze spokojna i skupiona - nieważne ile kul w niego wystrzelą. Nie zaskoczył go nawet widok powielonego agenta Smitha, czy też pięknej Monici Bellucci w wieczorowym lateksie (z punktu widzenia mężczyzny wydaje mi się to zdecydowaną anomalią psychologiczną - przeciętny człowiek nie byłby do tego zdolny). Metamorfozie uległ również jego strój, który najwidoczniej miał być odwzorowaniem zmian zachodzących w jego duszy. Otóż z prawdziwego rebelianta, uzbrojonego w przynajmniej dwa egzemplarze każdej poręcznej broni, przeistoczył się w księdza, który do ręki może wziąć co najwyżej nieskalany postępem technologicznym japoński miecz. Natomiast żadnym zmianom nie uległa gra Carrie-Anne Moss i Laurence'a Fishburne'a - nadal lubują się w raczej oszczędnym aktorstwie. Życie bywa zwodnicze. W roku 1999 dostałem znak od świata, że jest szansa na coś nowego. W końcu zobaczyłem film pochodzący z Ameryki, na którym można się dobrze bawić, nacieszyć oczy, ale i o którym można porozmyślać. Cztery lata później przeczytałem na sam koniec seansu napis "To be concluded", co po polsku znaczy nie mniej, nie więcej, jak "ciąg dalszy nastąpi"... Znienawidzone przeze mnie zdanie ze wszystkich kiepskich seriali. To właśnie ono zniszczyło moje nadzieje. Wachowscy, kończąc w ten sposób swój film, pokazali, że nie mają szacunku do widzów. Tu chyba chodziło tylko o pieniądze. Pomimo jednak tak wielkiego zawodu, wyszedłem z kina z podniesioną głową i myślą: "Może trzecia część coś zmieni". A jak było - myślę, że już wiecie...
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z kontynuacjami dzieł jest tak, że z góry skazane są na porażkę. Zazwyczaj świeżość i pomysły oryginału... czytaj więcej
"A mogło być tak pięknie..." - tych słów recenzenci często używają w wypadku kontynuacji. I ja pozwolę... czytaj więcej
Kiedy w pamiętnym roku 1999 po raz pierwszy obejrzałem film o dziwnym, ale i urzekającym tytule "Matrix",... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones