Recenzja filmu

To nie jest kraj dla starych ludzi (2007)
Joel Coen
Ethan Coen
Tommy Lee Jones
Javier Bardem

Śmierć w nowych dekoracjach

Najnowszy film twórców "Śmiertelnie proste" jest podróżą poprzez ziemię jałową. Narratorem, który prowadzi przez nią widza, jest stary, zmęczony i zrezygnowany szeryf (Tommy Lee Jones). Wielkie
Nie będę ukrywał, że jest to bardziej list miłosny pisany na gorąco niż recenzja. Zacznijmy więc od szczerego wyznania: braci Coen kocham bezwarunkową miłością, która każe mi adorować nawet ich słabsze i lżejsze filmy. Wznosząc się jednak ponad perspektywę własnego nosa, trzeba uznać, że genialne rodzeństwo stworzyło przynajmniej dwa arcydzieła: "Barton Fink"i "Fargo" (ja dodałbym od siebie jeszcze "Ścieżka strachu"). "To nie jest kraj dla starych ludzi" nie tylko wpisuje się w ten panteon, ale być może jest nawet najwybitniejszym dziełem Cohenów. Najnowszy film twórców "Śmiertelnie proste" jest podróżą poprzez ziemię jałową. Narratorem, który prowadzi przez nią widza, jest stary, zmęczony i zrezygnowany szeryf (Tommy Lee Jones). Wokół rozpętuje się piekło przemocy, trup ściele się gęsto i bez sensu. Rzecz obraca się wokół walizki z dwoma milionami dolarów, która trafiła do nieodpowiedniej osoby, a wszyscy wokół starają się ją odzyskać. Od razu rzucają się skojarzenia z "Fargo". W przeciwieństwie jednak do obrazu z 1996 roku, nie ma już żadnej nadziei i przystani. Tym razem świat na dobre wypadł ze swoich kolein, jeżeli w ogóle kiedykolwiek w nich był. Na powierzchni może nam się zdawać, że oglądamy w nowych dekoracjach stare schematy fabularne. Tak więc widz jest prowadzony od skojarzeń z "Prostym planem" Sama Raimiego aż do "Pieniądza" Bressona. Mistrzostwo polega na tym, że po jakimś czasie Coenowie odwracają wszystko, co do tej pory oglądaliśmy. Nie następuje jednak jakiś gwałtowny zwrot fabularny, zmiana polega na przesunięciu akcentów. Zamiast thrillera, czarnego filmu, czy jak kto woli westernu, dostajemy dramat egzystencjalny w najczystszej postaci. W "To nie jest kraj dla starych ludzi" widoczne są wszystkie elementy stylu rodzeństwa, łącznie z czarnym humorem, umiejętnością wygrania najdrobniejszych dialogów czy scen. Co więcej, tematy przewijające się w twórczości Coenów osiągają nową głębię. Nic na to nie poradzę, że mi nasuwają się skojarzenia z Bergmanem. Wraca stary temat milczenia podany w zupełnie nowy, twórczy i autorski sposób. Ktoś mógłby uznać, czytając moje spazmy, że mamy tu do czynienia z klasyczną postmodernistyczną grą, intertekstualnością i strukturą palimpsestu. Tymi modnymi, nadużywanymi i praktycznie przez nikogo nie definiowanym pojęciami zwykło się określać kino braci Coen. W tym wypadku są one zupełnie mylne. Film jest spójny, koherentny, doskonale przemyślany i perfekcyjnie zagrany. Nie ma tu żadnej gierki z widzem, tylko przejmująca pustka. Apokalipsa w wydaniu braci Cohen nie nadciąga z wielkim hukiem, ona pełza, każdego dnia wpuszczając w życie bohaterów absurd, pustkę i nicość. Każda z postaci próbuje poradzić sobie z nią na swój sposób: a to ustalając idiotyczne reguły, których się trzyma, próbując uciec, zacząć nowe życie, czy trzymając się wiary, że ON kiedyś się odezwie. Wszystkie te wysiłki skazane są na klęskę, nieuchronnie wpisaną w każde życie, które kończy się tak jak świat bohaterów – "nie hukiem, ale skomleniem".
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ekranizacja powieści Cormaca McCarthy’ego – amerykańskiego pisarza, nazywanego następcą Williama... czytaj więcej
Właściwie, w drodze do kina na najnowsze, obsypane złotymi statuetkami dzieło braci Coen, wiedziałam już... czytaj więcej
Bracia Coen (Ethan i Joel ) wracają do gry w najwyższej formie. 4 Oscary (i drugie tyle nominacji),... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones