Recenzja filmu

Ukochany (2011)
Christophe Honoré
Chiara Mastroianni
Catherine Deneuve

Śpiewać o miłości

To wciąż dobry film. Honoré nigdy nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. Jednak mając w pamięci "Piosenki o miłości", wiem, że stać go było na więcej.
Christophe Honoré wierny jest artystom, z którymi pracuje. W jego najnowszym filmie – "Ukochany" – zarówno na ekranie, jak i poza nim pojawia się cała masa osób, z którymi spotkał się już wcześniej. W tym przypadku najważniejszy jest kompozytor Alex Beaupain, z którym reżyser pracuje już po raz piąty. Jednak ze względu na musicalową formę obraz stanowi niejako powrót do ich największego wspólnego sukcesu, czyli "Piosenek o miłości".

Zresztą "Ukochany" też mógłby zostać tak zatytułowany. Film opowiada bowiem właśnie o miłości i potrzebie kochania drugiej osoby nawet wbrew rozsądkowi. Bohaterkami są matka i córka, których losy wydają się lustrzanym odbiciem, choć dzielą je lata. W życiu każdej z nich byli dwaj mężczyźni: ci, których one kochały i ci, którzy kochali je.

W przypadku matki jej ukochanym był przystojny lekarz z Czechosłowacji Jaromił, którego poznała jako swego klienta, kiedy pracowała dorywczo jako dziwka. Choć oboje bardzo się kochali, nie potrafili żyć ze sobą, o czym przekonali się, kiedy wbrew zdrowemu rozsądkowi wrócili do Pragi i wzięli ślub. Parę lat później byli już po rozwodzie, on pozostał w Czechosłowacji, ona wróciła do Francji, gdzie poznała Françoisa, który stał się jej mężem i oparciem, ale nigdy miłością jej życia.

W przypadku córki ukochanym jest Amerykanin, weterynarz i muzyk w jednej osobie, którego poznała w Londynie. I znów oboje czują niezwykle silne przyciąganie. Na drodze do szczęścia stoi jednak pewien problem – on jest gejem, a ona kobietą. Jej opoką mógłby być kolega z pracy. Byli zresztą ze sobą i choć on ją kocha nad życie, ona traktuje go tylko jako przyjaciela.

Dwie bohaterki, jedna historia, dwa różne zakończenia. A wszystko to w rytm piosenek napisanych przez Beaupaina. Niestety "Ukochany" to nie "Piosenki o miłości". Tym razem poziom utworów wydaje się niższy. Nie znalazłem tu nic, co mógłbym porównać choćby z "La Bastille" czy "As-tu déjà aimé". Sama historia też wydaje się nieco sztuczna, jakby reżyser wstrzymał się przed pójściem na całość. To wciąż dobry film. Honoré nigdy nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. Jednak mając w pamięci "Piosenki o miłości", wiem, że stać go było na więcej.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones