Recenzja filmu

Uwolnić Mikołaja! (2014)
Christopher Smith
Dariusz Błażejewski
Jim Broadbent
Rafe Spall

Świąteczna bolączka

Czarnowidztwo reżysera nie raziłoby może tak bardzo, gdyby potrafił je zrównoważyć lekkim tonem, finezyjnymi żartami, wartkim tempem narracji. On jednak woli uderzać w depresyjne tony, tak
"Uwolnić Mikołaja" to film, w którym renifery puszczają bąki. Dużo bąków. Robią to jednak nie tylko, żeby sobie ulżyć. W ten oto sposób komunikują się bowiem ze światem zewnętrznym. Cóż, kwestia trawiennych rewelacji dotykających trzódkę Świętego Mikołaja musiała leżeć na sercu reżyserowi i scenarzyście Christopherowi Smithowi. Twórca dostarcza tu zresztą również dużo – hmm – twardszych dowodów na swoją fiksację analną. Niby nie jest tajemnicą, że dzieci lubią nutkę gastrycznego czy nawet kloacznego humoru. Ale jeśli jedynym momentem budzącym autentyczne rozbawienie wśród (złożonej z małolatów) widowni jest scena, w której Mikołaj strzela do ludzi reniferzymi bobkami, to znak, że komediowy potencjał filmu jest raczej niewykorzystany. A i duch świąt gdzieś wyparował. 



Inna sprawa, że Smith widzi w Mikołaju figurę cokolwiek anarchiczną. Staruszek jest tu postacią rodem z karnawału; gdziekolwiek się pojawia, odwraca zastany porządek, stawia wszystko na głowie. Sprawia, że renifery latają, a zwyczajowe role społeczne ulegają odwróceniu. Sam jest nie tylko nieprzystosowany do życia wśród ludzi, ale w zasadzie wyjęty spod prawa. W porównaniu z nim przedstawiciele rządowych instytucji wyrastają nagle na czarne charaktery, a oprychy z więzienia – do którego trafia w przeddzień Wigilii – okazują się sympatycznymi chłopakami o miękkich sercach. Mikołaj jako kryminalista? Nie jest to chyba aż tak wywrotowa interpretacja postaci faceta, który – jakkolwiek by na to patrzeć – zakrada się po nocach do dziecięcych pokoi. Paniczna reakcja pewnego rodzica, kiedy dziecko informuje go przez telefon, że właśnie "jest w szopie z Mikołajem", wydaje się całkiem rozsądna.

Ów rodzic to Steve (Rafe Spall), który dopiero co wyszedł z więzienia i próbuje odnowić relację ze swoim synem, Tomem (Kit Connor). Chłopiec przypadkowo spotyka bezradnego Mikołaja (Jim Broadbent) i szantażem wymusza na ojcu, żeby wspólnie pomogli staruszkowi odnaleźć renifery zagubione podczas próbnej przejażdżki nowymi saniami. Steve oczywiście pozostaje sceptyczny wobec ubranego na czerwono brodacza twierdzącego, że na co dzień mieszka w Laponii ze swoimi elfami. Ale z racji na swoją kilkuletnią nieobecność musi wykazać się jako ojciec, a szansa udzielenia pomocy rzekomemu Mikołajowi jest do tego doskonała okazją. Tym bardziej że ekscentryczny staruszek podejmuje wkrótce nieudaną próbę kradzieży reniferów i trafia do tego samego więzienia, z którego właśnie wyszedł Steve.    



Myśl przewodnia filmu Smitha jest taka, że każdy zasługuje na drugą szansę, a "książki nie należy oceniać po okładce". Morał to oczywiście piękny – nawet jeśli nieszczególnie oryginalny. Problem polega na tym, że po drodze do niego reżyser serwuje nam dość ponury spektakl. Plakat "Uwolnić Mikołaja" wpisuje się w "świąteczny" czerwono-zielono-biały kod kolorystyczny, ale sam film jest raczej szaro-bury, ewokujący poczucie wszechobecnej beznadziei. Policjant to niezrównoważony fajtłapa, kuratorka z urzędu łyka muchy, całuje żaby i nie wierzy w koncept resocjalizacji, a każdy z więźniów dźwiga brzemię jakiejś młodzieńczej traumy. Sam Steve zszedł na złą drogą prawdopodobnie ze względu na przykre dzieciństwo, a makabryczne zabawy jego syna zdradzają, że i chłopiec jest już wystarczająco sponiewierany psychicznie, by odbiło się to i na jego dorosłym życiu. Zamiast świątecznej gorączki mamy świąteczną bolączkę.

Czarnowidztwo reżysera nie raziłoby może tak bardzo, gdyby potrafił je zrównoważyć lekkim tonem, finezyjnymi żartami, wartkim tempem narracji. On jednak woli uderzać w depresyjne tony, tak bardzo że nie rekompensuje tego nawet spodziewany happy end, z którego wynika, że w każdym tli się iskierka dobra. Na papierze wszystko się zgadza: magia świąt pozwala przezwyciężyć zgryzoty dnia codziennego i cieszyć się chwilą. Ale "Uwolnić Mikołaja" nie daje zbyt wiele powodów do radości, śmiechu, zabawy. A już najbardziej chyba szkoda tu Jima Broadbenta. Obdarzony naturalną pozytywną energią aktor mógłby być idealnym Świętym Mikołajem, a jest jedynie strojącym miny zdziwaczałym staruszkiem, który obrzuca ludzi reniferzymi ekskrementami.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones