Recenzja filmu

Podwójne zagrożenie (1999)
Bruce Beresford
Tommy Lee Jones
Ashley Judd

Żeńska forma zbiega

Rola głównej bohaterki stworzona jest według schematów obowiązujących w męskim kinie. Nie czarujmy się. Nie ma mowy o równouprawnieniu w kinie. Tylko niektóre filmowe gatunki - sentymentalny
Rola głównej bohaterki stworzona jest według schematów obowiązujących w męskim kinie. Nie czarujmy się. Nie ma mowy o równouprawnieniu w kinie. Tylko niektóre filmowe gatunki - sentymentalny dramat obyczajowy, łzawy melodramat - przewidują dla kobiet główne role. Zazwyczaj zaś panie są jedynie dodatkiem - atrakcyjnym, ale często też irytującym, utrudniającym mężczyznom wykonanie ważnego zadania (obrony Ziemi przed meteorytem albo szalonym miliarderem). Pewnie więc powinniśmy się cieszyć, kiedy w konwencji zarezerwowanej dla panów, a więc w kinie akcji, nagle pojawia się film z kobietą w głównej roli. Nie dajmy się jednak zwieść - to nadal kino męskie, tyle że z kobiecą bohaterką Przeniesienie następuje bowiem w sposób czysto mechaniczny, akcenty są zaledwie przesunięte, a kobieta to właściwie babochłop. Jej rola stworzona jest dokładnie według schematów obowiązujących w męskim kinie. "Podwójne zagrożenie" jest właśnie typowym przykładem tej mechanicznej zamiany miejsc. Główna bohaterka, Libby, równie dobrze mogłaby być mężczyzną. Jej przygody rozwijają się według mało oryginalnego, znakomicie znanego z męskich filmów tego rodzaju, schematu - banalna kryminalna intryga, niesprawiedliwy wyrok, odsiadka, ucieczka i wielki pościg za prawdziwym winowajcą. Dodano co prawda wątek macierzyńskich cierpień Libby, która tęskni za synkiem i pragnie go odnaleźć. Ale motyw ten potraktowany został po... macoszemu i bez troski o choćby nieśmiałe psychologiczne pogłębienie. Libby wpatruje się w zdjęcie synka, co pewien czas zapewnia nas, jak bardzo go kocha, ale ta matczyna miłość ma tylko jedno zadanie. Podobnie jak wątek zemsty na mężu-łajdaku. Równie dobrze zamiast zaginionego synka mogłaby być zniedołężniała ciotka lub ukochana narzeczona, a zamiast podstępnego męża - psychopatyczny terrorysta albo sfrustrowany geniusz komputerowy. "Podwójne zagrożenie" to typowe kino akcji, w którym wszystkie zawirowania i zakręty intrygi służą tylko i wyłącznie uzasadnieniu kolejnych wyczynów kaskaderskich oraz kolejnych scen pogoni. Dzielna Libby skacze z dachów, bez trudu pokonuje wysokie ogrodzenia, znakomicie pływa i dużo biega. Oczywiście - wzorem męskich bohaterów kina akcji - starannie się do tej wyczynówki przygotowuje. Kilka migawek z więzienia pokazuje, jak to Libby trenuje w pocie czoła, a tym wysiłkom przyświeca jedna myśl - pragnienie odwetu. Bez wątpienia Ashley Judd w stroju do ćwiczeń prezentuje się lepiej od Harrisona Forda czy Sylvestra Stallone'a. Ale nie zmienia to postaci rzeczy, że tak naprawdę Libby tylko przez kaprys hollywoodzkich panów i władców nie stała się Libbym - kolejną rolą Bruce'a Willisa lub Jean-Claude'a Van Damme'a. Bo gdyby to odwrócenie ról miało być rzeczywiście przejawem równouprawnienia kobiet w kinie akcji, to Libby powinien towarzyszyć mężczyzna - wiecznie histeryzujący, w najbardziej nieodpowiedniej chwili domagający się wyjaśnień i rozpaczający z powodu popsutej fryzury. Tak się jednak nie stało. Ashley Judd partneruje bowiem etatowy twardziel Hollywoodu - Tommy Lee Jones, powtarzający właściwie swoją rolę zaciętego, nieustępliwego ścigającego ze "Ściganego" czy "Wydziału pościgowego". Mechanicznej zamianie miejsc towarzyszy niestety równie mechaniczne konstruowanie intrygi. Liczne (przyznaję) zwroty akcji, równie liczne sekwencje pościgów serwowane są z regularnością, przywodzącą na myśl porady z broszurki "Jak napisać scenariusz filmu akcji". Niestety, nie tylko łatwo przewidzieć, w którym momencie nastąpi kolejna kulminacja lub kolejny zwrot akcji, ale także równie łatwo przewidzieć, jak ta kulminacja i jak ten zwrot będą wyglądać i do czego będą prowadzić. Beresford nawet przez chwilę nie próbuje wyjść poza schematy lub choć trochę je przełamać. Zabrakło mu odwagi, by poprzestawiać akcenty, może poironizować albo pożartować. Ta przewidywalność, wręcz oczywistość nie jest, rzecz jasna, grzechem. Można na upartego nazwać ją nawet grą według ustalonych reguł, akceptowanych (a być może też oczekiwanych) przez widza. Problem jednak w tym, że trudno jest się ekscytować i denerwować, kiedy z góry wiadomo, co się stanie. Nie potrafię więc przejąć się losem Libby uwięzionej w trumnie, bo przecież wiem, że z niej wyjdzie. Pozostaje jedynie podziwianie technicznej i realizatorskiej sprawności amerykańskich filmowców, którzy potrafią robić dynamiczne kino akcji, i przeklinać w duchu ich ślepe przywiązanie do wypróbowanych schematów i gatunkowych rozwiązań. Bo nawet znana z wielu filmów francuska dzielnica Nowego Orleanu została sfotografowana w sposób absolutnie sztampowy z obowiązkowym wielokolorowym tłumem i tradycyjnym murzyńskim pogrzebem w tle. Zaś obserwując wysiłki spoconej Ashley Judd, dochodzę do wniosku: pal licho równouprawnienie. Niech już w kinie akcji gimnastykują się tylko panowie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones