Recenzja filmu

Pociąg życia (1998)
Radu Mihaileanu
Lionel Abelanski
Rufus

Życie jest śmieszne, poważnie

W tym filmie jest czułość, której współczesnej, "błaznującej" komedii na ogół brak. Na początek żydowski humor: umierająca Żydówka mówi do męża - Słuchaj, Pinkus, ja teraz umieram i ja cię
W tym filmie jest czułość, której współczesnej, "błaznującej" komedii na ogół brak. Na początek żydowski humor: umierająca Żydówka mówi do męża - Słuchaj, Pinkus, ja teraz umieram i ja cię proszę, jak będzie pogrzeb, to ty idź z moją matką, jakbyście byli w najlepszej przyjaźni. Ja wiem, że ty jej nie znosisz, ale na moim pogrzebie musisz udawać. - No cóż, Sara - odpowiada mąż - jak ty tak chcesz, to ja to zrobę, ale mówię ci, że z tego pogrzebu przyjemności mieć nie będę. Ten kawał daje rys żydowskiej mentalności: odrobina nietaktu połączona z inteligencją łagodzi nieszczęścia nawet w najsmutniejszym obrzędzie. Wedle Talmudu Pan Bóg ma poczucie humoru, a ponieważ świat jest człowiekowi częściej wrogi niż przyjazny, więc i sam Bóg "lansuje" humor, który może stępić tę wrogość "Pociąg życia" Radu Mihaileanu został nakręcony w takim duchu, jakby właśnie talmudyczny Bóg czuwał nad porządkiem wypadków, a raczej jakby tym wypadkom odbierał część powagi. A problem w "Pociągu życia" jest poważny - holocaust, temat w sztuce eksploatowany na różne sposoby. Więcej było wiecznie dusznych dramatów ("Nocny portier", "Wybór Zofii", "Korczak") czy komercyjnych baśni ("Lista Schindlera") niż komedii, do których można zaliczyć właśnie film Mihaileanu i nieco późniejsze "Życie jest piękne" Roberto Benigniego. Są jeszcze inne próby przełamywania tabu, jak choćby Zbigniewa Libery konstrukcje koncentracyjnych obozów wykonane z klocków lego. Cokolwiek byśmy sądzili o najbardziej kontrowersyjnych poczynaniach artystów, być może nadszedł moment, kiedy ponad pół wieku po wojnie o holocauście twórcy nie chcą już mówić wyłącznie śmiertelnie serio. Może w grę wchodzą tu potrzeby młodego człowieka, potencjalnego kinowego widza, dla którego to, co działo się na świecie kilkadziesiąt lat temu, jest prehistoryczną abstrakcją. I jednocześnie ci sami twórcy, wciąż przypominając o tragicznych zdarzeniach, mają świadomość, że rozumienie współczesności jest ściśle powiązane z pamięcią o przeszłości. A nic tak przecież nie pomaga w uaktrakcyjnianiu "archeologii dziejów" jak - zachowane w należytych proporcjach - dystans i ironia. W związku z tym przez blisko dwie godziny śmiejemy się do łez, obserwując, jak bohaterowie "Pociągu życia" organizują swoją własną deportację i przemierzając pociągiem Europę Wschodnią, usiłują dotrzeć do Palestyny Jednak nie wyłącznie humor powoduje, że niezauważenie zostajemy wciągnięci w grę, której zdumiewający finał nastąpi w ostatniej scenie filmu. Z przyzwoitości nie zdradzę państwu suspensu, ale gwarantuję, że dopiero ostatnia minuta nadaje "Pociągowi życia" gatunkową pełnię. Z filmu Mihaileanu emanuje jeszcze czułość, owo "widzenie sympatyczne", którego współczesna komedia, opierająca się na kompletnej błazenadzie i przekraczaniu wszelkich granic dobrego smaku, została skutecznie pozbawiona. W "Pociągu życia" wzięty jest pod lupę nie tylko absurd historii, ale również pewne psychiczne skłonności człowieka. Żydzi w trakcie tej dziwnej filmowej podróży nie przestają się kłócić, godzić, zakochiwać, świętować i chytrzyć. Fascynujące, że nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach ludzie usiłują żyć normalnie. Równie naturalna okazuje się chęć do sprawowania władzy... Fenomen "Pociągu..." tkwi w prowokującej do interpretacji wielości znaczeń przedstawianych historii. Film można odczytywać jako trawestację biblijnej przypowieści o arce Noego i jako konfrontację dwóch szaleństw, jak mówi sam reżyser, tego cudownego, które przekształca życie w sztukę, oraz barbarzyńskiego, potwornie groźnego szaleństwa nazistów. Może być odbierany jako traktat o woli życia i o woli śmierci - synonimie wolności. Może być on również opowieścią o narodowej tożsamości podtrzymywanej przez tradycję i rytuał. Nabiera to szczególnego znaczenia w kontekście życiorysu Radu Mihaileanu. Wreszcie "Pociąg życia" można uznać za metaforę XX wieku - stulecia światowych wojen i totalitaryzmów Zastanawiam się, jak dzisiaj odbierane byłyby, opowiedziane na wesoło, masakry z Kambodży czy Kosowa. Sądząc po sukcesie "Undergroundu" Kusturicy, przy znalezieniu odpowiednich artystycznych ram, można nawet najświeższe i najbardziej dramatyczne wydarzenia uczynić atrakcyjnymi dla kamery. Odrealnienie świata i wprowadzenie do niego elementów baśniowości wyzwala rzeczywistość z ciężaru materialności na rzecz przejmującego liryzmu i aury tajemnicy. W dzisiejszych czasach jest to chyba jedyny sposób na skuteczne pobudzenie do refleksji widza stępionego bezpośrednią surowością potoku telewizyjnych bezpośrednich newsów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kwalifikując "Pociąg życia" w ramy gatunku filmowego, w przeciągu 98 procent filmu nie mamy wątpliwości.... czytaj więcej
To jedna z najzabawniejszych komedii, jakie widziałem. A jednocześnie jeden z najbardziej wzruszających... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones