Recenzja serialu

8. stopień zagrożenia (2013)
Kevin Fair
Matthew Modine
Maxim Roy

8 stopień ogłupienia

Po raz kolejny poczułem wielki niedosyt i momentami zniesmaczenie nieudolnością scenarzysty i reżysera wywołującą uśmiech politowania.
Popularność kina katastroficznego nie powinna dziwić, ale oglądając różnego rodzaju katastrofy najczęściej możemy zobaczyć jedynie katastrofalne efekty i najczęściej takież pomysły na samą fabułę. W wielkich kinowych produkcjach możemy czasem nacieszyć oko efektami. Miałem tak na przykład z "2012", czy z "Pojutrze" i choć te filmy jakoś niespecjalnie zostały ciepło przyjęte przez widzów, to mnie się podobały. Spora większość kina tego gatunku jest robiona jednak głównie na potrzeby telewizji. Zatem to co lubię najbardziej w tego typu kinie - efekty – są jednak bardziej oszczędne w takich produkcjach. Zabierając się do "8. stopnia zagrożenia" nie liczyłem na wielkie fajerwerki, ale miałem nadzieję obejrzeć przyzwoity film katastroficzny.

Fabuła jest dość schematyczna i przewidywalna. Dr Ranger (Matthew Modine) prowadzący badania nad wykorzystaniem energii słonecznej wycofuje się z projektu po tym, jak został on przejęty przez wojsko. Dalsze prace decyduje się prowadzić pani dr Whitlow (Maxim Roy). Pod naciskiem psychopatycznego sekretarza obrony Briana Lee (Ted Whittall) badania zostają przyspieszone, przez co ludzie wywołują katastrofę na globalną skalę. Największy koronalny wyrzut masy na słońcu grozi zagładą życia na Ziemi. Tylko dr Ranger może ocalić znany nam świat.

"8. stopień zagrożenia" składa się z dwóch odcinków, z których każdy opisuje osobne zagrożenie życia na Ziemi. Drugie zagrożenie (czyli zatrzymanie obrotu jądra Ziemi) wynika bezpośrednio z pierwszego (koronalnego wyrzutu masy). Dzięki podzieleniu filmu na części nie sprawia on wrażenia telewizyjnego taśmociągu, co jest niewątpliwym plusem. Drugą pozytywną sprawą są efekty, które jak na produkcję telewizyjną są zaskakująco dobre (nie zamierzam ich tutaj oczywiście porównywać do efektów hollywoodzkich produkcji kinowych). Gra aktorska wypada średnio, ale na więcej nie liczyłem, choć miałem cichą nadzieję na coś więcej widząc w głównej roli Modine'a. To by było na tyle "pozytywów".

Czy naruszenie powłoki słonecznej i wzbudzenie ruchu jądra Ziemi przez człowieka jest możliwe? To w sumie nieistotne. Tego typu filmy często balansują na krawędzi sci-fi i nie zamierzam się czepiać istoty fabuły. Natomiast co było strasznie rażące w tym filmie, to mega-nieudolność wojskowego najwyższego szczebla USA i przedstawienie służb specjalnych jako brutalnych bez-mózgów. Mógłbym przedstawić wiele przykładów na to, że twórcy filmu poszli na wielkie skróty, robiąc przez to wrażenie skoku w przepaść bez rozeznania i zabezpieczenia. Wystarczy chyba tylko taki koronny przykład braku jakiegokolwiek sensu i choćby w miarę logicznego pomyślunku jakim była scena odbicia Rangera z podziemi Pentagonu. Dziecko z przedszkola też by sobie świetnie z tym poradziło. Aż się chce parafrazować słowa Obelixa i krzyknąć: "Ale głupi ci Amerykanie!".

Ten miniserial miał szansę zostać średnią (z małym oczkiem na plus) produkcją telewizyjną, którą spokojnie można by obejrzeć w długie zimowe wieczory. Szansę tą jednak zaprzepaszczono przez niepotrzebne balansowanie na skraju debilizmu służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo USA. To właśnie ono wybija się na pierwszy plan i całkowicie psuje odbiór filmu. Wielka szkoda. Po raz kolejny poczułem wielki niedosyt i momentami zniesmaczenie nieudolnością scenarzysty i reżysera. Jeśli w filmie część kluczowych pomysłów zamiast budować napięcie wywołuje lekki uśmiech i do tego jest to uśmiech politowania, to z pewnością nie jest to dobra rzecz. A tutaj niestety tych uśmiechów było całkiem sporo.
1 10
Moja ocena serialu:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones