Recenzja filmu

Nazywam się Khan (2010)
Karan Johar
Shah Rukh Khan
Kajol

Amerykański sen Bollywoodu?

"Nazywam się Khan i nie jestem terrorystą". Ta kwestia, którą usłyszałem oglądając kinowy zwiastun, w połączeniu z piękną muzyką i obiecującą grą aktorską sprawiła, że nie mogłem się doczekać
"Nazywam się Khan i nie jestem terrorystą". Ta kwestia, którą usłyszałem oglądając kinowy zwiastun, w połączeniu z piękną muzyką i obiecującą grą aktorską sprawiła, że nie mogłem się doczekać kinowej premiery w Polsce. "Czy można opowiedzieć ciekawszą historię niż ta o niepełnosprawnym, nieprzystosowanym do życia mężu, ojcu balansującym na granicy dwóch wrogich religii, żyjącym w świecie, który przez swoje prymitywne uprzedzenia nawet nie stara się go zrozumieć?" - pomyślałem. Momentalnie przed oczami ukazały mi się obrazy pokroju "Forresta Gumpa", "Rain Mana", "Zapachu Kobiety" czy "Sam", w których to świetne kreacje niepełnosprawnych, lecz wyjątkowo wrażliwych postaci tworzyli najwybitniejsi aktorzy XX wieku. Pomyślałem: może czas na Bollywood? Wydawało się, że jest to doskonały materiał wyjściowy na piękny, wybitny film. Miałem rację... jednak efekt końcowy to niestety całkiem inna sprawa.

"Nazywam się Khan" to film, który porusza mnóstwo tematów, ocierając się niekiedy o groteskę, przy czym mnogość poruszonych problemów sprawia, że ciężko osądzić, co tak na prawdę chce nam przekazać reżyser i o czym traktuje oglądana właśnie scena. Fanatyzm, ignorancja, atak na WTC, cała masa typowych ludzkich uprzedzeń, choroba psychiczna, ojcostwo w stanie niepełnosprawności, więzi rodzinne, a nawet (a może przede wszystkim) wątek miłosny to oczywiście elementy warte przedstawienia, lecz czy ich liczba i częstotliwość przypadkiem nie przerosła reżysera? Moim zdaniem zdecydowanie tak. Przy takim natłoczeniu górnolotnych problemów zdecydowanie za dużo czasu poświęcono epizodom śpiewanym, na tle których odgrywała się historia zalotów, podróży, pomocy humanitarnej, procesów, które w zależności od sytuacji definitywnie tracą na znaczeniu. Być może narracja w towarzystwie sympatycznej pieśni, oderwanej całkowicie od przedstawianych, niestarannie "posklejanych", bezpośrednio niespokrewnionych ze sobą fabularnie scen to rozwiązanie popularne, lubiane z kinie znad Gangesu, jednak w dramacie wojującym o swoje miejsce w kinematografii światowej zdecydowanie się nie sprawdza.

Osobiście odniosłem dziwne wrażenie, oglądając sceny, w których wesoły śpiew Gospel następuje bezpośrednio po społecznej stypie ku czci ofiar wojny w Iraku, czy chwytającym za serce monologu głównego bohatera. Czułem nieopisany niesmak, kiedy Rizwan Khan, opowiada wesołe anegdoty z życia swojego przybranego syna, a następnie, wciąż z uśmiechem na ustach opowiada o jego śmierci. Irytowało mnie, gdy matka, oglądając na własne oczy śmierć swojego jedynego syna, wysilić się może na jedna symboliczną łzę i tępe powtarzanie oczywistej formułki "on nie żyje". Niestety, gra aktorska stoi daleko od tej, którą mógł pochwalić się Dustin HoffmanDustin Hoffman, Tom HanksTom Hanks, Al PacinoAl Pacino, Edward NortonEdward Norton, czy Sean PennSean Penn. Choć portretowany autyzm ledwo balansuje na progu autentyczności,
Shah Rukh KhanShah Rukh Khan wypada jednak bardzo dobrze w konfrontacji ze swoją ekranową partnerką, która, niestety, nie tylko ewidentnie niszczy cały dramatyzm, ale nie sprawdza się również w scenach emocjonalnego odprężenia. KajolKajol zapomina o czym opowiada film, swoją grą aktorska próbuje zdominować każdy kadr, przy czym widocznie nie spotyka się ze sprzeciwem ze strony reżysera, tym samym skazując film na sukces co najwyżej na szczeblu bollywoodzkim. Na pochwalę zasługują ładne (przynajmniej z początku) zdjęcia, kolorowe, klimatyczne scenerie oraz bardzo sympatyczne dialogi.

"Nazywam się Khan" to film, w którym wielu pokładało spore nadzieje. Racja, być może każdy znajdzie coś dla siebie, osoba wrażliwa rozczuli się nad ułomnością głównej postaci, specyficzny komizm rozśmieszy, rozluźni w scenach bardziej lub mniej stosownych, melancholik znajdzie, chwilę na chwilę refleksji. Ogółem jednak film walczy o swoją pozycję w światowej kinematografii, wykorzystując sprawdzone już stereotypy. Wymuszany dramatyzm, czekający na aplauz pod sztandarem gry aktorskiej, której wysoki poziom dotychczas nieodłącznie towarzyszył wszelkim próbom portretowania choroby psychicznej, wszystko to doprawione ogromnym patosem w iście amerykańskim stylu. Co więcej, można śmiało stwierdzić że w swojej walce o światową pozycję film niemal dosłownie wchodzi do Ameryki razem z butami. Pozostaje jednak pytanie... Gdzie miejsce na indywidualizm? Czy mamy cenić ten film za to, że jest najbardziej amerykańską z bollywoodzkich produkcji? Czy oglądając go, czujemy jakikolwiek powiew świeżości? Jakąkolwiek wartość, którą mógłby nam dostarczyć jedynie Bollywood? O dziwo tak, jeśli się uprzeć. Nowością jest bowiem spojrzenie zwykłych wyznawców Islamu na wydarzenie z 11 września i ich pozycja w świecie antyterrorystycznej nagonki. W natłoku innych problemów jednak temat ten jest potraktowany powierzchownie i naiwnie, choć, co trzeba przyznać, poświęcono mu sporo miejsca. Tak czy inaczej jest to temat-rzeka, wart osobnego filmu na jego analizę.

Reasumując, osobiście bardzo zawiodłem się na filmie, którego sam zwiastun zasługuje na dłuższą chwilę uwagi. Brak zdecydowanego akcentu psuje nieco harmonię i rozprasza uwagę, całe mnóstwo mniejszych lub większych niuansów jest w stanie zirytować każdego, kto nie ogląda filmów jedynie przez sympatię do Shahrukha Khana czy Kajol. Film godny polecenia, lecz ze sporym zastrzeżeniem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Do chwili, w której obejrzałam "Nazywam się Khan", uznawałam "Nigdy nie mów żegnaj" za najlepszy film... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones