Recenzja filmu

Restless (2011)
Gus Van Sant
Henry Hopper
Mia Wasikowska

Anatomia śmierci i kiczu

Jest kiczowato, cukierkowato i dosyć banalnie. Uderza barokowy wręcz rozmach stylizacyjny. Podejrzewam, że wielu fanów Van Santa będzie zniesmaczonych faktem, że reżyser, dotąd bardzo sprawnie
Jest kiczowato, cukierkowato i dosyć banalnie. Uderza barokowy wręcz rozmach stylizacyjny. Podejrzewam, że wielu fanów Van Santa będzie zniesmaczonych faktem, że reżyser, dotąd bardzo sprawnie oscylujący na granicy oniryzmu i brutalnego realizmu, serwuje, ni stąd ni zowąd, naiwny melodramat dla hipsterów. Wbrew pozorom pod tą przestylizowaną lukrowaną skorupką kryje się znacznie więcej. To nie jest lichej wartości, ckliwy kicz. Cała ta egzaltacja, nieustanne epatowanie manieryzmem - to kolejny Van Santowski sposób na pokazanie wielowymiarowości śmierci. Jednocześnie nie pamiętam filmu, przy którym tak szybko zamieniłabym się w łzawego maślaka i utrzymywała ten żenujący stan rozklejenia do końca seansu.

Kiedy śmierć bez pardonu wkracza w świat młodości, emocje i dramat z nią związane przybierają na intensywności. Po raz kolejny Gus Van Sant aranżuje dla swoich bohaterów randkę z ostatecznością. Annabel jest młodą dziewczyną, śmiertelnie chorą na raka, Enoch, nieco dziwacznym chłopakiem po doświadczeniu śmierci klinicznej. Spotykają się na ceremonii pożegnalnej w domu pogrzebowym. Zakochują się.

Widmo śmierci towarzyszy im nieustannie. Nie próbują go jednak wypierać. Proces odchodzenia nie budzi lęku, jest nieuchronną koniecznością, wobec której należy zachować pokorę. Każde z nich w bardzo osobisty sposób zmaga się z problemem śmiertelności. Annabel, której zostały trzy miesiące życia, celebruje każdy dzień, chłonąc łapczywie magię chwili. Enoch obsesyjnie chodzi na pogrzeby nieznajomych ludzi, a jego jedynym towarzyszem jest Hiroshi, duch młodego kamikaze z czasów drugiej wojny światowej. Obydwoje są świadomi swojej skończoności i to owa skończoność właśnie konstytuuje ich sens życia.

Życie zaś to proces ciągłego stylizowania, teatralizacji. Podobnie jest ze śmiercią. Dla Annabel i Enocha to swoisty sposób na jej oswojenie. Dlatego właśnie ogrywają romantyczne scenki z kiczowatych melodramatów, planują fast-foodową ucztę na pogrzeb Annie, a w Halloween biegają wraz grupą małolatów krzycząc "cukierek albo psikus". Z tego samego powodu nie boją się być trochę tandetni czy patetyczni, zarówno w swych strojach, jak i rozmowach, czy zabawach.

Ich działania obnażają miałkość ugruntowanych przez kulturę rytuałów związanych ze śmiercią. Bardzo osobiste, głębokie doświadczenie zostaje przeciwstawione widowiskowej sztampie i ustandaryzowanemu odgrywaniu określonych zachowań.

Co prawda Van Sant nie uprawia tu jakiejś skomplikowanej woltyżerki filozoficznej, mającej rozwikłać egzystencjalne kwestie, niemniej jednak, po raz kolejny sprawnie cedzi konsumpcyjny mit młodości i piękna oraz społecznego konwenansu przez gęste sito krytyki. To przepięknie opakowana, sugestywnie zagrana (poruszająca Mia Wasikowski, elektryzujący Henry Hopper) opowieść o tym, że wszystko wokół nas jest stylizacją. Nawet śmierć.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pierwsze, co przyszło mi na myśl po obejrzeniu "Restless", to "Harold i Maude". Nakręcony w latach 70.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones