Recenzja filmu

2012 (2009)
Roland Emmerich
John Cusack
Amanda Peet

Apokalipsa

Mel Gibson jest chyba teraz najszczęśliwszym człowiekiem świata. W jednej z pierwszych kwestii w "Teorii spisku", zresztą do sióstr zakonnych, mówi: "Ktoś wreszcie mógłby zedrzeć ten ropiejący
Mel Gibson jest chyba teraz najszczęśliwszym człowiekiem świata. W jednej z pierwszych kwestii w "Teorii spisku", zresztą do sióstr zakonnych, mówi: "Ktoś wreszcie mógłby zedrzeć ten ropiejący strup w postaci Watykanu". I wreszcie znalazł się człowiek, który postanowił spełnić to marzenie. O ile Ron Howard w "Aniołach i Demonach" jedynie mydlił ludziom oczy taką możliwością, o tyle Roland Emmerich w "2012" zmiótł z powierzchni Stolicę Apostolską w sekundę i uczynił to z pełnym rozmachem. A to tylko jedna z wielu atrakcji, jakie znajdziemy w jego najnowszej apokaliptycznej opowieści. Punktem wyjścia dla Emmericha był kalendarz Majów i zawarta w nim rzekoma przepowiednia końca świata. Zwolennicy teorii spiskowych upatrują jej w dacie 21 grudnia 2012 roku. I choć badacze tego kalendarza są zgodni, że owa data nie była dla Majów niczym szczególnym i nie wskazuje "końca świata", a jedynie koniec pewnej epoki, na świecie nie brakuje ludzi wierzących w rychłą apokalipsę. Emmerich swym nowym filmem dodatkowo podsyca dyskusję na ten kontrowersyjny temat. Człowiek popełniający zbrodnię w afekcie z reguły nad sobą nie panuje, przez co przekracza czasem wszelkie granice. Oglądając "2012" odniosłem wrażenie, że Emmerich od początku do końca produkcji znajdował się w owym stanie. Pojęcie "totalna demolka" nabiera teraz całkiem nowego wymiaru. "2012" pozostawia za sobą, pod względem ogromu zniszczeń i ich ukazania, wszystkie inne obrazy katastroficzne o istne lata świetlne. Na czele pozostawionych daleko za plecami produkcji stoi "Pojutrze", czyli inny film Emmericha. Ostatnie niszczycielskie tsunami w "2012" ma moc 100 razy większą niż jego odpowiednik zalewający Nowy Jork, we wspomnianym przed chwilą obrazie. Pozostałe żywioły również deklasują ich odpowiedniki w innych produkcjach. Jednak w "2012" Emmerich nie podniósł tylko rozmiarów zniszczeń do granic możliwości. Wszystkie inne punkty cechujące styl tegoż reżysera wzrosły równie proporcjonalnie. Mamy więc niespotykaną dotąd dawkę patosu, a sposoby, dzięki którym główni bohaterowie zawsze ratują się przed kolejnymi kataklizmami, sięgnęły nad wyraz absurdalnego, infantylnego, wręcz śmiesznego poziomu. Zresztą humoru jest w tym filmie tyle, co patosu. W zasadzie więc możemy obserwować  2,5-godzinną komedię. Pod koniec natomiast dostajemy kolejną niespodziankę. Reżyser, nie odstępując oczywiście do totalnej zagłady, serwuje nam istną kompilację "Titanica", "Posejdona" i "Speed 2". Jeden z ostatnich kadrów natomiast jest wręcz wyjęty z westernu, a panująca wówczas sytuacja przywiewa od razu na myśl "Wodny świat". Oczywiście wszystkie te ujęcia okraszone są wszystkimi wyżej wspomnianymi elementami, więc nie trudno przewidzieć reakcję widowni. Roland Emmerich zawsze stara się, by w obsadzie znalazły się znane nazwiska. Tym razem wybór padł na Johna Cusacka, Woody'ego Harrelsona oraz Danny'ego Glovera. Spośród tej trójki świetnie spisał się ten drugi. Stworzył bardzo charakterystyczną postać, mimo że przypadła mu mała rola drugoplanowa. Glover prezentuje się solidnie, jednak lepszym czarnoskórym prezydentem był Morgan Freeman w "Dniu zagłady". Cusack wypada co najwyżej średnio, jednak zdążył pokazać, że posiada o wiele większy talent za kółkiem niż wszyscy kierowcy startujący w rajdach i Formule 1. Całość uzupełnia ponadto nad wyraz podniosła muzyka. Emmerich w pełni więc pozostał wierny swemu stylowi. Jak prezentuje się całość? Jedna z osób towarzyszących mi w kinie stwierdziła, że dla tego filmu powinien powstać nowy gatunek "komedia katastroficzna". Druga z kolei dodała, że "2012" zawiera "epicką demolkę". Połączenie tych stwierdzeń daje nam całą prawdę o omawianym dziele. Osobiście jeśli już idę na film Emmericha, to czynię to tylko dla efektów specjalnych. Ten element był fantastyczny, stąd właśnie moja ocena. Reszty udaję, że nie widziałem.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Roland Emmerich przyzwyczaił mnie, odkąd zobaczyłem w kinie "Dzień Niepodległości", do świetnego kina... czytaj więcej
Kiedyś dane mi było zobaczyć obraz interesujący w inny sposób niż inne. Nie był on wcale wart... czytaj więcej
Naczelnym niszczycielem planety Ziemia po premierze "2012" zostanie okrzyknięty Roland Emmerich. Jest jak... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones