Recenzja filmu

Ralph Demolka (2012)
Rich Moore
Wojciech Paszkowski
John C. Reilly
Sarah Silverman

Arcade Forever!

"Ralph Demolka" jest tym dla gier wideo, czym dla kina było "Cinema Paradiso" - listem miłosnym i biletem na wehikuł czasu. Ci z Was, którzy na śniadanie, obiad i kolację jedli piksele, a
"Ralph Demolka" jest tym dla gier wideo, czym dla kina było "Cinema Paradiso" – listem miłosnym i biletem na wehikuł czasu. Ci z Was, którzy na śniadanie, obiad i kolację jedli piksele, a zadania domowe odrabiali przed konsolą, trafią podczas seansu do cyfrowego nieba. Reszcie zostanie świetna animacja z niegłupim morałem.

Wraz z tytułowym bohaterem udajemy się tam, gdzie każdy sen kosztuje złotówkę – do salonu gier. W listwie przeciwprzepięciowej, służącej tu za stację kolejową Wasza Gra Główna(!), bohaterowie masowej wyobraźni rozjeżdżają się do pracy i do domów. Nie inaczej jest z Ralphem Demolką, który zabawia dzieciaki w grze stylizowanej na krzyżówkę "Rampage" i "Donkey Konga". Podczas gdy nasz osiłkowaty bohater, z łapami jak bochny chleba i monstrualnie rozdętą klatą, terroryzuje mieszkańców pewnego budynku, rezolutny Feliks Zaradzisz naprawia magicznym młotkiem wyrządzone przez Ralpha szkody. Wkrótce, umęczony codzienną harówką i brakiem wdzięczności ze strony "współpracowników", Ralph daje nogę ze swojej gry. Chce znaleźć uznanie i sławę w innych światach. Nie trzeba dodawać, że będzie musiał na nie pracować jeszcze ciężej.

Koncepcja artystyczna odwiedzanych przez bohatera gier to jedna z najsilniejszych stron filmu. Zarówno napędzana energetyczną muzyką Skrillexa sekwencja z shootera "Ku polu chwały" (fani "Halo" i "Gears of War" poczują się jak w domu), jak i cukierkowa rzeczywistość wyścigów "Mistrz cukiernicy" (pomyślcie o niej jak o spin-offie "Klopsików i innych zjawisk pogodowych" z samymi słodkościami w rolach głównych) to tylko wierzchołek góry lodowej. Sentymenty twórców sięgają jeszcze głębiej, zaś hołd dla ośmio- i szesnastobitowego dziedzictwa gier wideo wykracza daleko poza subtelną stylizację. Miłosne świadectwo Disneya zdaje się nie mieć końca: począwszy od niespodzianek na ścieżce dźwiękowej i charakterystycznych dżingli z elektronicznej klasyki (seria "Metal Gear Solid"), poprzez gościnne występy legend branży (są nawet postaci z niedocenionego "Altered Beast" czy przedpotopowego "Q*bert"), po całe motywy fabularne – te błahe (niektóre gałęzie znikają, nie stawać!) i te całkiem istotne (uprzykrzające rozgrywkę glitche jako choroba trawiąca jedną z bohaterek).

Kluczową sceną filmu wydaje się seans grupy wsparcia dla szwarccharakterów, podczas którego gwiazdorzy pokroju Kano ("Mortal Kombat"), Bowsera ("Super Mario Bros.") i Zangiefa ("Street Fighter") powtarzają jak mantrę słowa: "Jestem zły i nigdy nie będę dobry; Nie jestem dobry, ale nie ma w tym nic złego". To credo zostaje wyartykułowane jeszcze kilkukrotnie – zawsze brzmi tak czysto, bezpretensjonalnie i szczerze. Obudowane jest szaloną akcją z domieszką niewymuszonego humoru, dobrą technicznie animacją i doskonałym polskim dubbingiem (o tym, że Lubaszenkę lepiej słuchać, niż oglądać, wiemy od czasu reklamy Cigerów, zaskakuje natomiast fenomenalna Fraszyńska). Zapewniam, że starczy tego na hit. Wreck it, Ralph!
1 10
Moja ocena:
9
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nigdy nie byłem zbytnim miłośnikiem gier komputerowych. Wiadomo, lubię czasem spędzić w taki sposób kilka... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones