Arcade na horyzoncie

"Forza Horizon" w niewielkim stopniu, a jednak wyraźnie odchodzi od symulacyjnego profilu gier z tej serii. Czy ten mariaż z arcade oznacza automatycznie trywializację rozgrywki?
"Forza Horizon" w niewielkim stopniu, a jednak wyraźnie odchodzi od symulacyjnego profilu gier z tej serii. Czy ten mariaż z arcade oznacza automatycznie trywializację rozgrywki? O dziwo nie. Przy okazji lekkiego zręcznościowego romansu "Horizon" zachowuje większość charakterystycznych cech poprzednich odsłon.



"Forza Horizon" replikuje pomysł znany z innych wyścigowych gier, dając nam do zabawy otwarty świat. Zupełnie niepotrzebnie, gdyż doskonale poradziłaby sobie bez niego. Nie wiem, co jest tak pociągającego w samochodowym free-roamingu – być może to kwestia jeszcze gołej gry, która zapewne za jakiś czas zacznie kusić kolejnymi DLC, ale teraz jest jak jest. Teren fikcyjnego festiwalu "Horizon" to bezdroża Colorado. Choć przecina je wiele szos, to przerywniki w tzw. trybie "Włóczęgi" są niespecjalnie porywające. Musimy trochę odkrywać, coś tam zbierać i obowiązkowo zdobywać doświadczenie, ale tłuste drifty czy inne "ewolucje" wykonywane co kilka sekund (by podnieść popularność) szybko przestają bawić. Cały ten szał z dowolną jazdą jest jednak ważny, bo dzięki ewolucjom zdobywamy popularność, wykonujemy różne wyzwania i gromadzimy kasę, za którą możemy kupować nowe auta.



Nudna jazda bez celu na szczęście znika w mrokach niepamięci, gdy tylko dotrzemy na miejsce jakiegoś wyścigu. Każda ukończona trasa to oczywiście kolejne stosy wirtualnej kasy na koncie, a także punkty, dzięki którym odblokowujemy nowe opaski na rękę. Te pozwalają nam brać udział w kolejnych wyścigach wszelakiej maści. Jednak sprawa rozchodzi się o kasę, gdyż dzięki niej kupujemy nowe samochody. Bardzo dobrze, a wręcz idealnie rozwiązane jest nagradzanie gracza za branie udziału w eventach. Otóż zanim zaczniemy się ścigać, wybieramy różne opcje poziomu trudności. Im bliżej symulacji będziemy, tym większy bonus pieniężny dostaniemy na końcu danego etapu. Tak proste, a zarazem tak genialne. Weterani niestety będą kręcić nosem, bo już na poziomie średnim, nawet z większością utrudnień, szybko zaczynamy tonąć w dolarach. "Forza Horizon" to jednak produkcja przeznaczona dla znacznie szerszej grupy odbiorców.

Model jazdy, jak na moje oko, jest idealny pod względem zgodności z prawami fizyki i jednocześnie ich nagięcia na potrzeby arcade. "Horizon" to gra, o której można śmiało powiedzieć, że ma sporo zręcznościowych elementów, ale nadal blisko jej do symulatora. Wozy prowadzi się dobrze i w konkretnych przypadkach odpowiednio ciężko, czego najlepszym przykładem jest choćby pojawiający się już na początku Mustang... Podobnie jak w innych odsłonach serii "Forza" mamy tu klasy samochodów. Poza pewną formalną gradacją wszystkie D, C, A czy inne S mają realne znaczenie o tyle, że niektóre wyścigi wymagają np. "Japończyka" klasy C czy choćby wozu przeznaczonego na off-road. 



Rajdów w trybie fabularnym jest kilkadziesiąt. Sprytnie rozwiązano ewentualną powtarzalność – zmieniają się na przykład warunki pogodowe czy bryki, jakimi będziemy śmigać, nawet jeśli na tej samej trasie. Warto zaznaczyć, że nawet "przejście" "Forza Horizon" to dopiero początek zabawy. Nie chodzi oczywiście o zrobienie sobie fotki przy każdym fotoradarze, ale raczej o podkręcanie wyników, zwłaszcza że po każdym wyścigu możemy zmierzyć się z jakimś rywalem. Tak jak wiele gier samochodowych, tak i "Horizon" polega głównie na rywalizacji w trybie online bądź za pomocą tablic rankingowych. Gra w trybie single player to tak naprawdę tylko wprawka albo około trzydziestogodzinna zabawa dla singli.

Fanów męskich domków dla lalek na pewno ucieszy znana już możliwość malowania samochodów. Ba, mamy cały system wypuszczania swoich tworów w sieć, kupowania stylów czy aranżacji naszej karoserii. Rzecz kompletnie nieprzydatna z pragmatycznego punktu widzenia, ale niezmiernie ważna dla maniaków i obsesyjno-kompulsywnych graczy, którzy nie wstają z łóżka bez odpowiedniej kalkomanii na masce ulubionego samochodu.



Wizualnie "Forza Horizon" prezentuje się przemiło. Tereny Colorado, które oglądamy w tle, wyglądają naprawdę zachwycająco. Samochody wycyzelowane są do ostatniej śrubki. Choć nie obejrzymy każdej ryski na tapicerce, "Forza" i tak nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. Niestety, jak zwykle, nie da się tego samego powiedzieć o udźwiękowieniu. O ile to, co jest oryginalne, czyli odgłosy "mechanicznej natury" czy stacje radiowe, są w porządku, o tyle już część polska wprawia w lekkie zakłopotanie. Pal sześć zaledwie poprawny dubbing – przesadzanie i z emfazą to już chyba znak rozpoznawczy większości polonizacji. Gorzej, że pomiędzy wyścigami zarówno radiowi DJe, jak i inni zawodnicy raczą nas potwornie suchymi tekstami. To wynik znajomości języka – nawet najbardziej tandetny dowcip wypowiedziany w obcym języku nie gryzie w ucho tak, jak fraza rodzima (i denerwujący lektor). Na szczęście to tylko niewielkie uchybienia. 



"Forza Horizon" to naprawdę niezła rzecz, choć mam wrażenie, że dla niedzielnych symulantów. Starzy wyjadacze będą kręcić nosem na pewne ułatwienia i zmianę modelu jazdy w stosunku do "Forza Motorsport 4". Na każdym kroku widać bowiem, że twórcy niejako robią szpagat – z jednej strony jest sporo utrudnień (gdyby odpowiednio ustawić poziom trudności). Z drugiej zaś ze względu na prostsze prowadzenie wozów czy sprytne ułatwienia "Horizon" nadaje się znacznie lepiej dla osób, które szukają rozrywki zręcznościowej, ale mimo wszystko powyżej tępej zręcznościówki. Tak czy inaczej, spróbować nie zaszkodzi.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones