Recenzja serialu

Merlin (1998)
Steve Barron
Sam Neill
Helena Bonham Carter

Arcydzieło w każdym calu

"Magia dała mu siłę. Excalibur dał mu moc. Teraz staje twarzą w twarz z największym złem. Magiczna opowieść o legendzie króla Artura widziana oczyma najpotężniejszego czarodzieja na świecie.
"Magia dała mu siłę. Excalibur dał mu moc. Teraz staje twarzą w twarz z największym złem. Magiczna opowieść o legendzie króla Artura widziana oczyma najpotężniejszego czarodzieja na świecie. Piękne efekty specjalne połączone ze wspaniałymi kreacjami gwiazd - Sama Neila, Heleny Bohnam Carter, Johna Gielguda, Rutgera Hauera, Jamesa Earla Jonesa, Mirandy Richardson, Isabelli Rossellini i Martina Shorta. Stworzony przez wiedźmę Mab, Merlin miał skupiać w sobie całe zło i mroczną siłę świata. Kiedy jednak Merlin oparł się temu, Mab chce zniszczyć Merlina i jego ukochaną, Nimue. Przy pomocy Excalibura, daru Pani Jeziora, Merlin walczy, by przynieść światu prawdę, piękno i uczciwość. Wojna przeciw złu właśnie się rozpoczęła. Czary są tworzone i łamane. A prawdziwy sekret Excalibura zostaje wyjawiony..." Tak zaczyna się zwiastun "Merlina", jednego z najpiękniejszych filmów fantasy kiedykolwiek nakręconych. "Merlin" został wyprodukowany przez telewizję Hallmark jako dwuodcinkowa miniseria trwająca łącznie trzy godziny. Hallmark udowodnił, że by zrobić wspaniały film, nie potrzeba wielomilionowego budżetu i etykietki "made in Hollywood". Mimo zaangażowania gwiazd kina takich, jak Rutger Hauer czy Sam Neil całość kosztów produkcji zamknęła się w kwocie zaledwie miliona dolarów, co w porównaniu do hollywoodzkich superprodukcji jest kwotą niemalże śmieszną. Wydawałoby się, że za tak małe pieniądze nie można nakręcić dobrego filmu, co jest oczywistą nieprawdą, gdyż "Merlin" jest w każdym calu filmem wybitnym i wspaniałym. Już sam scenariusz jest oryginalnym pomysłem. Wszelkiej maści filmy nawiązujące do legendy o Królu Arturze skupiają się na rycerzach Okrągłego Stołu, postaci króla i poszukiwaniach Świętego Graala. Scenarzyści, panowie David Stevens i Peter Barnes, wzięli na warsztat postać legendarnego czarnoksiężnika Merlina, którego potencjał kinowy nie był dotychczas za często wykorzystywany. Film jest więc opowieścią o Merlinie, o tym jak został stworzony (tak, tak, Merlin nie urodził się ot tak), o jego chłopięcych latach, pierwszych naukach i w końcu o jego dorosłym życiu. Film zadaje kłam teorii jakoby Merlin był negatywną postacią w legendzie, tu mamy obraz niezwykłego człowieka, który poświęcił się walce ze złem. Gra aktorska jest na najwyższym poziomie. Sam Neil, grający tytułowego maga, stworzył wspaniałą postać dzięki fantastycznej mimice i sztuce subtelnych gestów, przez co widz ma wrażenie, że nie trzeba wiele wysiłku, by władać potężną magią. Świetną kreację podkreśla i uzupełnia jego ubiór, który został stworzony z niezwykłą dbałością o szczegóły, za to bez niesamowitych upiększeń (typu czarna szata z runami). Druga "główna" postać tej opowieści, wiedźma Mab grana przez Mirandę Richardson jest również arcydziełem. Właśnie taka powinna być wiedźma w każdym calu - emanująca nie tyle złem, co przebiegłością, odrobinę szalona, ale i inteligentna, pociągająca, ale i niebezpieczna - to wszystko udało się aktorce znakomicie odtworzyć, a niesamowity głos dopełnia obrazu. Trzecia postać przewijająca się przez cały film to gnom Frick, grany przez Martina Shorta. Frick jest służącym Mab, jej podnóżkiem, na którym wyładowuje swój gniew. Gnom jest tu postacią tragiczną, gdyż odbywa drogę od zła do dobra, powoli zmieniając swój charakter w miarę upływu czasu, poznając, co to jest miłość, ale i również strata ukochanej. I wreszcie, Nimue, ukochana Merlina, grana przez Isabellę Rossellini. Merlin w czasach młodości ratuje ją od śmierci w bagnie i oczywiście zakochuje się w niej z wzajemnością. Ich miłość pomimo ciężkich prób, na jakie wystawia ich Maab, przezwycięża trudności, choć nie brakuje chwil zwątpienia. Poza tymi głównymi bohaterami przewija się cała plejada postaci, które stanowią tło dla rozgrywanej wojny między Maab a Merlinem. Mamy tu więc króla Artura, Morganę le Fay, Sir Lancelota, rycerzy Okrągłego Stołu, Mordreda i wiele wiele innych. Merlin pomimo swej potęgi jest jednak człowiekiem i jako taki popełnia też błędy, za które słono płaci. W odpowiednich momentach filmu słyszymy jego myśli, np. jak mówi, co się mu przydarzyło, jak zaczyna rozumieć, co mu się nie udało, a co mogło się udać. Jest to wędrówka po wnętrzu człowieka, jego wątpliwościach, rozterkach i niepewności, czy wybrał dobrą drogę. Zakończenie filmu jest szczęśliwe, lecz nie do końca. Merlin odnajduje Nimue, oboje są już bardzo wiekowi, czarodziej używa ostatniego czaru, by odmłodzić siebie i ukochaną, by wreszcie mogli się nacieszyć sobą. Jednak patrząc na całość opowieści, dochodzimy do wniosku, że to szczęście miało swoją ogromną cenę. W filmie nie roi się od efektów specjalnych, całość tworzą głównie aktorzy, co oczywiście nie oznacza, że efektów nie ma wcale. Są one na bardzo dobrym poziomie, które wciąż, pomimo upływu sześciu lat, sprawiają dobre wrażenie. Oczywiście nie mogłoby się obejść bez odpowiedniej, podkreślającej akcję, muzyki. Stworzona przez znanego kompozytora Trevora Jonesa, jest wspaniałym uzupełnieniem obrazu. "Merlina" można oglądać w telewizji Hallmark bądź też w którejś z polskich stacji, które od czasu do czasu sięgają po tą pozycję. Gorąco polecam...
1 10
Moja ocena serialu:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones