Recenzja filmu

Prometeusz (2012)
Ridley Scott
Noomi Rapace
Michael Fassbender

Bóg jest kosmitą, a widzowie imbecylami

Na nowy film Ridleya Scotta widzowie musieli czekać dwa lata. Pełne napięcia było to oczekiwanie, bo przecież ostatnią produkcją science fiction reżyser uraczył fanów w latach 80. ("Łowca
Na nowy film Ridleya Scotta widzowie musieli czekać dwa lata. Pełne napięcia było to oczekiwanie, bo przecież ostatnią produkcją science fiction reżyser uraczył fanów w latach 80. ("Łowca androidów" 1982). Zwiastun "Prometeusza" powalał na kolana i obiecywał kino najwyższych lotów. Zamiast tego Ridley Scott zafundował widzom atrakcyjną wizualnie lotniczą katastrofę. Długo dochodziłam po niej do siebie, trawiłam doświadczenie i zbierałam się do napisania recenzji.

"Prometeusz" to historia dziejąca się w nie tak znowu odległej przyszłości. Dwoje naukowców, Elizabeth Shaw (Noomi Rapace) oraz Charlie Holloway (raczej niewarty wspomnienia Logan Marshall-Green), prowadząc wykopaliska archeologiczne na całym świecie, odkrywają powtarzający się motyw człowieka, który wskazuje na zbiór gwiazd. Interpretując ów obraz jako zaproszenie, postanawiają wyruszyć na poszukiwanie planety, na której, ich zdaniem, mieszkają stworzenia będące kreatorami ludzkiego istnienia. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy teoria przestaje być tylko teorią, a staje się faktem, a kolejne wydarzenia weryfikują postawione tezy.

Tyle, jeżeli chodzi o warstwę fabularną. A co kryje się pod nią? Zamysłem były zapewne filozoficzne dywagacje na temat Boga i ludzkiej śmiertelności – Scott się starzeje, skończył 75 lat i zastanawia się nad przeżyciami metafizycznymi. Myśli te, o ile tematykę mają wzniosłą i godną podziwu, o tyle na ekranie prezentują się kiepsko. Widz traktowany jest przez reżysera i scenarzystę filmu jak ostatni imbecyl. Wszystkie informacje podaje się mu na tacy, nawet nie siląc na metaforyczność. Jeżeli coś wymaga wyjaśnienia, to wkładane jest w usta bohaterów. Ta monopolizacja możliwości myślenia, sprawiła, że produkcja wydaje się być płytka i nieudolnie siląca się na intelektualizm, a przecież mogłoby być inaczej.
"Prometeusz" kuleje pod względem logicznym. Wygląda to trochę tak, jakby reżyser postanowił zrobić kompilację z serii "Obcego", odświeżyć ją wizualnie i dodać sklejkę w postaci prostej historii, którą można by dowolnie manewrować. Shaw, po operacji cesarskiego cięcia z zastosowaniem specjalnej komory operacyjnej (science fiction, pamiętajcie!) dla mężczyzn – zmutowany płód oznaczyła, jako ciało obce w żołądku – zszyta zszywkami, była w stanie biegać, skakać i obijać się o wszystko, co popadnie. Wszystko to, oczywiście, natychmiast po zabiegu.

Miliarder sponsorujący wyprawę, martwy, jak utrzymuje się przez ponad połowę filmu, okazuje się nie być wcale takim martwym. W najmniej spodziewanym momencie po prostu budzi się, jak wcześniej pozostali bohaterowie, w swoim pokoju, którego istnienie było wcześniej tajemnicą. Tak czy inaczej wstaje, a jego obecność nie wywołuje u pozostałych uczestników wyprawy żadnego zdziwienia. Dziura logiczna wielkości strusiego jaja.

Postaci kreowane przez aktorów, poza androidem (w tej roli Michael Fassbender), to ludziki z papieru. Relacje archeologów – kochanków są tak sztuczne i nienaturalne, że zdziwienie u widza osiąga poziom zenitalny. Po tym jak Shaw niemalże ginie, Holloway pije w samotności, rozczulając się nad faktem, że nie spotkali żadnej żywej istoty zamieszkującej planetę, na której się znaleźli – jest tak, jakby życie ukochanej nigdy nie było zagrożone. Między bohaterami nie ma żadnego napięcia. Shaw jest tak zaabsorbowana poszukiwaniem Inżynierów (określenie kosmitów, mających rzekomo stworzyć ludzi) i swoim krzyżykiem na szyi, że nawet śmierć Charliego wydaje się nie wywierać na niej jakiegoś specjalnego wrażenia. Ciąża z kosmitą to także niezbyt traumatyczne przeżycie.

Aktorsko wyróżnia się za to Fassbender, który w kreacji zmechanizowanych istot bez uczuć osiągnął poziom eksperta. Grany przez niego android o imieniu David wydaje się balansować na granicy robota i człowieka. To postać niedopowiedziana, widz cały czas ma wątpliwość, co do jej statusu ontologicznego. Świadomość płynności podziału na człowieka i androida skłania do refleksji i przeraża jednocześnie. Sprawa wydaje się jeszcze bardziej interesująca, gdy spojrzy się na kreację Charlize Theron, która w roli Meredith Vickers, despotycznej kierowniczki wyprawy, sprawdza się doskonale. Jej wypracowane, epatujące pewnością siebie ruchy i wiecznie czujne spojrzenie oraz okazywana na każdym kroku racjonalność i zimna krew, każą zastanowić się raz jeszcze nad tym, co sprawia, że daną istotę określa się mianem człowieka, a także, ile słuszności jest w tym podziale.

Tym, co zasługuje na pochwałę, jest też z pewnością strona wizualna produkcji. Kilka pierwszych minut filmu budzi fascynację i hipnotyzuje, realizm scen jest wręcz przytłaczający. Zdjęcia monumentalnych statków kosmicznych czy burzy, podczas której w powietrzu wirują opiłki metali, to po prostu majstersztyk.

Niestety bardzo zawiodłam się na tej jakże wyczekiwanej i skutecznie reklamowanej produkcji. Ridley Scott zażartował sobie ze mnie i stworzył film, którego nie można wcisnąć ani w kategorię rodzinnej rozrywki, ani metafizycznej wycieczki. Jest tak, jakby sam nie mógł się zdecydować. Pobawił się technologicznymi możliwościami kreacji obrazu i wybrał dwa znane, przyciągające nazwiska, które skądinąd podciągnęły trochę moją ocenę filmu. Tak naprawdę, chcąc chronić się przed głębokim zawodem, pragnęłabym przyjąć pozycję obronną i udawać, że "Prometeusz" nigdy się nie pojawił. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Prometeusz" to kolejny po prawie trzydziestoletniej przerwie film science fiction Ridleya Scotta i jeden... czytaj więcej
"Prometeusz" reżyserii Ridleya Scotta był zdecydowanie jedną z najbardziej oczekiwanych premier roku... czytaj więcej
Historia stara jak kino – dobry pomysł, zły scenarzysta i reżyser, który nie dostrzega (lub nie chce... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones