Recenzja filmu

Gejsza (2015)
Radosław Markiewicz
Konrad Eleryk
Marta Żmuda Trzebiatowska

Bóg wybacza, Polska nigdy

Podobnie jak "Drive" "Gejsza" utkana jest z filmowych klisz. Twardziel o złotym sercu; ojcowska figura mafijnego bossa; obskurny klub z tancerkami erotycznymi; skorumpowany glina; beznadziejna
Komunałem często powtarzanym przez kinomanów i krytyków filmowych w Polsce jest hasło: "w Polsce brakuje dobrego kina gatunkowego". Popularnego, atrakcyjnego dla widzów, angażującego emocje, a przy tym ciekawie wymyślonego, dopracowanego warsztatowo, niebanalnego. Brakuje artystów, którzy właśnie przez gatunkową  konwencję zdolni byliby wyrażać swoją twórczą osobowość. Choć w ostatnich latach zaczyna się to pomału zmieniać i coraz więcej utalentowanych filmowców zwraca się ku gatunkom, to "polskiego Refna" czy "Nolana" ciągle nie widać.



Postać twórcy "Drive" wyraźnie ciąży na "Gejszy" – pełnometrażowym debiucie Radosława Markiewicza, który zwrócił na siebie uwagę świetnym średnim metrażem "Złom" (2003) – wizualnie przejmującą, surową opowieścią o młodym mężczyźnie ze Śląska, wbrew wszelkim przeciwnościom próbującym uciec z przytłaczającej go rzeczywistości. Widać tam było spory reżyserski talent, wyczucie filmowej formy, znajomość tego, co dzieje się w kinie światowym. Wszystkie te rzeczy widać też miejscami w "Gejszy", ale nie składają się one niestety na dobry film, tylko na artystyczną porażkę. Nie wystarczy żonglerka filmowymi archetypami, posadzenie bohatera w fordzie mustangu i zalanie kadrów czerwonym światłem, by uzyskać "polskie Drive".

Podobnie jak "Drive" "Gejsza" utkana jest z filmowych klisz. Wychodzący z więzienia twardziel o złotym sercu; ojcowska figura mafijnego bossa; obskurny klub z tancerkami erotycznymi; skorumpowany glina; beznadziejna prowincja, z której można tylko wyjechać; mężczyzna rozdarty między "kobietą upadłą" a miłą dziewczyną z sąsiedztwa. Z tych klisz można by ułożyć całkiem niezłe, samoświadome, rozrywkowe i inteligentne kino. Otwierająca film sekwencja, sprawnie zmontowana w kilku planach czasowych, w której nie wiemy, czy obserwujemy wspomnienia czy marzenia osadzonego w więzieniu bohatera, zapowiada właśnie coś takiego.

   

Niestety, wrażenie to bardzo szybko pryska. Marzenia o "polskim Refnie" rozbijają w proch i pył typowo polskie niedoróbki. Sceny się sypią na poziomie realizacyjnym i scenariuszowym, dialogi są mimowolnie śmieszne, zawodzą bełkoczący coś niezrozumiale pod nosem aktorzy. Debiutujący jako aktor pierwszoplanowy Konrad Eleryk, w roli opuszczającego więzienie ochroniarza w tytułowym klubie Gejsza, nie przekonuje zupełnie. Jego rola jest źle napisana, brak jej wewnętrznej spójności, napięć, jakie ożywiały postać graną przez Goslinga w "Drive". Nie wiadomo, co nim kieruje, na przecięciu jakich sił i pragnień sytuuje się jego postać. Źle grają także Marian Dziędziel i Mirosław Zbrojewicz w rolach przestępczych bossów; wiele do grania poza rolą seksualnego obiektu nie ma Marta Żmuda-Trzebiatowska. Najbardziej przekonująca jest Agnieszka Więdłocha, jako miła dziewczyna z sąsiedztwa, opiekująca się upośledzonym bratem bohatera, reprezentująca szansę na inne niż przestępcze życie w prowincjonalnej beznadziei – ale i ona ma do grania bardzo złe dialogi. Do tego w wielu scenach wychodzą budżetowe braki i techniczne niedoróbki. W efekcie filmu nie ratuje nawet ciekawa klamra narracyjna na końcu, komplikująca i każąca podać w wątpliwość wszystko, co widzieliśmy. 

Mam jako recenzent problem z tym filmem. Widzę, że reżyser stara się, podejmuje ryzyko, śledzi, co dzieje się w światowym kinie, ciekawie kombinuje. Nie chcę mu szkodzić, chciałbym zobaczyć jego następny film. Ale nie mogę też udawać, że "Gejsza" jest filmem udanym i z czystym sumieniem polecić czytelnikom Filmwebu wyprawy do kina. Zamiast radosnej zabawy kliszami i warsztatowego popisu mamy filmowy bubel; zamiast Goslinga w L.A. – Mariana Dziędziela w Czeladzi. Polskie bezformie i nieogarnięcie, które wyziera z każdego kadru, jakby zainfekowało tkankę filmu, zakaziło ją i rozłożyło od środka. Cóż, parafrazując inny tytuł Refna, Bóg może wybacza, Polska nigdy.
1 10
Moja ocena:
4
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones