Recenzja filmu

Paryska dziwka i książę (2015)
Eloïse Lang
Noémie Saglio
Camille Cottin

Błazen jest nagi

Może Cottin planuje po prostu potwierdzić przesądy: o wulgarności Francuzów oraz o grzeczności wyspiarzy? Tyle, że nic z tego gestu nie wynika. Co więcej, ponosi ona porażkę w dużo ważniejszej
Jaką intencją kieruje się reżyser z ukrytą kamerą? Zazwyczaj chce po prostu rozśmieszyć swojego widza. Wie jednak, że komedia raczej nie objawi mu się przed obiektywem cudownie, sama z siebie. Dlatego wzbogaca on przestrzeń dokumentalnego zapisu o element prowokacji. "Potrząsa akwarium" w sensie, jaki nadał temu zwrotowi Marcel Łoziński. Dla polskiego dokumentalisty element takiego dyskretnego reżyserowania rzeczywistości nie służy jednak żartom, a wydobywaniu prawdy (choć jedno nie wadzi drugiemu). Bo prawda z natury bywa nieśmiała, kryje się za fasadą wstydu, nieufności czy konwenansu, nieraz trzeba się do niej dokopać. Akt jej objawienia może być gestem empatii - i bywa nim właśnie w filmach Łozińskiego. Ale równie dobrze może służyć krytyce, wyszydzeniu – kogoś albo czegoś. Dlatego jest to narzędzie niebezpieczne - bo prowokuje do nadużyć. Co więcej: ta broń bywa obosieczna. W "Paryskiej dziwce i księciu" możemy zobaczyć, jak obraca się przeciwko tym, którzy nacisnęli przycisk "REC".


"Paryska dziwka…" jest przedłużeniem (powstałego dla Canal+) programu "La Connasse" złożonego z realizowanych w formule "ukrytej kamery" komediowych skeczy. Reżyserki/scenarzystki Eloïse Lang i Noémie Saglio oraz ich gwiazda, Camille Cottin, tym razem zaprzęgają konwencję swojego show do opowiedzenia o pewnej zblazowanej Francuzce. To Camille (Cottin), kobieta niezadowolona z własnej pozycji, z trudem znosząca kolejne społeczne zwyczaje, brzydząca się ludźmi oraz szarą codziennością. Żeby móc dożywotnio leżeć do góry brzuchem, postanawia ona wziąć ślub z… księciem Harrym. Dlatego porzuca Paryż i wyrusza do Londynu, gdzie planuje zawrzeć związek małżeński z członkiem rodziny królewskiej. 

Cottin kreuje tu personę w typie kolejnych wcieleń Sachy Barona Cohena. Camille jest żeńskim, francuskojęzycznym odpowiednikiem Borata czy Brünona. Ordynarne zachowanie, lekceważenie zasad dobrego wychowania, buta i chamstwo stanowią jej znaki rozpoznawcze. Ale to oczywiście zmyślnie przybrana maska. Schowana pod nią Cottin kreuje się na nadwornego błazna, na nieposłuszne dziecko, które pokazuje, że król jest nagi. Taki prowokator niemal zawsze startuje z jakąś tezą, a jego spektakl ma być dowodem koronnym w jakiejś sprawie. Łoziński – choć daleki od uprzedzeń i narzucających interpretację wyjściowych założeń – w swoich filmach wierzy na przykład w ukrytą wrażliwość i dobroć swoich bohaterów. Dlatego też w roli "popychacza" obsadza choćby prawdziwe dziecko – własnego 6-letniego syna ("Wszystko może się przytrafić"). Cohen z kolei wychodzi z założenia, że ludzie – a zwłaszcza celebryci, politycy i inne postacie "ze świecznika" – to hipokryci. Kolejne maskarady służą mu więc do obnażania i kompromitowania maskarad jego "ofiar". Innymi słowy: Łoziński szuka w drugim człowieku ciepła, Cohen zaś – smrodu. Cottin oczywiście bliżej do drugiego z nich. Problem w tym, że ostrze jej krytyki nie jest wycelowane zbyt precyzyjnie. Dlatego ostatecznie kaleczy się ona sama.


Bo co w zasadzie chce tu osiągnąć komiczka? Czy konfrontując stereotyp aroganckiej i rozpustnej Francuzki z pełnymi rezerwy i ogłady Brytyjczykami usiłuje egzorcyzmować animozje między tymi dwiema nacjami? Tyle że żadne myślowe schematy nie zostają przez nią przełamane. Oto prawdziwa porażka Cottin-wichrzycielki: nie generuje ona żadnego fermentu, jej rozmówcy zachowują rezerwę i niemal bez wyjątku pozostają ostrożnie uprzejmi. Jedyne, co udaje się komiczce wycisnąć z Brytyjczyków to… kilka mandatów. Ale może o to chodzi? Może Cottin planowała po prostu potwierdzić przesądy: o wulgarności Francuzów oraz o grzeczności wyspiarzy? Tyle, że nic z tego gestu nie wynika. Co więcej, ponosi ona porażkę w dużo ważniejszej bitwie. Kolejne prowokowane przez nią sytuacje po prostu nie są zabawne. A to już komediowy grzech numer jeden. Naprzykrzając się bogu ducha winnym ludziom aktorka potrafi tylko irytować – bardziej nawet nas, siedzących po drugiej stronie ekranu widzów, niż zaczepianych gdzieś na ulicach Londynu przechodniów. Żenadę i zły smak da się niby przekuć w rasową anarchizującą komedię. Potrafi to robić wspomniany Cohen, potrafi Johnny Knoxville i zastępy innych komików. Cottin - niekoniecznie.  
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones