Recenzja filmu

Dzika banda (1969)
Sam Peckinpah
William Holden
Ernest Borgnine

Bardzo dziki zachód

Przez takie filmy upadła konwencja klasycznego amerykańskiego westernu. Kilku wyśmienitych reżyserów uznało w latach 60., że już czas obalić tradycje, schematy i wtórność. Dzieła typu "Rio
Przez takie filmy upadła konwencja klasycznego amerykańskiego westernu. Kilku wyśmienitych reżyserów uznało w latach 60., że już czas obalić tradycje, schematy i wtórność. Dzieła typu "Rio Bravo", choć wybitne, to pozbawione były jakichkolwiek świeżości. Reżyser i scenarzysta Sam Peckinpah zdawał się w szczególności zgadzać z tym poglądem. Stąd tak chętnie tworzył, tak zwane później przez historyków kina, anty-westerny. Jednym z nich była "Dzika banda" z 1969 roku.

Filmowiec znany głównie z twórczości właśnie w tym jednym gatunku, miał opinię okrutnika lubiącego się w filmowej rzezi. Ilość przelanej krwi w jego obrazach zdaje się to potwierdzać, ale z drugiej strony – taka etykietka nie jest do końca pełnym portretem artysty. Peckinpah zawsze starał się, by ukazywana przez niego brutalność nie była pozbawiona głębszych motywów. Po latach w nakręconych przez twórcę filmach, dostrzeżono niebywałą skłonność do moralizatorstwa. Także "Dzika banda", którą swego czasu uznano za jedno z najbrutalniejszych dzieł w historii gatunku, a nawet kina, po pewnym czasie doczekała się prawdziwej nobilitacji, a biegnący z niej morał, za najuczciwszą prawdę.

Ten morał dotyczył w szczególności siły męskiej przyjaźni, która - jak wiadomo – raz zawarta, trwać może na wieki. Ale widoczne jest także uznanie reżysera dla innych wzniosłych wartości, takich jak poświęcenie, bezinteresowność, honor czy lojalność. Ich obecność pozornie kłóci się z tematyką "Dzikiej bandy", która dotyczy przecież morderców i rabusiów. Ale tylko pozornie, bo już na wstępie, ukazując zabawę dzieci wrzucających skorpiona w mrowisko, Peckinpah zdradza swoje intencje postawienia traktatu o przemocy i okrucieństwie. W tym kontekście, podział na dobro i zło w jego filmie wydaje się być szczególnie dwuznaczne, a granica znajdująca się między nimi - zaskakująco zacieralna.

Fabuła filmu osnuta jest wokół pojedynku dwóch band dowodzonych przez byłych wspólników i przewodzących antagonistów "Dzikiej bandy" – Pike’a Bishopa (William Holden) i Deke’a Thorntona (Robert Ryan). Niegdyś razem napadający na banki mężczyźni rozdzielili się, gdy drugi z nich trafił do więzienia. Bishop zorganizował własną grupę, z którą siał dalej postrach na pograniczu USA i Meksyku. Szczególnie upodobał sobie kolej, której pieniądze najchętniej rabował. Jej magnaci uznali, że nie mogą dłużej tolerować bezsilności stróżów prawa i czas wziąć sprawy w swoje ręce. Korzystając ze swoich wpływów, wyciągają Thorntona z aresztu i proponują układ – znając zwyczaje byłego kompana, schwyta go lub zabije, i w zamian odzyska wolność. Nie mając nic do stracenia, mężczyzna zgadza się bez wahania.

Zastawia pułapkę pod jednym z banków, który wzięła na cel banda Bishopa. Gdy ci wychodzą z budynku, Deke rozkazuje swoim podwładnym łowcom głów schowanym na dachach otworzyć ogień. Rozpoczyna się okrutna strzelanina, w której ofiary padają po obu stronach i wśród niewinnych mieszkańców miasta, którzy zgromadzili się na procesji. Dzięki panice cywilów, Pike’owi i kilku jego ludziom udaje się uciec i dotrzeć do granicy meksykańskiej. Po jej przekroczeniu wpadają w sam środek rewolucji Pancho Villi, gdzie dają się namówić przez generała Mapache (Emilio Fernández), dowódcę wojsk rządowych, do zuchwałego napadu na pociąg. Tymczasem Thornton dostaje ultimatum – albo schwyta Bishopa w ciągu trzydziestu dni, albo resztę życia spędzi za kratkami.

Reżyser nie stara się nawet pozostawić pozorów obiektywności. Od początku widz wie komu kibicuje i po czyjej stronie sam niedługo stanie. Sympatyzujący z Pikem i jego ludźmi Peckinpah nadaje im cechy pozytywne, nawet pozwalając sobie na sentymentalizm. Wyjęci spod prawa bandyci w istocie są staroświeccy i rządni przygody, a nie, jak początkowo się zdaje – krwi. Wiedzą, że ścigająca ich wataha najemników kompanii kolejowej, zwiastuje rychły koniec wolności, którą sobie tak cenią. Bo w gruncie rzeczy, tytułowa dzika banda, nie jest znów taka dzika – pragnie tylko swobody starego, dzikiego zachodu. Oczywiście, wyjęci spod prawa, zasługują na to by dosięgła ich sprawiedliwość, ale w kulminacyjnym momencie, żądza pieniądza przegrywa z ich sumieniem i kodeksem honorowym. W rezultacie wszyscy giną, choć nie z ręki Thorntona, a meksykańskiej armii, z którą w finale toczą straceńczą bitwę za swego kompana. 

Peckinpah przekonuje, że nie ma dobra i zła, tylko człowiek, który czyni tak lub inaczej. Łowcy nagród, za którymi murem stoi prawo, w rzeczywistości niewiele z tym prawem mają wspólnego. Są równie brutalni i bezwzględni co Bishop i jego towarzysze, a w niektórych scenach – nawet dużo gorsi. Choćby wtedy, gdy bez skrupułów okradają ciała zabitych. Są jak zwierzyna, prymitywne stado, które różni się od Pike’a tylko tym, że usprawiedliwia się ich poczynania tak zwaną sprawiedliwością. Reprezentują więc taką samą przemoc, ale zinstytucjonalizowaną, co dla reżysera jest jeszcze gorszym grzechem, niż na przykład napad na bank bogatej kolei.

"Dziką bandę" otwierają i zamykają spektakularne strzelaniny, które stały się wizytówką obrazu. Peckinpah, odrzucając złudzenia i naiwność charakterystyczne dla starych amerykańskich westernów, rezygnuje także z klasycznych pojedynków w samo południe. Rewolwery zastępują tu karabiny, a nawet broń automatyczna. W końcowej bitwie – rozgrywającej się notabene o wschodzie słońca – reżyser z niesłychaną intensywnością przelewa hektolitry krwi. Finezyjny montaż nie oszczędza szczegółów rozszarpywanych przez kule ciał, a spowolnione zdjęcia nadają sekwencjom unikalnych walorów estetycznych, co czyni masakrę swoiście piękną, tak jakby Peckinpah chciał stworzyć jej apologię. Straszny i piękny film zarazem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Idziemy!" - mówi Pike Bishop do swych ludzi. Zapada chwila ciszy, spojrzenia po sobie. "Czemu nie?" -... czytaj więcej
Przeglądając pewne forum, natrafiłem na stwierdzenie jednego z internautów, zamieszczone w temacie... czytaj więcej
Czy widzieliście film o prawdziwej męskiej przyjaźni, przyjaźni straceńców, ludzi de facto przegranych,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones