Recenzja filmu

Idź twardo: historia Deveya Coxa (2007)
Jake Kasdan
John C. Reilly
Jenna Fischer

Beautiful Ride

Gdyby filmy w których tworzeniu maczał palce Judd Apatow porównać do postaci biblijnych, wtedy "40-letni prawiczek" byłby Józefem, "Wpadka" natomiast Maryją, a "Supersamiec" to oczywiście Dawid.
Gdyby filmy w których tworzeniu maczał palce Judd Apatow porównać do postaci biblijnych, wtedy "40-letni prawiczek" byłby Józefem, "Wpadka" natomiast Maryją, a "Supersamiec" to oczywiście Dawid. Czym więc mógłby być "Walk Hard", nasuwa się pytanie. Pewnie zabrzmi to dziwacznie, ale on wtedy zostałby Jezusem. Tak myślę. "Historia DeVeya Coxa" to zbawiciel wszystkich komedii XXIw. I absolutne mistrzostwo w wielu aspektach - a już na pewno z najlepszym autorskim soundtrackiem ostatnich lat. Tak wybuchowej mieszanki rock’n’rolla (na którym się wychowałem - w dzieciństwie Elvis Presley, The Beatles, czy The Doors nie byli mi obcy) i znakomitego humoru nie było jeszcze nigdy. Osoby odpowiedzialne za film dokonały czegoś na pozór niemożliwego - stworzyli momentami głupawą, ale za to bardzo sympatyczną komedię muzyczną, która nie tylko bawi (i uczy, bo historia ma swój humorystyczny morał), ale także potrafi wzruszyć - przy finałowej scenie miałem łzy w oczach. Oczywiście twórcy nie pozwoliliby, aby widzowie płakali pod koniec obrazu, więc w ostatnim momencie obrócili kota ogonem i zaserwowali ostatni dowcip przed ukazaniem się napisów. W skrócie wyglądało to tak: HAHA - CHLIP - HA! Taki nieznaczny, malusi szczególik, który przypomniał, że oglądamy mimo wszystko komedię. Piękną komedię. I to na tyle piękną, że zaliczyłem ją ostatnio (z własnej woli) trzy razy. A to bardzo duże osiągnięcie. Do filmów muzycznych zaliczają się zarówno musicale ("Sweeney Todd", "Hairspray", czy niesławne "High School Musical" - czemu nie ma growl-musicalu?), jak i historie z życia znanych muzyków - w większości oparte na faktach. Do tych ostatnich bezpośrednio nawiązuje właśnie "Walk Hard" - swego rodzaju parodia takich obrazów jak "Spacer Po Linie", czy "Ray". Bohaterem jest rock’n’rollowiec pokroju Elvisa Presleya, czy Johnny'ego Casha, znany jako Dewey Cox (wymyślony na potrzeby filmu - chociaż kto wie, scenka po napisach była dość dwuznaczna). Dzieckiem będąc młody muzyk przypadkowo zabił swego braciszka… przecinają go na pół za pomocą maczety. Od tego momentu musiał nie tylko unikać gniewu ojca, ale również działać, grać i być dobrym za dwóch - za siebie i za swego brata. Początki bywają najtrudniejsze, wie o tym każdy. Najpierw występy w szkole, później w tanim lokalu, aż wreszcie, powoli, wybicie się z dna i pochwycenie gwiazd. Cox znalazł członków zespołu, zdobył sponsora, nagrał świetny hit "Walk Hard" (genialna piosenka - polecam cały soundtrack, mistrzowski poziom rock’n’rolla) i zaczął żyć amerykańskim snem. Mnóstwo kasy, sława, egzotyczne zwierzątka i piękne kobiety z jednej strony - pogarda konserwatystów, niebezpieczne uzależnienia i piękni mężczyźni z drugiej. Raz na wozie, a raz pod - tak też właśnie było. Niekiedy człowiek cieszy się chwilą, by po sekundzie zostać zgnieciony przez życie niczym nie godny istnienia robak, wiem o czym mówię. A twierdzę tak zarówno z praktyki życiowej, jak i artystycznej. Odczułem dużą sympatię do Deweya może właśnie dlatego, że sam jestem troszkę jak on. Można tylko pogratulować Apatowowi za stworzenie tak oryginalnej postaci, a Reilly'emu za wiarygodną kreację. Bardzo dobrym rozwiązaniem było pokazanie życia Deweya w kilku etapach - lata 50, 60, 70, 80 etc. Dzięki temu zabiegowi mogliśmy nie tylko zobaczyć jak zmieniała się muzyka i moda, ale także poznać najznamienitszych przedstawicieli danych gatunków. I tak w filmie "występuje" sam Król (wielokrotnie przeze mnie wspominany Elvis), Buddy Holly, czy nawet The Beatles (z którymi nasz bohater zaciągał kwasa - tak jest, mowa o LSD). Zaobserwować można też główne różnice między dekadami - lata 50 przyniosły ze sobą rozwój i wielką popularność country oraz rock’n’rolla, natomiast 80 funku i dance’a. Taka humorystyczna podróż w czasie jest nie byle czym, więc po raz kolejny polecam "Walk Hard" jako dzieło edukacyjne (z przymrużeniem oka). Nie dość, że komedii muzycznych jest jak na lekarstwo, to jeszcze same komedie są ostatnimi czasy na słabowitym poziomie. Kinematografia musi czuć się teraz szczęśliwa, bo gdy Judd Apatow zasila jej szeregi i pracuje na jej konto nic nie może pójść nie tak. Ten człowiek wie co dobre (czyt. śmieszne) i lubi dzielić się tym z innymi. "Walk Hard" jest na to najlepszym dowodem. Podsumowanie całego filmu znajduje się w tytule finałowej (bardzo modnej) piosenki "Beautiful Ride". Z całego serca zapraszam więc Was na tę piękną przejażdżkę. Chyba, że wolicie ciężki spacer.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones