Recenzja serialu

Sceny z życia małżeńskiego (1973)
Ingmar Bergman
Erland Josephson
Bibi Andersson

Bergman o związkach

"To, co ci powiem wyda ci się banalne, ale w sferze uczuć jesteśmy analfabetami. Uczymy się wszystkiego, co dotyczy ciała, rolnictwa w Pretorii, liczby pi, ale ani słowa o duszy. Nasza wiedza o
"To, co ci powiem wyda ci się banalne, ale w sferze uczuć jesteśmy analfabetami. Uczymy się wszystkiego, co dotyczy ciała, rolnictwa w Pretorii, liczby pi, ale ani słowa o duszy. Nasza wiedza o nas samych jest przerażająco mała." - mówi Johan do Marianny w jednej ze scen. To niedługie zdanie zdaje się być kwintesencją treści całego obrazu Ingmara Bergmana. Kwestia wyobcowania bliskich sobie ludzi była poruszana czy to w kinie, czy w literaturze wielokrotnie. W dorobku mamy opasłe moralitety na temat odległości międzyludzkiej, ale także dzieła subtelne, jedynie delikatnie obrazujące samą istotę tego częstego zjawiska. Na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, szwedzki twórca stworzył film, który swoją wymową, treścią i charakterystyczną dla swej twórczości formą stał się dziełem niemalże wybitnym w sferze filmów poruszających tę tematykę. Johan i Marianna są małżeństwem od dziesięciu lat. Ich związek uchodzi za idealny; mają dwie córki, dobrą prace, wielu znajomych, uporządkowane życie, nie kłócą się. Jednak po tym, gdy na ich oczach rozpada się małżeństwo bliskich przyjaciół, na wierzch wychodzą skrywane bóle, które w końcu doprowadzają do wyjawienia tajemnicy Johana oraz późniejszego rozstania. Trudno było oglądać ten film z myślą, że jego wybitnego twórcy nie ma już wśród nas. Trudno było go również oglądać ze względu na ilość bólu, przygnębienia, plastikowości i rozczarowań, jakie dotykają parę głównych bohaterów. Ich małżeństwo - przez dziesięć lat wręcz idealne - zaczyna przechodzić kryzys zaraz po tym, kiedy oboje dowiadują się o beznadziejności związku przyjaciół. Wtedy też wychodzi na jaw, że jest ktoś trzeci; że miłości nie ma; że jest tylko przyzwyczajenie i obopólne zmęczenie. I wychodzą na jaw wszystkie bóle i smutki, idealnie skrywane od dłuższego czasu. Film przeraża swoją bezkompromisowością, realizmem i bezpośredniością. Poznajemy bohaterów podczas ich rozmów, stopniowo poznajemy ich wnętrza, poglądy, wady, zalety, po to, by w końcu na własne oczy zobaczyć przemianę (wspaniały zabieg realizacyjny). To czas, życie, dobrnięcie w sfery emocji innych, nauczy ich właściwych podstaw, które okażą się niezbędne do pielęgnowania ciągle iskrzącego się uczucia. Bergman stworzył z pozoru zwyczajnych bohaterów, którzy jednak hipnotyzują nas wzajemnymi relacjami, swoją przemianą i późniejszą, fantastyczną zamianą pozycji życiowych. Scenariusz jest wręcz wybitny. Podział na sześć części, z myślą o pierwotnej formule serialu, dodaje filmowi dodatkowego wyrazu, a dialogi - nasycone bólem, wręcz wnikają w nas, tak jakbyśmy byli ich bezpośrednimi odbiorcami. Film jest bardzo teatralny, akcja praktycznie bez przerwy toczy się w zamkniętych, oszczędnych przedmiotowo i przestrzennie pomieszczeniach; kompletnie brak muzyki (która - jak się okazuje nie jest niezbędna). No i oczywiście wspaniałe aktorstwo, tak odtwórców ról pierwszoplanowych, jak i drugoplanowych. Największe wrażenie robi Liv Ullmann - jest to chyba jej najlepsza rola. Wielka aktorka. Ale jeszcze większy film i jego twórca, który przez właśnie takie dzieła, jak "Sceny z życia małżeńskiego" będzie żył wiecznie.
1 10
Moja ocena serialu:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones