Bitka po wypitce

W czasach, gdy ekranizacje komiksów stają coraz mroczniejsze, a powagą dorównują skandynawskim psychodramom, nowy "Asterix" jest niemalże jak mrożony pepermint w dzień gorącego lata. Nie udaje,
W najsłynniejszej galijskiej wiosce bez zmian. Dziczyzna skwierczy nad ogniskiem, druid warzy w kotle magiczny napitek, a wódz pilnuje, by niebo nie zwaliło się poddanym na głowy. Błogie lenistwo przerywa dopiero pojawienie się wysłannika królowej Brytów, która z powodu inwazji Rzymian nie może w spokoju napić się wrzątku o piątej po południu. Galowie – niestrudzeni bojownicy o wolność i niepodległość każdej nacji – do zaprowadzenia porządku na Wyspach oddelegowują Asteriksa i Obeliksa. Wspierani przez siostrzeńca wodza, pierwszego hipstera znad Sekwany, przyjaciele ruszają na spotkanie przygody i legionistów, którym będą mogli spuścić solidne manto.

Przewodnik tej wyprawy, reżyser Laurent Tirard, ma dobrą rękę do ekranizacji francuskich towarów eksportowych. Całkiem niedawno dał drugie życie "Mikołajkowi", a teraz z powodzeniem zamienia w ruchome obrazy kultowy komiks Goscinnego i Uderzo. Tirardowi udało się zachować sowizdrzalski humor i wdzięk rysunkowego oryginału. Jednocześnie w jego filmie bez trudu wyłowicie gagi odnoszące się do świata poza salą kinową. Zwróćcie chociażby uwagę na postać przybysza z Dalekiego Wschodu, prześladowanego przez rzymskich służbistów z powodu pochodzenia i koloru skóry. Albo scenę, w której jeden z bohaterów poddaje w wątpliwość charakter relacji łączącej Asteriksa i jego potężnego towarzysza ("Dwóch facetów w średnim wieku mieszka w jednym domu z psem?"). To ukłon w kierunku dorosłej publiczności i dowód na to, jak daleko można posunąć się w produkcji pozornie skierowanej do najmłodszych. Co się tyczy dzieciaków, powinny one docenić liczne sceny bijatyk, kolorową, sycącą oczy scenografię oraz autoironiczną, safandułowatą kreację Gerarda Depardieu.

Dobrą robotę tradycyjnie odwalili także spece od dubbingu. Podziw budzą zwłaszcza dialogi brytyjskich bohaterów przemawiających przedziwną, bardzo zabawną mieszanką polskiego i angielskiego. Obstawiam, że tak jak w przypadku "Misji Kleopatry" niektóre teksty z filmu mają szansę zrobić karierę zarówno podczas pogawędek na dużej przerwie jak i zakrapianych alkoholem posiadówek.

W czasach, gdy ekranizacje komiksów próbują być równie poważne co skandynawskie psychodramy, nowy "Asterix" smakuje jak ice tea z lodem w dzień gorącego lata. Nie udaje, że jest czymś więcej niż elegancką, sprawnie przyrządzoną rozrywką, z klasą nabija się ze znanych filmów ("300", "Gwiezdne Wojny", "Kill Bill", "Mechaniczna pomarańcza") i nie moralizuje. Przypomina tylko starą prawdę, że do zwycięstwa nie potrzeba człowiekowi żadnego magicznego napoju lecz wiary w siebie. Choć – i tutaj zgadzam się z twórcami – zawsze dobrze jest mieć u boku własnego silnorękiego Obeliksa, który w razie czego przetrzebi szeregi wroga.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones